Marta i Marek Babikowie są małżeństwem z 22-letnim stażem, z czwórką dzieci. Ona - pedagog i teolog, autorka i realizatorka warsztatów dla rodziców, nauczycieli i małżonków, głównie z zakresu komunikacji interpersonalnej. On - dr teologii i pedagog, wykłada wychowanie seksualne na Akademii Ignatianum w Krakowie. Wspólnie prowadzą m.in. warsztaty komunikacji małżeńskiej, kursy przedmałżeńskie dla narzeczonych. Justyna Tomaszewska, Interia: Z jakimi najpoważniejszymi problemami zderza się dziś współczesna polska rodzina? Marek Babik: - Widzę ogromny rozdźwięk pomiędzy wiedzą zawodową, którą współcześni ludzie posiedli na bardzo wysokim poziomie, a kompetencjami i wiedzą dotyczącymi budowania relacji. Często ludzie utożsamiają te dwie sprawy: skoro jestem fachowcem w danej dziedzinie, to automatycznie w domu sobie poradzę. Problem polega na tym, że ludzie nie dostrzegają, że żeby tworzyć dobre relacje w rodzinie, należy zainwestować w zdobywanie kompetencji związanych z tworzeniem więzi i komunikacją interpersonalną.Może niektórym wstyd pytać o takie sprawy?Marek Babik: - Myślę, że to bardziej niewiedza. Ostatnio czytałem wpisy na forach odnoście naszych warsztatów komunikacji. Tam często pojawiają się takie zdania: "Zabrałam swojego mena. Nie chciał, ale w końcu przylazł. Wiecie, że nawet był potem zadowolony? Fajne, życiowe sprawy". Czyli nie miał świadomości, że nie wie. Dopiero odkrył, że można by nad czymś popracować. Marta Babik: - Ja stawiałabym, że problemem współczesnej rodziny jest nieumiejętność zdecydowania się na dziecko. Spotykam wiele par, które - kiedy już po latach podejmą decyzję o potomstwie - ze zdziwieniem obserwują, że to wcale tak łatwo nie przychodzi. Wiele rodzin decyduje się na jedno, góra dwoje dzieci. Tłumaczenie tego warunkami materialnymi w wielu przypadkach nie jest uzasadnione. Widzę ogromny lęk przed kolejnym dzieckiem i niezauważenie wielkiej wartości, jaką ono wnosi. Nieważne, czy jest drugie, trzecie, czy czwarte. Marek Babik: - Część się boi, że mając trójkę czy czwórkę dzieci, będzie postrzegana jako para niekompetentna w seksie, nieobeznani, nieudacznicy życiowi.Marta Babik: - I że kolejne dzieci przeszkodzą im w rozwoju osobistym. Trudniej będzie mi się angażować zawodowo, czy wyjechać na wakacje. Prawda, ale to nie wszystko. Jak to jest mieć dziś czwórkę dzieci? Marek Babik: Fajnie! (śmiech)... Marta Babik: - To przede wszystkim doświadczenie różnorodności osób. Po prostu niesamowite. Nie wyobrażam sobie, żeby któregoś z moich dzieci mogło nie być. Każde jest innym człowiekiem... Każde z nich wiele nas nauczyło, każde czegoś innego. Każdemu dajemy coś innego. To niesamowity rozwój. - Pamiętam, jak znajoma poroniła trzecie dziecko. Boleśnie przeżyła moment, gdy ktoś w szpitalu powiedział jej: przecież pani ma jeszcze dwójkę. Dla niej tragedią było to, że straciła to konkretne dziecko. Po synodzie o rodzinie spodziewano się wiele m.in. w kwestii komunii dla rozwiedzionych, czy związków niesakramentalnych. Problem dotyczy coraz większej liczby osób. Marta Babik: - Jego źródła należy szukać dużo wcześniej, wśród młodych ludzi, którzy w ogóle mają problem z tworzeniem relacji małżeńskiej. Widzę pewien kryzys podejścia do ślubu. Ludzie nie za bardzo wiedzą, kiedy i po co go wziąć. Szczególnie, jeśli już od wielu lat wspólnie mieszkają. Nie myślę tu o osobach, które świadomie zdecydowały, że ślubu nie wezmą, tylko o takich, które kiedyś jednak chciałyby się pobrać. Marek Babik: - Mamy wrażenie, że ten etap sprawia, że wiele par wchodzi w stan ogromnego niedookreślenia, z którym przestają sobie radzić. Marta Babik: - Z jednej strony zdążyli już jakoś się określić - zamieszkali razem, a to jest poważna decyzja. Z drugiej strony, nie mają ślubu, a myśl o nim pobrzmiewa gdzieś z tyłu głowy. Nie wiadomo, jak na tym etapie podejmować decyzje, jakie snuć plany, jak się dzielić pieniędzmi... - Spotykamy pary, które w takim trwaniu dochodzą niemal