- Może i w Rosji morduje się dziennikarzy, ale tam zawsze złe i dobre się miesza. Polska zawsze będzie ważnym sojusznikiem USA. Amerykanie lubią Polaków, cenią ich za odwagę. To prawdziwa wiara w Polskę - dodaje. Konrad Piasecki: Miedwiediew w Warszawie, Komorowski w Białym Domu - i to wszystko w ciągu trzech dni. Myśli pan, że to zbieg okoliczności czy dowód nagłego wzrostu zainteresowania naszym krajem? Richard Pipes: - To, że Miedwiediew przyjechał do Polski, to chyba nie jest zbieg okoliczności. Dlatego, że Rosjanie coraz bardziej interesują się Polską i chcą mieć dobre stosunki. Wizyta Komorowskiego w Białym Domu to chyba jest zbieg okoliczności. Pozycje Polski lepiej określają tajne depesze ujawnione przez WikiLeaks niż te wszystkie gesty? - Nie, Polska jest ważna, dlatego, że to jest bardzo wierny sojusznik Stanów Zjednoczonych, to jest kraj, który teraz dla Rosji zaczyna odgrywać dużą rolę, to jest kraj, który ma duży sukces ekonomiczny i robi się ważnym krajem. A nie jest tak, że Amerykanie jednak traktują nas trochę po macoszemu, że składają nas na ołtarzu swoich stosunków z Rosją? - Nie, nie składają Polaków na ołtarzu. Polska zawsze była i zostaje i będzie w przyszłości bardzo ważnym sojusznikiem Ameryki. Amerykanie bardzo lubią Polaków i poważają Polaków za ich odwagę, za niepodległość i niezależność. Mnie się wydaje, że to nie jest tylko taka gra dyplomatyczna. To jest prawdziwa wiara w Polskę. Kiedy czyta pan te informacje, które wyciekają z WikiLeaks, czyta pan oceny Radosława Sikorskiego, który mówi, że Rosja stwarza Polsce takie realne zagrożenie. Uważa pan, że to jest formułowane na potrzeby gier dyplomatycznych czy serio? - Ja nie mogę za niego mówić, ale mnie się wydaje, że Rosja nie zagraża Polsce. Rosja zagraża krajom, które kiedyś były częścią Związku Radzieckiego, które oni uważają, że nadal są częścią imperium rosyjskiego. Ale Polska była czymś innym, Polska była formalnie niezależnym krajem, także ja nie uważam, żeby była zagrożona. Nie bać się Rosji? - Rosja zawsze bardzo zagrażała Polsce, ale w tej chwili stosunki są dobre i nie mają żadnych interesów w Polsce, takich, które mogą Polsce zagrażać. To, co dzieje się dzisiaj w stosunkach między Polską w Rosją, czyli takie albo prawdziwe albo rzekome otwarcie Rosjan po katastrofie smoleńskiej - rzeczywiście jest coś takiego pańskim zdaniem? - Jest. Ja myślałem, że po katastrofie smoleńskiej stosunki się zepsują, że Polacy będą winić Rosjan za tę katastrofę. I tak się nie stało. Stosunki się polepszyły, bo to zrobiło olbrzymie wrażenie na Rosjanach. To się jakoś połączyło z Katyniem. Ta tragedia w Katyniu, potem ta tragedia w Smoleńsku. Oni się czuli drugi raz winni, chociaż oni nie byli winni katastrofie pod Smoleńskiem. Mimo różnych podejrzeń. Nie wierzy pan w jakąś zagadkę katastrofy smoleńskiej? - Nie wierzę w żadną. Katastrofy się dzieją. Ja nie widzę ku temu powodu. To po prostu była katastrofa. Oni są temu niewinni. Wie pan, że opinia publiczna w Polsce jest bardzo podzielona, jeśli chodzi o rolę Rosjan w tej katastrofie? - Ja się tak obawiałem. Kiedyś się mnie pytali po tej katastrofie w Smoleńsku, czy to polepszy czy pogorszy stosunki z Rosją. Powiedziałem, że na pewno