Jak informowaliśmy w Interii, w czwartek w rejonie chorwackiej miejscowości Grebasztica wybuchł ogromny pożar. Ze względu na wysoką temperaturę i silny wiatr bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Ogień objął zabudowania mieszkalne i samochody, konieczna była ewakuacja mieszkańców. Do akcji skierowano samoloty gaśnicze. Kłęby dymu widoczne były z popularnych wśród turystów plaż. Na jednej z nich odpoczywała wczoraj Agnieszka. Jest z mężem na urlopie w Szybeniku, około 15 kilometrów od miejsca, w którym wybuchł pożar. - Zaniepokoiły nas samoloty, które latały nam nad głowami. Wiedzieliśmy, że są to te, które gaszą pożary, bo podobna sytuacja spotkała nas rok temu - opowiada Interii Agnieszka. Niebo było niemal w całości zakryte grubą warstwą szarego dymu. Wraz z mężem postanowiła zejść z plaży i podjechać rowerami w stronę, w którą leciały samoloty. Chcieli sprawdzić sytuację. - Dym czuliśmy coraz bardziej. Spadał na nas czarny pył, który był wszędzie - na ciele, ubraniach - opowiada Polka. I przyznaje: - Trochę przeraziła mnie sytuacja, bo jakby trzeba było uciekać, to nie wiem, czy byśmy zdążyli. Jesteśmy w dużym kurorcie, w którym jest minimum tysiąc miejsc, do tego pięć hoteli, domki kempingowe. A wyjazd na autostradę jest tylko jeden. Agnieszka dodaje, że samoloty gaśnicze latały także w nocy. - Teraz jest już spokojnie - podsumowuje. Pożar w Chorwacji. "Spakowaliśmy cenniejsze rzeczy i czekaliśmy" Michał jest na wakacjach w miejscowości Dolać, zaledwie 9 km od Grebaszticy. - Mieliśmy już spakowane cenniejsze rzeczy i dokumenty do samochodu. Czekaliśmy, co się wydarzy - opowiada Michał. Nie ukrywa, że był wystraszony - tym bardziej, że przez cały dzień wiał silny wiatr. - Na szczęście na strachu się skończyło - dodaje. Mówi też, że pojawiły się przerwy w dostawach prądu. Marta również odpoczywa w miejscowości Dolać, ale w momencie, w którym wybuchł pożar, zwiedzała z rodziną Zamek Knin, około 100 km od Grebaszticy. - Wracając widzieliśmy duże kłęby dymu. Droga przy wybrzeżu została jednak zamknięta. Zatrzymaliśmy się więc w przydrożnej restauracji, bo niestety nikt nie udzielił nam informacji na temat możliwego objazdu. Służby kazały kierować się na Trogir. Po dwóch godzinach zaczęliśmy na własną rękę szukać możliwej drogi do domu i przy pomocy kelnerów rozrysowaliśmy sobie objazd bocznymi drogami - opowiada Marta. Chorwacja, pożar. Przerwy w dostawie prądu - Dojechaliśmy szczęśliwie. Z tarasu widzieliśmy trzy samoloty gaśnicze. Zapach dymu wyczuwalny jest do tej pory - podkreśla Polka. Resztę dnia rodzina spędziła w wynajmowanym lokalu. Do późnego wieczora w miejscu, w którym się zatrzymali, nie było prądu. Marta do sprawy pożaru podeszła ze spokojem. - Widziałam, ze służby miały wszystko pod kontrolą. Latały samoloty gaśnicze przez kilka godzin bez przerwy. Właścicielka naszej kwatery uspokajała nas mówiąc, ze pożary w Chorwacji w tym okresie to norma. Nie czułam niepokoju. Zarówno ja, jak i moja rodzina czuliśmy się bezpiecznie. Dziś jest już znacznie lepiej, nawet wybieramy się na plażę - podsumowuje. Z ostatniej informacji opublikowanej przez straż pożarną wynika, że sytuacja jest pod kontrolą, a otwartego ognia już nie ma. Podczas gaszenia pożaru rannych zostało czterech strażaków. Udzielono im pomocy medycznej. Chcesz skontaktować się z autorką? Napisz: magdalena.raducha@firma.interia.pl *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!