do stażu naszego małżeństwa. Często się zdarza, że biorą ślub w stanie kryzysu. To ma być recepta na jego zażegnanie? Marek Babik: - Tak, liczą, że to będzie skuteczna metoda na pokonanie kryzysu, ale on nie ustaje. Ślub pokazuje go tylko z innej strony. Jedna osoba nie wytrzymuje i odchodzi. Marta Babik: - Tu dochodzimy do problemu, który też poruszany był na synodzie, a na pewno wiele osób chciało, żeby był poruszony. Chodzi o ludzi porzuconych zaraz po ślubie. Opuszczona osoba zostaje uwięziona. Mówić trzydziestoparoletniemu człowiekowi, że ma do końca życia - albo dopóki ta druga osoba nie umrze - żyć samotnie, jest żądaniem heroizmu. Marek Babik: -Takich ludzi przybywa. Jeśli on czy ona niedługo po zawarciu małżeństwa odchodzi, rodzi się zasadne pytanie, czy taka osoba miała świadomość tego, co powiedziała podczas składania przysięgi. Dlatego papież Franciszek podjął działania, by w określonych sytuacjach przyspieszyć proces stwierdzenia nieważności małżeństwa, bo są to sprawy na tyle proste, że nie wymagają długiej procedury. Dziś bardzo często mamy do czynienia z tzw. rodzinami patchworkowymi, czyli takimi, w których żyją byli małżonkowie, ich obecni partnerzy oraz dzieci z poprzednich związków, nieraz także z tego nowego związku. Marta Babik: - Rodziny patchworkowe stają się bardzo ważnym tematem i spotykane są niemal standardowo. Myślę, że to ma również związek z tym, że długo żyjemy i - jakkolwiek byśmy nie narzekali - w miarę dobrze nam się powodzi. Mamy czas na zajmowanie się uczuciami, flirtowaniem... Marek Babik: - "Nie opuszczę cię aż do śmierci" sto lat temu oznaczało: Będę z tobą do 40-stki, może 50-tki. A teraz? Marta Babik: - Dożywamy 80-ciu, 90-ciu lat... Czyli ranga przysięgi urasta wraz z naszym standardem życia. Trudniej ją udźwignąć? Marta Babik: - Realne staje się, że małżeństwo oznacza 50 lat razem. Dziś nie mówimy o 15-20 wspólnych latach potrzebnych na odchowanie dzieci, tylko o naprawdę długim czasie. Na pewno wielu kryzysach, bo w tym czasie muszą one nastąpić. Pytanie, czy sobie z nimi poradzimy. A przy dużej swobodzie i przyzwoleniu, że można się wiązać z kimś innym, nieraz łatwiej w tym kryzysie kogoś znaleźć. Tu mi nie wyszło, to może z kimś innym. Dziecko zabiorę ze sobą. Marek Babik: - Później mamy zlepek różnych rodzin. Dlatego dzisiaj stawia się pytanie, co to jest rodzina. Mamy kryzys rodziny. Jakiej rodziny? Otóż to. Jakiej? Marta Babik: - Z pewnością mamy do czynienia z kryzysem małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny pojętego od ślubu do śmierci. O tym możemy z pewnością mówić. A rodziny jako rodziny? Właśnie... Może np. rodzina patchworkowa się rozwija? I w niej przyszłość? Marta Babik: - Nie, nie widzę w tym przyszłości. Marek Babik: - Ale skutki tego rodzaju połączeń odczujemy wszyscy. O jakich skutkach mowa? Marek Babik: - Przede wszystkim takich, które uderzą w dzieci. W momencie porozbijania układów na linii: mężczyzna, kobieta i dzieci, tracimy możliwość spokojnego, bezpiecznego wychowywania potomstwa. Dziecko strasznie przeżywa rozwód rodziców. Psychologowie mówią, że rozstanie mamy i taty jest bardziej przeżywane przez dziecko niż śmierć jednego z nich. - Jeżeli ktoś tworzy kolejne związki, z całą pewnością przekłada się to na zmniejszenie czasu spędzanego z dzieckiem, który i tak przy dzisiejszym zaangażowaniu zawodowym rodziców jest niewielki. Rozmawiamy o problemach, które były zauważone już ponad 30 lat temu i pisał o nich Jan Paweł II w adhortacji "Familiaris consortio". Skoro problemy są takie same, to co robił Kościół w ciągu tych dziesiątek lat? Marek Babik: - Nie można powiedzieć, że Kościół nic nie robił. Kiedy rysował się cały problem z rodziną - to są lata 60-te ub. wieku, w Polsce przy większości diecezji zaczęły powstawać studia teologii małżeństwa i rodziny. Kościół w tej chwili jest jedyną instytucją, która edukuje prorodzinnie i seksualnie na poziomie ogólnopolskim i zorganizowanym. Mam