Przyczyny masowej paniki, która miała miejsce na bulwarze Bund w Szanghaju, są wciąż badane. 30 minut przed północą zapanował tam powszechny chaos. Tłum stratował 36 osób. 49 rannych trafiło do szpitala. Jak wynika z informacji przekazanych przez władze, 13 z nich jest w stanie ciężkim. Lokalne media opierając się na wypowiedziach świadków podają, że koszmar rozpoczął się, gdy część osób próbująca dostać się nad brzeg promenady, starła się z ludźmi usiłującymi go opuścić. W tragedii zginęło wielu młodych ludzi. Jak podają chińskie media, średnia wieku ofiar wynosiła 22 lata. "Nie udało mi się jej ochronić" Wśród osób, które zginęły jest 21-letnia studentka, która udała się na bulwar, by świętować nowy rok i swoje urodziny - podaje CNN. Przyjaciele opisywali ją jako cichą osobę, pasjonującą się literaturą, operą i modą. Wraz z nią w tłumie był jej chłopak. "Widziałem, jak traci przytomność w moich ramionach, jej oddech i puls stawały się coraz słabsze i słabsze. Inni ciągle na nas napierali. Nie udało mi się jej ochronić" - opisywał zdarzenie. Nabrzeże, na którym rozegrał się koszmar, stało się w mieście tradycyjnym już miejscem wspólnego witania nowego roku. Od kilku lat władze organizują tam różne atrakcje, m.in. trójwymiarowy pokaz świateł laserowych i sztucznych ogni. Jak podają chińskie media, w tym roku oficjalne uroczystości miały zostać odwołane w obawie, że zbierze się zbyt wielu ludzi, którym nie uda się zapewnić dostatecznego bezpieczeństwa. Ludzie jednak kierowani coroczną tradycją przybyli nad brzeg rzeki Huangpu. Jak poinformowała państwowa agencja informacyjna Xinhua, obecny w tym roku tłum był porównywalny do tego z roku 2013, kiedy w zabawie uczestniczyło 300 tys. osób. Chiński prezydent Xi Jinping wezwał do jak najszybszego wyjaśnienia okoliczności tragicznego zdarzenia.