Dzisiejsze państwa to gangi, które napadają na ludzi, pod przymusem zdzierają z nich podatki - a za te pieniądze najmują urzędników, którzy bawią się albo w dobrych wujków - albo w złe macochy. Ci urzędnicy to przestępcy, którzy w Wolnej Polsce staną - da Bóg - przed sądami. Za samowolę. Radosna wiadomość polega na tym, że we Włoszech, które p. Sylwiusz Berlusconi odwojowuje spod władzy Czerwonych, właśnie przed sądem stanęli!! To pierwszy taki przypadek, gdy funkcjonariusze faszystowskiego państwa (wszystkie państwa europejskie są dziś znacznie bardziej faszystowskie od Republiki Socjalnej i III Rzeszy; proszę np. policzyć, ile dzieci odebrano rodzicom za Mussoliniego - a ile odbiera się teraz!!) stanęli za to przed sądem. Poszło o to, że nauczycielka znalazła rysunek przedstawiający siostrę (9 lat) z bratem (13 lat) w dwuznacznej pozie i z jednoznacznym opisem... Rodzice dostrzegli, że to napisało jakieś inne dziecko i sprawą się nie przejęli, ale sprawę przejęli gestapowcy z "opieki społecznej". Trzeba pamiętać, że te typy żyją z tego, że wtrącają się w sprawy rodzin: gdyby rodzin nie uznawano za "patologiczne", to oni straciliby pracę. To samo tyczy psychologów (zazwyczaj prototypów p. dra Andrzeja Samsona...), którzy też żyją z ekspertyz wystawianych usłużnie swoim mocodawcom; oni wiedzą, że jak napiszą, że w rodzinie wszystko w porządku, to łajdaki z "pomocy społecznej" po raz drugi już się do nich po (nieźle płatną) ekspertyzę nie zwrócą. Dzieci zabrano siłą... od urodzinowego obiadu i dwa miesiące przetrzymywano w "domu dziecka", gdzie usiłowano w nie wmówić, że są zboczeńcami, a rodzice są potworami, którzy o nie nie dbają. Na szczęście lokalni politycy z Padanii (tam wielkie wpływy ma bratnia w stosunku do UPR-u Liga Północna!) doprowadzili nie tylko do zwolnienia dzieci - ale do postawienia tych "opiekunów społecznych" przed sądem. Miejmy nadzieję, że otrzymają odpowiednio wysokie wyroki. A potem przyjdzie czas na sędziów, którzy równie chętnie odbierają dzieci rodzicom (bo wtedy wykazują się wysokim wskaźnikiem "pozytywnych" rozwiązań; w pojęciu Lewicy dziecko powinno być "dla wyrównania szans" wychowywane od niemowlęctwa nie w rodzinie, lecz reżymowym żłobku, przedszkolu, domu dziecka itd.). Jeśli stawiamy dziś przed sądem tych, co za komuny ferowali niesprawiedliwe wyroki na polecenie państwa - to tym bardziej musimy domagać się sprawiedliwego sądu na tymi "sędziami" z sądów rodzinnych. Nie wszystkimi, oczywiście - ale w kilku sprawach walczyłem o oddanie dziecka rodzicom - i stwierdzam, że większość sędzin i prokuratorek (bo w sądach "rodzinnych" - które trzeba jak najszybciej naprostować, Drogi Ministrze Sprawiedliwości - są to prawie wyłącznie kobiety) to już z samego wyglądu i zachowania typowe SS-Frauen. Cele mają proste: (1) rozbić rodzinę (2) jak się nie da, to zabrać jej dzieci (3) jak się nie da - to przyznać je matce (bo kobiety chętnie wykonują to, co jej państwo każe; mężczyzna często mówi dzieciom: "Nie słuchaj tych głupot z telewizora"; kobieta - rzadko). Ale warto też wspomnieć, że dziecku 9- czy 11-letniemu nawet do głowy nie przychodzi nic szczególnie zdrożnego. Tę (nietypową!) "pozycję" z rysunku koleżanka tych dzieci zaczerpnęła z przymusowych lekcyj demoralizacji, czyli "wychowania seksualnego". Likwidacja tych "lekcyj" oraz wprowadzenie dysedukacji usunie 80 proc. tych problemów... Zobacz nasz raport specjalny: Janusz Korwin-Mikke - zawsze pod prąd