Konrad Piasecki: Czy marzy się panu, aby kraj mógł nadać w ciągu najbliższych godzin depeszę: "Arcybiskup Wielgus nie obejmie dziś funkcji metropolity warszawskiego?" Marcin Przeciszewski: Mnie się marzy, żeby ta sprawa zastała poważnie rozwiązana i przede wszystkim porządnie wyjaśniona. Dlatego, że akta IPN, które już wszyscy znamy, ponieważ są w powszechnym obiegu i badają je dwie komisje, świadczą o tym, że arcybiskup był faktycznie dobrowolnym współpracownikiem służby bezpieczeństwa i wywiadu. Natomiast nie odpowiadają na wiele podstawowych zupełnie pytań, mianowicie jaki był stopień jego szkodliwości i czy w ogóle był taki stopień szkodliwości dla kościoła. Czy według pana istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że ten ingres się dzisiaj nie rozpocznie się? Myślę, że wszystko jeszcze jest możliwe, dlatego że decyzja należy do dwóch podmiotów, czyli do samego arcybiskupa Wielgusa. Na pewno wpływ na to ma również myślenie stolicy apostolskiej, która jest bezpośrednią zwierzchnią władzą wobec biskupa. Innej władzy nie ma. Dziś gazety wielkimi tytułami krzyczą: "Zatrzymać ingres". Katolicy świeccy, księża, duchowni apelują do Stanisława Wielgusa, aby jednak nie obejmował urzędu. On sam milczy. Czy pańskim zdaniem to milczenie znamionuje zastanawianie się nad tym co zrobić? Znamionuje dwie sprawy: na pewno zastanawianie się księdza arcybiskupa do ostatniego momentu, a poza tym druga sprawa, czyli przygotowanie przezeń odpowiedzi na zarzuty postawione mu przez kościelną komisję historyczną. Dlatego jeszcze nie mamy opublikowanego raportu. A czy według pańskiej wiedzy na arcybiskupa Wielgusa jest wywierany jakikolwiek nacisk, wpływ hierarchii kościelnej, aby jednak nie przyjmował dzisiaj tego urzędu? Myślę, że wiele osób mu różne rzeczy sugeruje i podejrzewam, że te stanowiska mogą być nawzajem sprzeczne ze sobą. Zresztą nic dziwnego, że będą różne opinie w takiej sprawie. Przed dwoma tygodniami pan mówił, że skoro arcybiskup Wielgus uzyskał nominację, to znaczy, że jego akta nie są obciążające. Dziś rozumiem nie powtórzyłby pan tego? Ja mówiłem, że były znane. Nie tyle akta co sam fakt współpracy stolicy apostolskiej. Z tego co znowuż wiemy, to ksiądz arcybiskup Wielgus złożył potem odnośne wyjaśnienie do stolicy apostolskiej i na zasadzie zaufania i wiarygodności biskupa, jaką go darzy papież wyjaśnienia te zostały przyjęte. A no właśnie: co wiemy? Na ile te akta były obecne, na ile jakieś dokumenty, papiery pojawiały się w obiegu wewnątrzkościelnym, a na ile to było tak, że szeptano za plecami, że coś jest, że przeszłość abp Wielgusa budzi znaki zapytania, natomiast żadnej wiedzy szczegółowej na ten temat nie było.? Powiem tak: szczegółów nie znam, bo jest to postępowanie tajne. Ale jest to porządne postępowanie konsultacyjne i informacyjne. Na drodze tego postępowania mamy takie wiadomości, że informacja, iż przez 20 lat abp Wielgus współpracował ze służbami została przekazana Stolicy Apostolskiej. Zresztą wczoraj abp Głódź potwierdził to w telewizji. I dalej sprawa była badana: prawdopodobnie byli przesłuchiwani kościelni świadkowie w tej sprawie, był na pewno raport samego księdza biskupa i podejrzewam, że jego wyjaśnienia były podobne jak te, które publicznie w Polsce składał, zostały przyjęte za dobrą monetę przez Stolicę Apostolską. Tyle że Kościół, z tego co wiemy, do Instytutu Pamięci Narodowej się