Nadchodzący szczyt Sojuszu Północnoatlantyckiego może być - z perspektywy bezpieczeństwa Polski - przełomowy. Nie ma bowiem wątpliwości, że największym zagrożeniem dla NATO jest obecnie rosyjski neoimperializm. Rosja stawia na konfrontację O ile w czasach prezydentury Borysa Jelcyna, rosyjska polityka zagraniczna była trudna do zdefiniowania - to - jak podkreślał generał Koziej w trakcie wykładu "Szczyt NATO w Warszawie w obliczu nowej zimnej wojny. Czy NATO i UE zbudują euroatlantycki tandem bezpieczeństwa"? - Władimir Putin nie pozostawia już nikomu wątpliwości co do strategii działania. "Za Putina kurs polityczny jest wyraźny i jest coraz bardziej oczywisty: to kurs konfrontacyjny, kurs budowania potęgi Rosji metodą imperialną. Rosja nie baczy na nikogo, wzmacnia się kosztem sąsiadów" - komentował wojskowy. Wyrazem agresywnej polityki Putina są ostatnie doktryny strategiczne i militarne Rosji. "To doktryna antyzachodniego kursu, gdzie Stany Zjednoczone i Unia Europejska uznawani są za wrogów. Tam nie ma próby budowania bezpieczeństwa kooperatywnego" - dodał Koziej. Stosunek wobec Ameryki i państwa zachodnich to o jedno, ale o wiele bardziej niepokojący - z perspektywy Polski - jest drugi z elementów rosyjskiej doktryny, gdzie przestrzeń post-sowiecką Kreml traktuje jako strefę wpływów. "Rosjanie nawet się z tym nie kryją mówiąc, że mają jakieś prawa do tych terenów. Uważają, że jeśli byłe państwa sowieckie będą prowadzić politykę sprzeczną z interesem Rosji, to Kreml ma prawo interweniować w sprawy wewnętrzne tych krajów - także zbrojnie" - powiedział były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. O tym, że rosyjski neoimperializm w wykonaniu Putina jest skuteczny, mogliśmy się przekonać już w 2008 roku w czasie wojny w Gruzji. "Zachód oblał ten test. Choć Unia Europejska przyczyniła się do zawieszenia broni, to już nie potrafiła wyegzekwować ustalonego wycofania wojsk rosyjskich z Gruzji. Są tam do dzisiaj" - powiedział Koziej, przywołując przy tym obraz masztu z flagą rosyjską, wciąż stojącego niedaleko Tbilisi. Zachęcony sukcesem w Gruzji, Putin wykonał kolejny krok w budowaniu rosyjskiej potęgi kosztem sąsiadów, tym razem anektując Krym. Znów skutecznie, bo - początkowo głośne - zachodnie głosy o konieczności zwrotu półwyspu Ukrainie stopniowo przycichały, a obecnie w ogóle zamarły. "Po cichu uznano, że Krym już jest rosyjski" - komentował Koziej. Rosja, pomimo bez wątpienia bolesnych sankcji gospodarczych, osiągnęła cel, powiększając terytorium kosztem sąsiada. Jak zatem odbierać najświeższy przejaw rosyjskiego neoimperializmu, czyli zaangażowanie w konflikt Syrii? "Spektakularna interwencja z użyciem rakiet manewrujących ma na celu zaakcentowanie, że Rosja ma możliwości realizacji ambicji nie tylko regionalnych, ale też i globalnych" - ocenił ekspert wojskowy. "Nowa zimna wojna" Według Kozieja, strategia Rosji doprowadziła do całkowitego zwrotu w regionie euroatlantyckim. Dotychczasowa strategia Zachodu, polegająca na ustępstwach na rzecz Moskwy mających prowadzić do pokojowej koegzystencji, nie powiodła się. "Zaczyna się nowy okres, to nowa zimna wojna, powrót do polityki konfrontacji. Inna możliwością byłby zgniły i wstydliwy pokój, ale zachód zaczyna rozumieć, że nie można godzić się na zachowanie Rosji" - stwierdził. Jednocześnie Kreml coraz mocniej nagłaśnia doktrynę deeskalacji, czyli możliwości ostrzegawczego użycia broni nuklearnej na wypadek wojny. "To jest pierwszy przypadek od lat 50. czy 60. zeszłego wieku, kiedy zaczęto myśleć o użycia broni nuklearnej na polu walki. Przed Zachodem stoi ogromne wyzwanie i konieczność odpowiedzi na pytanie: jak odpowiedzieć na taką doktrynę?" - zastanawia się Koziej. Z jednej strony groźba użycia broni nuklearnej, z drugiej konieczność skutecznego odparcia nowego rodzaju agresji, jakim jest wojna hybrydowa - tak skutecznie zastosowana przez