pogorszy. Ale tak się nie stało. Wiem, że są Polacy, którzy sądzą, że to była konspiracja rosyjska, ale nie wierzę w to. Pytając wprost, uważa pan, że Rosjanie nie mieli czy nie mogli mieć żadnego interesu w pozbyciu się polskiego prezydenta? - Nie. Chociaż on nie był przychylny do Rosjan. Ten rząd by czegoś takiego nie zrobił. Te spiskowe teorie snute przez część Polaków, część polityków, żądania międzynarodowego śledztwa, uważa pan, że nie mają racji bytu? - Jak ktoś chce się upewnić, to dlaczego nie. Ale ja uważam, że z tego nic nie wyjdzie. Tam nie było żadnego spisku, ja jestem absolutnie w stu procentach przekonany. A patrząc na te rosyjskie gesty, nie ma pan poczucia, że Rosjanie owszem wykonują gesty, ale jednocześnie robią swoje? To znaczy budują rurociąg, walczyli z tarczą antyrakietową, bardzo twardo ją stawiali w stosunkach z Ameryką? Że oni jednak realizują przy okazji własne interesy, chociaż oczywiście wykonują wobec Polski gesty. - Tam są w tej chwili różne prądy. Tam jest wielki sukces swobody słowa - z jednej strony. Z drugiej strony tam są chyba spiskowe problemy, zdaje się, że policja morduje dziennikarzy, którzy krytykują rząd niekiedy. Tam są różne procesy, tam nie można powiedzieć, że rząd rosyjski czy że strona rosyjska jest taka, a nie inna. Bo tam jest jedno, jest dobre, a drugie jest złe. I to się tak razem miesza. Uważa pan, że tam tarcia na szczytach władzy odgrywają dużą rolę i duże znaczenie dla tego, co dzieje się w Rosji? - Trudno powiedzieć, oni to trzymają w wielkim sekrecie. Ale mnie się wydaje, że oni muszą współpracować, dlatego, że Putin naznaczył Miedwiediewa na tę pozycję. Po drugie my wiemy z prawie całą pewnością, że za dwa lata Putin znowu będzie kandydatem na prezydenta i prawdopodobnie wygra. Nie prawdopodobnie, ale na pewno wygra, jeżeli będzie kandydatem. Ich stosunki nie są najgorsze, chociaż to są inne typy. Miedwiediew jest prawnikiem i on wierzy nie w demokrację, ale on wierzy w prawo. Putin był czekistą, mnie się wydaje, że w głębi duszy stalinistą. Ale oni jednak jakoś razem współpracują. A w polskim interesie jest stawianie na Miedwiediewa? Liczenie na niego, wzmacnianie go? Bezwzględnie. Jeżeli można wybierać, to ja bym oczywiście stawiał na Miedwiediewa. Jest jakiś model stosunków z Rosją, który Polska powinna wdrażać? Czy jeśli wybierać między modelem twardości, artykułowania pretensji albo stwarzania pozorów miękkości, żeby nie wyjść na rusofobów, to który z tych modeli jest lepszy? - Trzeba jedno i drugie robić. Na przykład nie wolno pozwalać Rosjanom się mieszać w sprawy polskie czy nawet w sprawy krajów bałtyckich. Ale z drugiej strony ja byłbym bardzo ostrożny i nie mieszał strony polskiej w sprawy ukraińskie czy gruzińskie, dlatego, że oni są na to bardzo czuli. Oni uważają, że to jest sprawa wpływów. Ja bym się tam nie wtrącał. Mówi pan, żeby stawiać na Miedwiediewa. A liczyć na zmianę warty w Białym Domu za dwa lata? - Na to wygląda, ale nie mam żadnej pewności. Wygląda na to, że dwa lata republikanin będzie prezydentem. Kto pańskim zdaniem jest dziś najpoważniejszym kandydatem do schedy po Baracku Obamie? Trudno powiedzieć, kto wygra, bo tam jest 4-5 kandydatów. Nie chcę wyrazić zdania na ten temat.