nie zwrócił, a tę teczkę można było chyba łatwo dostać. Kościół do IPN zwrócił się dopiero po powołaniu Kościelnej Komisji Historycznej, czyli w ostatnich dniach zaczęły się te badania. Natomiast osobiście nie dziwię się, dlaczego się nie zwrócił. Przypomnijmy: w rzeczywistości publicznej, jak premier mianuje ministra, też nie robi natychmiast kwerendy w jego ewentualnych aktach w IPN, tylko opiera się na oświadczeniu tego człowieka, że jest uczciwym. I ta sama zasada obowiązuje w Kościele. Pan powiedział: Watykan wiedział, że przez 20 lat abp Wielgus był zakwalifikowany jako współpracownik Służby Bezpieczeństwa. Nie boli pana to, że Watykan mimo wszystko go nominował? Nie. Dlatego, że jeśli rozeznanie było takie, że ta współpraca była prowadzona za zgodą ówczesnych władz kościelnych, czyli biskupa przełożonego wobec ks. dr Wielgusa... A była? Tego nie wiemy w tej chwili. Ale jeżeli ksiądz biskup tak oświadczył, to mogło być to uznane za pewien kontakt konieczny dla Kościoła. Niestety, w pewnych wypadkach Kościół musiał kontaktować się także z władzą bezpieczeństwa. A pańskim zdaniem, gdyby Watykan znał te dokumenty, znał te teczki, które wczoraj pojawiły się w Internecie, też by go nominował? Moim zdaniem z pewnością nie. Czyli to był błąd, że do tych teczek nie sięgnięto, do nich nie zajrzano? Nie. Jeżeli mówimy o jakimś błędzie, to możemy podejrzewać o to abp Wielgusa, że nie poinformował o wszystkim. To dlaczego dzisiaj, skoro te teczki są już w obiegu publicznym, Kościół, Watykan milczy. Trochę to wygląda tak, jakby życie toczyło się swoim torem, a Kościół i hierarchia kościelna żyła w jakiejś wieży z kości słoniowej, nie mówiła, była nieprzemakalna i nie docierały do niej żadne argumenty. Nie jest tak źle, dlatego, że Kościół powołał komisję. Czekamy i pewnie w najbliższych godzinach wyniki pracy tej komisji zostaną opublikowane. I kiedy to dotrze do odpowiednich struktur kościelnych, czyli do Konferencji Episkopatu i do Watykanu, tam stanowisko to zostanie bardzo poważnie wzięte pod uwagę. Tylko że wtedy zapewne abp Wielgus będzie już metropolitą warszawskim i mówiąc językiem świeckim "mleko się już wyleje". Mleko się już dawno wylało. Teraz jest problem, żeby jak najbardziej wiarygodnie do końca tę sprawę wyjaśnić. Mam nadzieję, że dzięki pracy tej komisji, a jest to porządna komisja, tak się stanie. Gdyby na podstawie tego, co już wiemy dzisiaj, pańskim zdaniem mielibyśmy prorokować przyszłość, abp Wielgus metropolitą warszawskim pewnie zostanie, bo nic się w ciągu najbliższych godzin chyba nie wydarzy. Ale co będzie dalej? Nie wiem. Nie chcę być tutaj prorokiem. Tę sprawę musi na pewnym etapie, dla dobra Kościoła, rozstrzygnąć Stolica Apostolska. Czy jakieś badania dokumentów dotyczących kogoś o kryptonimie "Grey" - bo ten kryptonim jest znany od wczoraj czy od przedwczoraj - będą jeszcze prowadzone przez tę komisję kościelną? Jeżeli jakiekolwiek dokumenty wypłyną - przypomnijmy, że to, co wypłynęło to jest 68 stron, czyli bardzo niewielki fragment dokumentów, których ogrom został zniszczony, ale być może gdzieś jeszcze są pozostałości czy odbicia - to komisja się tym, zajmie i, z tego, co wiem, sprawę nadal badać będzie wewnętrzny zespół IPN, który przeprowadzi szerszą kwerendę we wszystkich możliwych źródłach, przede wszystkim dotyczących KUL, czy jakichś odbić nie można tam przypadkiem znaleźć. Dziękuję bardzo.