Rosję na Ukrainie, gdzie "zielone ludziki nie strzelały, tylko łokciami wypchnęły Ukraińców ze wschodu". Jak powiedział Koziej, groźba takiego rodzaju konfliktu wisi nad krajami bałtyckimi, ale też i nad Polską. A jest to o tyle niepokojące, że konflikt poniżej progu regularnej wojny, charakteryzujący się skrytym i zamaskowanym zachowaniem agresora, może nie zostać uznany przez wszystkich członków Rady Północnoatlantyckiej za atak, a tym samym nie wywołać reakcji obronnej NATO. "To skuteczna metoda przeciwko Paktowi Północnoatlantyckiemu, który wymaga konsensusu do podjęcia działania" - ocenia generał. Jak zatem zareagować na te wszystkie zagrożenia stojące przed NATO, a co dla nas istotniejsze - przed Polską? Według byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, kilka odpowiedzi da zbliżający się szczyt Paktu Północnoatlantyckiego w Warszawie. Tam mają zapaść decyzje dotyczące m.in. skuteczniejszego odstraszania potencjalnego agresora i zniechęcenia go także do ataku hybrydowego. "Rosja nie ma szans wygrania otwartej wojny z NATO i w tym przypadku strategia odstraszania przynosi efekt, chociaż oczywiście nie możemy wykluczyć jakiegoś szalonego ataku na państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Natomiast NATO nie ma dziś zdolności odstraszania Rosji w wojnie hybrydowej. Rosja niewiele ryzykowałaby gdyby na przykład chciała wywołać bunt mniejszości rosyjskiej w państwach bałtyckich" - przyznał Koziej. Odpowiedzią na to zapotrzebowanie byłaby stała obecność żołnierzy Paktu Północnoatlantyckiego na wschodniej flance. W przypadku jakiejkolwiek ataku - także hybrydowego - agresor zostałby uwikłany w konflikt ze wszystkimi krajami NATO. "Ważne, by te siły były wielonarodowe. Tylko wtedy jest szansa, że Sojusz Północnoatlantycki zadziała z automatu" - zaznacza. "Potencjał ogromny, ale nie jest wykorzystany" Wzmocnieniem działania obronnego może być również postulowane przez Kozieja zacieśnienie współpracy NATO z Unia Europejską. Ta ostatnia według eksperta "potencjał ogromny, ale nie jest on ani wykorzystany, ani nie jest zorganizowany". "Unia Europejska działa wobec zagrożeń na zasadzie decyzji ad hoc, od przypadku do przypadku. Brak jest ustalonych wcześniej strategicznych reguł działania. W związku z tym trzeba spróbować zbudować strategię bezpieczeństwa Europy. Strategię realną, a nie na papierze. Musi ona uwzględnić realne interesy narodowe państw członkowskich. Strategia oparta na wyznawaniu tych samych wartości nie sprawdza się, bo w przypadku kryzysu wszystkie kraje będą dbać jedynie o swoje interesy. Trzeba znaleźć wspólny mianownik strategiczny i na nim budować politykę bezpieczeństwa’ - uważa Koziej. Według eksperta wojskowego, najlepszym odpowiedzią na nową zimną wojnę i zagrożenia hybrydowe byłby "euroatlantycki tandem bezpieczeństwa" NATO i Unii Europejskiej, który czerpałby z potencjału militarnego Paktu i niemilitarnego Wspólnoty. "To jest ogromny potencjał, a dziś te organizacje bardziej się rozjeżdżają albo dublują, niż sprawnie współpracują" - ocenia dodając, że zbudowanie "tandemu" byłoby ogromnym wyzwaniem, bo na przykład nie wszystkie kraje NATO są członkami Unii Europejskiej, a dodatkowo niektóre z krajów wspólnotowych są neutralne i niechętnie brałyby udział w przedsięwzięciu o charakterze militarnym. Być może jednak uda się zbudować taki "tandem". W Brukseli podpisano właśnie Techniczne Porozumienie w Sprawie Cyberobrony pomiędzy jednostkami odpowiedzialnymi za zdolności odpowiedzi na incydenty komputerowe NATO i Unii Europejskiej. Ma ono ułatwić wymianę informacji i dzielenie się najlepszymi praktykami pomiędzy obu organizacjami. Czy to pierwszy krok do skuteczniejszego przeciwstawienia się zagrożeniom? Być może. Miejmy też nadzieję, że zbliżający się szczyt NATO w Warszawie będzie ważny dla Polaków nie tylko z tego powodu, że odbędzie się w stolicy naszego kraju.