Konrad Piasecki: Minister do spraw korupcji Julia Pitera, dzień dobry. Julia Pitera: - Dzień dobry. Czy dla PO w piątek skończyła się afera hazardowa? - Panie redaktorze. Odpowiedź na pytanie, czy była to afera hazardowa, da prokuratura. Nie możemy z pewnego zdarzenia obyczajowego, czy też pewnego zdarzenia, które wskazuje na to, że nie były dopełniane procedury, od razu wyciągać wnioski, że była afera. Afera byłaby tak naprawdę wtedy, gdyby ktoś przyjął wymierną korzyść w zamian za... i gdyby ta zmiana doszła do skutku. Czy, to, co nazywamy aferą hazardową, politycznie jest już za nami, czy jeszcze rozliczenia polityczne afery hazardowej będą się toczyły? - Panie redaktorze. Polityczne skutki, tak jak mówię, będą ostateczne po zakończeniu śledztwa prokuratorskiego. Piątkowa, tajna część posiedzenia Sejmu nie przyniosła niczego, co by panią zaniepokoiło? - Była dość kuriozalna, ponieważ okazało się, że twórcy załączników, które tam były prezentowane, którzy sami chcieli, żeby były utajnione, PO chce żeby były odtajnione, absolutnie tam nie ma nic tajnego, okazało się, że mają drugi egzemplarz, który jest nietajny. Z którym to egzemplarzem wszedł pan poseł Dera na trybuny. Ja zadając pytanie, jak to jest możliwe, żeby dokument tajny był jednocześnie w dyspozycji, drugi egzemplarz posła, to pani poseł Wróbel krzyczała, że skoro się nakłada klauzulę, to może "se" zdjąć klauzulę. Tak wygląda znajomość ustawy o ochronie tajemnicy niejawnej. Ciekawe rzeczy się tam działy. - Bardzo ciekawe. Ja zresztą zgłosiłam wniosek, uważam, że jest to podstawa do odtajnienia całego dokumentu i mam nadzieję, że to się stanie, bo on de facto nie jest tajny. To porozmawiajmy o tym dokumencie, który pani zna a my nie znamy. Czy tam były jakiekolwiek dowody na to, że Ryszard Sobiesiak miał dużo częstsze kontakty i dużo większy wpływ na polityków PO niż tego dowiedzieliśmy się jawnie i publicznie? - Myślę, że najlepszą recenzją będzie to, że po zapoznaniu się z tym załącznikiem, rozumiem dlaczego twórcy chcieli, bo jest sytuacja paradoksalna: opozycja chce, żeby było tajne a koalicja rządząca chce, żeby było jawne a w każdym razie PO. Między innymi dlatego, że myślę, że byłaby kupa śmiechu. Mariusz Kamiński mówi: jedno spotkanie pana Schetyny z panem Sobiesiakiem, które zostało udokumentowane, w rzeczywistości jedynym nie było. Były na to jakieś dowody? - Nie, żadnych dowodów nie było absolutnie. Właśnie dlatego było utajnione to posiedzenie, żeby można było te wszystkie rzeczy mówić. Ale ja pana zapewniam, że doprowadzę do odtajnienia, bo, tak jak powiedziałam, jest jawny egzemplarz tego samego dokumentu. Tam nie było tych danych z BTS-ów, czyli stacji logujących telefony komórkowe, które by wskazywały na to, że np. Sobiesiak, czy Grzegorz Schetyna byli w jednym miejscu w zupełnie innym terminie? - Nie, nie panie redaktorze. Poza tym ja panu coś powiem. Wyciąganie takich wniosków jest bardzo ryzykowne. Jeżeli ktoś panu by ukradł samochód a w tym samochodzie by pan zostawił telefon i powiedziałby pan, że ukradziono panu z ulicy X a na BTS-ach by czytano, że jeszcze ten samochód był Y, Ż, Z i nie wiadomo jeszcze przy jakiej ulicy, to by panu powiedziano, że pan kłamie, gdyby chcieć takie wnioski wyciągać. Zbigniew Chlebowski mówi, że marzy o powrocie do klubu, chciałby startować w wyborach, chciałby poddać się weryfikacji wyborców. Pomożecie spełnić Zbyszkowi marzenia? - Ale również powiedział, że na razie sam nad tym się zastanawia. Będzie konsultował z rodziną i w ogóle nie włączył w to, że tak powiem, stanowiska klubu. A co klub na