tu na myśli kursy przedmałżeńskie. Można mówić o nich różne rzeczy, one bywają różne, ale to jest jedyna forma edukowania w tym zakresie. W szkołach działa jeszcze wychowanie do życia w rodzinie, ale to nieco inny temat. Marta Babik: - Kościół ma to do siebie, że wszystko dokonuje się dość powoli i spokojnie. Coraz częściej widzimy bardzo indywidualne podchodzenie do człowieka. Mam wrażenie, że przez ten czas w Kościele zaczęły się odnajdywać małżeństwa niesakramentalne. Działa coraz więcej duszpasterstw skierowanych do małżeństw, także tych z problemami. Kościół się zmienia, a rodzina? Nie jest dziś taka sama, jak sto lat temu... Marek Babik: - Niegdyś w obrębie rodziny odnajdowano wiele funkcji, które z czasem zostały przejęte przez państwo. W XIX-wiecznej czy jeszcze wcześniejszej rodzinie europejskiej na świat przychodziły dzieci, tam były edukowane, tam zaczynały pracę. To wręcz system ekonomiczny sprawiał, że członkowie rodziny byli ze sobą. Bo gdzie mieli iść? - Dziś, kiedy akcent w systemie ekonomicznym został przesunięty z grupy na poszczególną jednostkę, rodzi się pytanie: kiedy my mamy być ze sobą? To już nie jest jedyna droga. Ta zmiana wpłynęła na to, o czym mówiliśmy wcześniej. Część ludzi pyta: "a po co nam ślub?". Przecież da się żyć bez. Kiedyś ślub był wymuszany nie tylko przez społeczną presję, ale też z powodów ekonomicznych. - Kryzys małżeństwa polega dziś na tym, że ludzie boją się wchodzić w głębokie relacje, bo one wiążą, zobowiązują. Z drugiej strony, ludzie tracą z pola widzenia wagę tych relacji, albo nigdy jej nie dostrzegli, bo nie doświadczyli jej od najbliższych. Proszę sobie wyobrazić, że przychodzi do państwa małżeństwo i mówi: "Moje dziecko jest homoseksualistą. Nie wiem, co robić". Co byście państwo poradzili? Marta Babik: - Nie musimy sobie wyobrażać. Przychodzą z takimi sprawami. Marek Babik: - Pierwszoplanowe jest utrzymanie relacji. Liczy się człowiek, który powinien być zawsze szanowany. Wystarczy wziąć Katechizm Kościoła Katolickiego, żeby się o tym przekonać. Marta Babik: - Zauważenie orientacji homoseksualnej u swojej córki czy syna bywa ogromnym wstrząsem. Mówienie o tym, że taki problem wśród rodziców istnieje, jest pozytywne. Ci ludzie potrzebują wsparcia. Przyjęcia, a nie odrzucenia. Pomocy w odnalezieniu się w tej sytuacji: jak mają utrzymywać prawidłowa relację z dzieckiem, jak mu pomagać, jak z nim być, jednocześnie nieraz widząc zachowania, z którymi się nie zgadzają. Sama orientacja to jest jedno, a też decyzje, jaką ta osoba podejmie, mogą być rozmaite. Spotyka się "dojrzałych homoseksualistów". Dojrzałych osobowościowo. To nie są osoby, które narzucają się ludziom ze swoją seksualnością. Marek Babik: - Rodzic może kojarzyć tę orientację z określonymi zachowaniami, na przykład zapamiętanymi z telewizji obrazami z love parady. Marta Babik: - Rodzic martwi się też o relacje swojego dziecka z Bogiem. O to, czy nie będzie odrzucone przez społeczeństwo. To jest temat, który będzie wymagał dużego "przepracowania" w ogóle. Co jest najważniejsze w tego typu sytuacjach w rodzinie?Marta Babik: - Relacje, które trzeba tworzyć z dzieckiem niezależnie od tego, jakich ono dokona wyborów.Marta Babik: - Staramy się pokazywać, jak te prawidłowe relacje w rodzinie utrzymać, jak przekazywać wartości, mieć wymagania, jednocześnie szanując, że to jest wolny człowiek. Marek Babik: - To w ogóle jest problem rodziców, którym jest trudno zaakceptować wolność swojego dziecka. To dotyczy różnych wyborów życiowych. Wróćmy na koniec do synodu. Abp Hoser powiedział po zamknięciu obrad, że synod wskazał klucze, które powinien stosować Kościół jako odpowiedź na omawiany kryzys rodziny. To: słuchanie, towarzyszenie i integrowanie. Jak one się mają do relacji w rodzinie? Marek Babik: - Możemy to przenieść bezpośrednio na rodzinny grunt. Marta Babik: - Dokładnie na tym - słuchaniu, towarzyszeniu i integrowaniu - polega tworzenie szczęśliwej rodziny.