Konrad Piasecki: Czy BBN nie ma jakiegoś sposobu na zwalczanie mrozu? Władysław Stasiak: Palimy. Mógłbym powiedzieć: "Panie redaktorze, czy ja palę? Ja cały czas palę!" A kto właściwie odpowiada za mróz - rząd czy prezydent? To trzeba będzie niewątpliwie uzgodnić. Wczoraj od jednego z polityków PiS-u dostałem SMS-a: "Wybraliście Tuska, macie mrozy!" O! To nieźle. Złośliwe. To mocna deklaracja. Ale pan rządu nie obciąży odpowiedzialnością za mróz i za to, że nie umie go zwalczyć? Nie. Nie mam zamiaru. Mamy mrozy, mamy widmo kłopotów z gazem. Panie ministrze, czy te gazowe wojny Rosji i Ukrainy uderzą w nas rykoszetem? Mogą uderzyć. Oby to się nie stało, ale w perspektywie na pewno tak. To nie jest pierwszy raz. Można powiedzieć, że to jest wręcz rzecz powtarzalna. Na początku 2008 r. Gazprom też wstrzymywał dostawy gazu na Ukrainę, było też tak na przełomie 2005 i 2006 r. Po prostu jest to sygnał, że musimy koniecznie pomyśleć o bezpieczeństwie energetycznym naszego kraju bardzo poważnie. A w tej chwili, trzy po ósmej, mamy czerwone paski w telewizji i informacje o tym, że Rosja wstrzymała dostawy gazu dla Bułgarii, Turcji i Macedonii. Co to oznacza dla nas? To bardzo niedobra wiadomość. Bułgaria jest krajem unijnym. To oznacza tyle, że swoisty problem gazowy zaczyna się rozszerzać. Jeżeli tam rzeczywiście zaprzestano dostawy gazu, to znaczy też tyle, że Unia Europejska ma poważny problem. Ale rozumiem, że do tych krajów idą jakieś osobne, inne nitki niż do nas? To nie jest to samo, ale myślmy o tym bardzo poważnie. To za chwilę może i nas dotknąć. Jeżeli by się ta informacja potwierdziła, Unia Europejska powinna walnąć pięścią w stół i zacząć bronić Bułgarii? Jasne, że tak. Bułgaria ma pełne prawo do tego, żeby liczyć na wsparcie ze strony Unii Europejskiej, m.in. na tym polega zasada solidarności Unii Europejskiej. A pan uważa, że cała ta historia rosyjsko-ukraińsko-gazowa teraz rozszerzająca się na inne kraje to jest polityka czy czysty biznes? To jest polityka. Nigdy nie było co do tego wątpliwości. To polityka. Biznes jest po prostu narzędziem uprawiania polityki. Trzy elementy są w tym dzisiejszym podejściu. Po pierwsze, dyskredytacja Ukrainy na forum międzynarodowym. Chęć pokazania, że Ukraina jest niewiarygodnym partnerem. Chęć zdyskredytowania tak naprawdę Ukrainy i lobbowanie za czymś bardzo niebezpiecznym dla Polski, czyli za Gazociągiem Północnym. Krótko mówiąc: Jeśli będziecie mieli Ukrainę, to będziecie mieli kłopoty, a jak zbudujemy rurociąg na północy, to się tych problemów Europa pozbędzie? Tak. To się bardzo wyraźnie krystalizuje. Po drugie, chęć zdestabilizowania sytuacji wewnętrznej na Ukrainie, która i tak jest bardzo trudna dzisiaj ? polityczna, społeczna, ekonomiczna. Po trzecie, ekspansja biznesowa i chęć wejścia bardzo ostrego na wewnętrzny rynek ukraiński. Tylko co my z tym wszystkim możemy zrobić? Prezydent Kaczyński spotyka się z prezydentem Juszczenką, ale czy nie jest tak, że my jesteśmy bezradni? Nie. Nie jesteśmy bezradni. Czyli możemy pobudzać Unię Europejską, żeby coś z tym wszystkim zrobiła? Musimy to zrobić. To nie jest wcale taka rzecz bagatelna. Tak jak my mamy zrozumienie dla krajów śródziemnomorskich, które bardzo aktywnie angażują Unię Europejską w tym regionie, musimy zwrócić uwagę Unii Europejskiej, że bardzo poważnie, w swoim własnym interesie, powinna się zaangażować w rozwiązanie tego problemu. Tylko że bracia Czesi, przewodzący od 1 stycznia Unii, już umyli ręce i powiedzieli: "To są problemy między Rosją a Ukrainą. Co nam do tego?" Musimy pracować. Bracia Czesi też dostają coraz mniej gazu. Myślę, że to jest bardzo solidny argument, który będzie wpływał na ich stanowisko. Bracia Czesi akurat są tym krajem, który musi liczyć na dostawy gazu. Są w większym stopniu niż np. Francja, Hiszpania czy Włochy uzależnieni od dostaw gazu z kierunku wschodniego. Myślę, że to bardzo mocno wpływa na zrozumienie tego problemu.