Dariusz Jaroń, Interia: Pentagon zamierza rozmieścić w sześciu państwach europejskich, w tym w Polsce, amerykański sprzęt wojskowy. Czy to skuteczny sposób na poprawę bezpieczeństwa w regionie? Dr hab. Marcin Lasoń: Ten krok należy rozpatrywać w szerszym kontekście. Jest nim gra o pozycje w kształtującym się ładzie międzynarodowy, w którym Federacja Rosyjska chce odgrywać rolę mocarstwa globalnego. Stara się wrócić do czasów, gdy była jednym z dwóch światowych mocarstw, chociaż jej obecny potencjał na to nie pozwala. Używając ograniczonych środków osiąga założone cele operacyjne, ale jest to sukces połowiczny. Wbrew swoim rachubom napotkała na opór Zachodu - nawet jeśli ograniczony, to jednak obecny - który postanowił nie akceptować jej poczynań i statusu quo w nowej postaci. Czyli bezprawnej aneksji Krymu i otwartego konfliktu na wschodzie Ukrainy. - Otóż to. Dlatego Rosjanie zdecydowali się na eskalację konfliktu i, patrząc na niego z pozycji rozważań teoretycznych nad konfliktem międzynarodowym, możemy stwierdzić, że przeszli do działań, jakie podejmowane są w fazie kryzysu. Mamy więc demonstracje siły w formie ćwiczeń lotniczych, wszelkiego rodzaju manewrów czy dyslokacje wojsk. I tutaj dochodzimy do odpowiedzi NATO, a w tym konkretnym przypadku - odpowiedzi Stanów Zjednoczonych. Podkreślam "odpowiedzi", a nie jak to przedstawia polityka informacyjna Federacji Rosyjskiej, ofensywnych poczynań NATO, na co musi zareagować Rosja. O reakcji Rosji jeszcze porozmawiamy. Wróćmy do problemu bezpieczeństwa: decyzja USA powstrzyma nieco zapędy Władimira Putina? - Taki jest zamysł. NATO, właśnie ze względu na obawy części sojuszników, podjęło działania, które mają ich uspokoić i pokazać determinację i wolę realizowania podstawowego zadania, jakim jest kolektywna obrona członków Sojuszu. Dla USA to też, a może przede wszystkim, środek służący pokazaniu Rosji, że jej aspiracje idą za daleko, że nie będzie dla nich równorzędnym partnerem. Dlatego stworzono tzw. Szpicę NATO, która zresztą właśnie ćwiczy w Polsce, odbywają się też manewry na Bałtyku, stale prowadzone są różnego rodzaju ćwiczenia, zapowiedziano również powiększenie Sił Odpowiedzi NATO. Zauważmy jednak, że jest to zupełnie inna skala, niż w wypadku działań rosyjskich. Skoro mowa o skali: Stany Zjednoczone zapowiedziały rozmieszczenie w państwach wschodniej flanki NATO 250 sztuk różnego rodzaju sprzętu wojskowego. Poważny krok? - Doceniam ten krok, ale rozpatrywałbym go przede wszystkim w kategoriach politycznych. Tym bardziej, że jeszcze niedawno, w ramach reorientacji polityki na Pacyfik, USA wycofały z Europy swoje ostatnie czołgi. Jest to więc czytelny sygnał, że tej Europy jednak w pełni nie porzucają. Ale jest to też działanie ostrożne, tak by nie doszło do podważenia układu Rosja - NATO z 1997 roku. W polityce globalnej pomiędzy USA a Rosją jest to jednak podbicie stawki celem skłonienia jej do ustępstw. Biorąc pod uwagę, że Rosjanie sięgnęli już do epatowania bronią nuklearną, a Amerykanie pozostają jeszcze na niewielkiej ilości sprzętu, który dopiero może być rozmieszczony, to mamy widoczną różnicę w środkach, jakimi dysponują obie strony. Unia Europejska przedłużyła do końca stycznia sankcje gospodarcze nałożone na Rosję, ta odpowiada kontrsankcjami. Jakich kroków militarnych ze strony Moskwy możemy się spodziewać w odpowiedzi na rozmieszczenie amerykańskiego sprzętu w Europie? - Naturalnie tego typu działania spotkają się z odpowiedzią Rosji. Ta nie może sobie bowiem pozwolić na okazanie słabości, przede wszystkim przed własnym społeczeństwem, które