to? Co by na to powiedziała Julia Pitera? Chciałaby pani spełnienia marzeń Chlebowskiego? - Chciałabym, żeby Zbyszek powiedział nam "przepraszam". Niezależnie od wszystkiego, chciałabym, żeby to nastąpiło, bo jednak tego słowa zabrakło. Niezależnie od tego, co się stało, nie może nie zdawać sobie sprawy, jakie perturbacje jego nieodpowiedzialne komunikowanie się z nieodpowiedzialnymi ludźmi czy też o takiej sobie reputacji spowodowało dla klubu. A jeśli powie "przepraszam", to te wszystkie "Rychu blokuje, Rychu załatwię"...? - Nie, musi skończyć się postępowanie prokuratury. Czyli prokuratura przesądzi o jego losie politycznym. - W jakiś sposób tak. Ale jeśli prokuratura powie: "nie możemy postawić zarzutów"? - Będziemy się zastanawiać, a w każdym razie ja się będę zastanawiać, jakie będzie moje stanowisko w tej sprawie. Chlebowski mówi: "z tą ustawą rzeczywiście działy się nie najlepsze rzeczy, ale działy się w rządzie, ja z tym nie miałem nic wspólnego". - W kontekście tego, co powiedziałam wcześniej, że mam troszkę żalu o jego postawę w tej sprawie, tego typu insynuacje są niewłaściwe, zwłaszcza, że była bardzo dogłębna i szczegółowa kontrola. To ta kontrola Kancelarii Prezesa Rady Ministrów ujawniła m.in. te maile. Ona ujawniła te dokumenty, nad którymi m.in. pracowała komisja. To myśmy znaleźli słynnego maila w komputerze, który mówi o likwidacji dopłat. Dlatego wolałabym, żeby nie pozwalał sobie na tego typu opinie. To jeszcze jeden cytat z Mariusza Kamińskiego: "Pani Pitera pełni rolę paprotki, jej działalność jest symbolem pozorowania przez rząd walki z korupcją". - Wyglądam na paprotkę? Nie, nie ma pani takich postrzępionych liści. Będzie proces za te wypowiedzi Mariusza Kamińskiego? - Nie, niech pan nie żartuje. Lubi się pani procesować z Kamińskim. - Przecież to nie ja wytaczałam mu proces, to on mnie wytaczał. Proszę zwrócić uwagę, jak człowiek, który chce mieć reputację silnego, jednocześnie wszystkim grozi procesami od paru lat. Dla mnie jest to żenująca sytuacja, kompletnie nie na poziomie, zważywszy na to, że Mariusz Kamiński pozwala sobie mówić takie rzeczy i o obecnym premierze, i o szeregu innych ludzi, że powinien zrozumieć, na czym polega różnica klasy - na tym, że nikt jemu nie wytacza procesów, a on wytacza wszystkim. Skoro mówimy o żenującej sytuacji - zatrudnienie panny Rostowskiej u pana Radosława Sikorskiego? - Naganne. Zresztą sytuacja jest dość zabawna, bo ta sensacyjna informacja tylko dlatego znalazła się w obiegu publicznym, że m.in. ja wystąpiłam do ministrów o uzupełnienie składów gabinetów politycznych. Pani mówi "naganne", ale pani coś z tym robi? - Nie, nie można, dlatego że to jest gabinet polityczny, to są zupełnie inne zasady naboru. Rozumiem, ale po ludzku, koleżeńsku, po linii partyjnej mogłaby pani zwrócić Radosławowi Sikorskiemu uwagę. - Myślę, że Radosław Sikorski doskonale wie, jaka jest moja ocena tego typu sytuacji. A panna Rostowska jak pracowała, tak pracuje. - Tak, bo to jest gabinet polityczny i niestety tu nic nie mogę zrobić. Nie wszystkie gabinety polityczne są według klucza, który ja bym akceptowała. Ale to jest akurat coś, gdzie nie sięga ręka etyki. A premier nie powinien z tym coś zrobić? - Nie wiem, to jest pytanie do pana premiera. A pani jak uważa? - Nie, dlatego że to jest odpowiedzialność ministra. Gabinet polityczny jest odpowiedzialnością polityczną ministra. A uważa pani, że takie sytuacje polityczne PO nie szkodzą? - Myślę, że mogą szkodzić i mnie to przeszkadza. Proszę mnie nie pytać, bo ja mam absolutnie jednoznaczną opinię na ten temat. I tyle.