Soloch: Polska potrzebuje okrętów teraz, a nie za 20 lat
- Polskiego nieba mogą w niedalekiej przyszłości bronić samoloty piątej generacji F-35. Może się to stać już za pięć lat - zakłada w rozmowie z Interią szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch. Prezydencki minister odpowiedzialny za bezpieczeństwo sugeruje, że trzeba też zainwestować w okręty. - Polska potrzebuje ich teraz, a nie za 20 lat - podkreśla Soloch.

Polska chce kupić 32 samoloty piątej generacji F-35. Taka maszyna to jednomiejscowy wielozadaniowy samolot bojowy o obniżonej wykrywalności przez radar.
- Teoretycznie te samoloty mogą się pojawić w ciągu pięciu lat. Ale już teraz powinniśmy wysyłać pilotów na szkolenia czy budować infrastrukturę lotniskową. To jest początek negocjacji, wymiana pierwszych pism, pierwsze spotkania. Myślę, że w ciągu paru miesięcy powinniśmy wiedzieć więcej o tym procesie - powiedział Interii Soloch.
- W tym przypadku, a taka też jest opinia prezydenta i MON, warto rozważyć utworzenie programu rządowego. Czyli zakup samolotów powinien zostać sfinansowany nie ze środków MON, tylko ze środków budżetowych. Chodzi o to, by zakup samolotów F-35 nie obciążał programu modernizacji sił zbrojnych w innych sferach - dodał Soloch.
Modernizacja polskiej armii
Zdaniem Solocha mógłby on być wzorowany na programie kupna samolotów F-16, co de facto oznaczałoby więcej środków dla wojska.
- To według mnie najbardziej rozsądne rozwiązanie, tym bardziej, że program ten musi być powiązany z rozbudową infrastruktury, systemów dowodzenia i naprowadzania, lotnisk, zaplecza szkoleniowego - dodał.
Zdaniem szefa BBN ewentualny offset nie musi obejmować technologii związanych bezpośrednio z platformą F-35.
- Może dotyczyć innych potrzebnych nam technologii dotyczących na przykład rakiet czy amunicji precyzyjnej. To trzeba przemyśleć, choć przy zakupie F-35 kierujemy się przede wszystkim samym faktem, że zakupujemy samolot najnowocześniejszej generacji, znajdując się w ten sposób w gronie elitarnych państw - powiedział.
Zdaniem Solocha najważniejsze cele modernizacji polskiej armii to oprócz programu F-35 także obrona powietrzna, wojska rakietowe, marynarka wojenna.
- Oczywiście powinniśmy kontynuować program "Wisła", związany z zakupem systemu Patriot, ale i realizować programu "Narew", czyli obrony powietrznej krótkiego zasięgu. To musi być spięte z rozbudową całej armii. Przy tej skali zapóźnień proponowane przez prezydenta 2,5 procent na obronność od 2024 r. to nie jest dużo - powiedział.
Polska potrzebuje okrętów teraz, a nie za 20 lat
Szef BBN przyznał, że obecnie polska marynarka wojenna nie wygląda najlepiej, a Polska potrzebuje fregat, by wypełniać zobowiązania sojusznicze. Obecnie mamy dwie fregaty, które za kilka lat będą musiały być wycofane z użytku. Polska rozważała także zakup australijskich fregat Adelajda w ubiegłym roku.
- By skutecznie bronić Bałtyku konieczne jest posiadanie okrętów klasy fregaty. Konieczne jest także posiadanie środków do zwalczania łodzi podwodnych, a także zapewnienie bezpiecznej komunikacji morskiej między kontynentem europejskim a Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w kontekście zdolności przerzutu wojsk - powiedział Soloch.
Jego zdaniem w tym momencie trzeba podjąć strategiczne decyzje.
- Rozwiązaniem nam najbliższym z punktu widzenia wkładu w wojskowy wymiar Sojuszu, i które mogłoby być szybciej zrealizowanym, byłyby fregaty. Natomiast oczywiście za okrętami podwodnymi przemawia fakt, że za chwilę możemy utracić zdolności nie tylko w postaci sprzętu, ale też nie będzie odpowiednio przeszkolonych załóg - powiedział.
- Na razie polskie stocznie nie mają takich zdolności, żeby budować okręty klasy fregata, ale są propozycje interesujące. Na przykład ze strony Danii, aby pierwszy okręt był budowany w tamtej stoczni, pozostałe dwa już w naszych.(...) Trzeba jednak pamiętać, że my potrzebujemy okrętów teraz, a nie za 20 lat - powiedział.
Soloch powiedział także, że marynarka wojenna oprócz funkcji militarnych jest także narzędziem dyplomacji morskiej i wypełnia zobowiązania sojusznicze.
Polska pomostem między UE a USA
Zdaniem szefa BBN, Polska może być pośrednikiem w relacjach między Unią Europejską a Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w zakresie kwestii bezpieczeństwa.
- Oczywiście wiem, że ciągłe wzmacnianie relacji polsko-amerykańskich może się spotykać z ostrożnością również państw sojuszniczych, ze względu na specyfikę relacji tej konkretnej administracji z poszczególnymi państwami w Europie, a zwracam uwagę na bardzo pozytywną reakcję nie tylko sekretarza generalnego NATO, po deklaracji obu prezydentów, ale też państw bałtyckich czy krajów skandynawskich. Ta deklaracja zostało bardzo pozytywnie odebrana, szczególnie w tych krajach, które są najbardziej narażone na zagrożenie ze strony Rosji - podkreślił.