powoli zaczyna prowadzić życie w klimacie oblężonej twierdzy. Można się spodziewać wzmocnienia jednostek rosyjskich przy granicach państw, do których trafi sprzęt, jak i wycelowania iskanderów w ich terytoria. Eskalacja rosyjskich demonstracji zaszła tak daleko, że mowa też o broni nuklearnej: 40 pociskach międzykontynentalnych. Oznacza to, że w swoim szantażu Rosjanie doszli do granic, które trudno będzie przebić. Kreml świadomie prowadzi niebezpieczną grę z Zachodem. Nie zbyt niebezpieczną? - Nie ma się co dziwić takiej polityce, bo to jest jeden z nielicznych obszarów, w jakich Rosja może rywalizować z Zachodem. Tym bardziej, że ten, jeśli chodzi o broń nuklearną, prawie się w Europie rozbroił. Na kontynencie zostało ok. 200 amerykańskich bomb, z których modernizacją i utrzymaniem były pewne kłopoty w epoce oszczędzania wydatków na armię. W Niemczech, gdzie stacjonuje część z tych bomb, było wielu zwolenników ich wycofania i nie ponoszenia przez lotnictwo niemieckie kosztów związanych z utrzymaniem gotowości do ich przenoszenia. To po raz kolejny wskazuje, że państwom europejskim brak jest wystarczającej determinacji, by poradzić sobie z wyzwaniem rzucanym im przez słabszą zdecydowanie od nich Rosję. Mając na uwadze nasze położenie i napięte stosunki Warszawy z Moskwą jaką politykę powinien przyjąć polski rząd w spięciu na linii Rosja - Zachód? - Polityka polskiego rządu nie może się opierać na prostej wierze, że nawet jeden amerykański żołnierz na polskiej ziemi zapewni jej bezpieczeństwo. Wydaje się, że obecnie rządzący coraz silniej są o tym przekonani, podobnie, jak władze w latach 2005-2007. Także prezydent elekt podkreśla, że priorytetem dla niego jest obecność amerykańskich wojsk w Polsce. W razie ewentualnej zmiany władzy można podejrzewać, że stanie się to celem nowego rządu, co w połączeniu z planowanym rozwojem amerykańskiego systemu obrony rakietowej, także w Polsce, może oznaczać wielką otwartość i nawet chęć płacenia za to stronie amerykańskiej. Z tym jednak związane są pewne konsekwencje: pamiętajmy bowiem, że uczynienie z Polski obszaru, na którym toczone byłyby ewentualne działania wojenne nie leży w naszym interesie, nawet jeżeli miałby w nich uczestniczyć kontyngent amerykański. Co zatem pan proponuje? - Zamiast koncentrować się na sojusznikach z NATO czy wybranych z tego grona Stanach Zjednoczonych, Polska powinna skupić się na rozwoju własnego potencjału obronnego. Mowa tu przede wszystkim o koncepcji, która wykorzysta nasze atuty i będzie adekwatna do potencjału. Polska nie będzie w stanie sprostać wyzwaniu wojny totalnej, zatem musi się przygotować na działania nieregularne, szarpane, asymetryczne, na prowadzenie małej wojny, a może nawet małych wojen, które sprawią, że potencjalny agresor uzna jej zdobywanie za bezcelowe. - Polska powinna wreszcie uporządkować bałagan, który powstał po wdrożeniu reformy kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi RP, zająć się poważnie szkoleniem rezerw, rozwiązaniem problemu rezygnowania przez wojsko z doświadczonych żołnierzy po 12 latach służby, obroną terytorialną i prowadzić celowe, planowe działania modernizacyjne, podporządkowane priorytetom obronnym. Nie zapominając przy tym o działaniach poza granicami kraju, które są istotne zarówno ze względów politycznych - sojuszniczych, jak i doświadczenia nabywanego przez wojsko. Tylko wtedy staniemy się krajem, którego zdobycie może i będzie możliwe, ale utrzymanie - dla agresora - już zbyt kosztowne. Z takim krajem będą liczyli się potencjalni przeciwnicy, a także chętniej bronili go sojusznicy.