Najpierw kilka faktów. W Polsce rokrocznie od 400 do 500 tys. osób pielgrzymuje pieszo do różnych sanktuariów. Mają w czym wybierać - takich świętych miejsc jest w naszym kraju około pięciuset. Największą popularnością wśród nich cieszy się jednak Jasna Góra. W tym roku - jak donosi Polska Agencja Prasowa - tylko w okresie od 22 maja do 26 sierpnia do Częstochowy w 254 pieszych pielgrzymkach dotarło 135 tys. 644 pątników. Niektórzy z nich - tak jak Kaszubi z Helu, wędrujący w ramach pielgrzymki z Gdańska - pokonali na własnych nogach aż 640 kilometrów! Największą grupę - bo liczącą aż 12 tys. - stanowili uczestnicy 300. Warszawskiej Pielgrzymki Pieszej, zwanej często matką polskich pielgrzymek. Liczby te - biorąc pod uwagę postępującą laicyzację społeczeństwa w Polsce - nie mogą nie robić wrażenia. Czego bowiem szukają rodacy, którzy - zamiast narzekać na kiepską pogodę nad Bałtykiem albo cieszyć się słońcem w Egipcie - spędzają urlop "po bożemu"? O fenomenie pielgrzymowania opowiedzieli nam pielgrzymi, ksiądz i socjolog. Pielgrzymka jak narkotyk - Przychodzi czas, gdy pielgrzymka się zbliża i po prostu chcesz iść - nieważne, że masz jakieś inne plany, po prostu idziesz - mówi Daniel, 25-latek, który w sierpniu - wraz z Pielgrzymką Dominikańską - już po raz czwarty dotarł na Jasną Górę. W jego rodzinie raczej nie było tradycji pielgrzymowania, a on - chociaż chodził w niedzielę do kościoła - nie był osobą głęboko wierzącą. Zmienił się po tym, jak zaczął uczęszczać do "Beczki" - dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego, gdzie - jak mówi - "zaczęło się jego nawrócenie". - Teraz wiara nie jest częścią mojego życia, ona jest moim życiem - zaznacza. - Idę na pielgrzymkę po to, żeby się z Panem Bogiem spotkać. To nie jest dla mnie czas ani pracy, ani odpoczynku, tylko modlitwy. Gdy człowiek jest spocony, zmęczony, brudny, a przed nim jeszcze długa droga i wiele wyrzeczeń - wtedy spotyka się sam ze sobą, przychodzi taki moment wewnętrznego oczyszczenia i widzi się swoje prawdziwe ja - mówi Daniel, spytany o sens pielgrzymowania. - To absolutnie się nie nudzi, bo to niby to samo - ta sama trasa, ludzie - ale za każdym razem człowiek odnajduje się na nowo. Najważniejszym według niego celem pielgrzymki jest umocnienie relacji z Bogiem. Jeśli chodzi o intencje - to jak mówi - "zawsze jakaś się znajdzie", choćby o zdrowie dla kogoś z bliskich, kto potrzebuje modlitwy. - Owszem, zdarza się, że dziewczyny proszą o dobrego męża, a podczas modlitwy pada hasło "Panie Boże, pielgrzymka mija, a ja wciąż niczyja" - mówi ze śmiechem Daniel, ale - jak zaznacza - on nie idzie na Jasną Górę w celu matrymonialnym, ale z miłości do Boga. Ślub w drodze do Częstochowy Małgorzata (29 lat) i Janek (38 lat) postanowili, że pobiorą się podczas pielgrzymki. Chociaż okazało się to - ze względów organizacyjnych i formalnych - dosyć skomplikowanym przedsięwzięciem - dopięli swego. Zawarli związek małżeński w trzecim dniu pielgrzymowania, na zamku w Ogrodzieńcu. Na ich ślub, udzielony przez ks. Adama Podbiera, przewodnika jednej z grup wchodzących w skład Pielgrzymki Krakowskiej, mógł przyjść każdy, kto - po całym dniu marszu i modlitwy - miał na to ochotę i siły. Takich osób znalazło się około pięciuset... Potem odbyło się - już dla najbliższej rodziny - wesele. Następnego dnia pielgrzymka ruszyła w drogę, a para młoda odpoczęła i "dogoniła" grupę, by razem ze wszystkimi wejść na Jasną Górę, gdzie odprawiona została w intencji świeżo upieczonych małżonków msza. - Nie chcieliśmy hucznego wesela, ale zależało nam na tym, by ten dzień był dla nas wyjątkowy i by zapamiętać go na całe życie. Namówiłam mojego ówczesnego narzeczonego - teraz męża - by poszedł razem ze mną i zobaczył, "jak to wygląda" i tak to się zaczęło... - mówi Gosia, która - w sumie - doszło pieszo do Częstochowy aż dziesięć razy. Na pytanie o sens i cel pielgrzymowania, Małgorzata odpowiada krótko: to trzeba samemu przeżyć, wtedy wszystko jest jasne. - Pielgrzymka to totalne oderwanie się od rzeczywistości. Te tygodniowe "rekolekcje w drodze" są jak magnes, przyciągają, dodają energii, nadziei na lepsze jutro i wiary w bliźniego. A sama Jasna Góra jest dla mnie miejscem magicznym - zapewnia. - Na pewno, jakbym jeszcze raz miała wziąć ślub, to zrobiłabym tak samo - dodaje. Podróż w głąb siebie Kornel (32 lata) ruszył w drogę rok temu, za radą dobrego znajomego. Nie obrał jednak jako celu Częstochowy - kupił bilet do Barcelony, a następnie do Burgos - miasta w północnej Hiszpanii, przez które przebiega Droga św. Jakuba - słynny szlak pielgrzymkowy do katedry w Santiago de Compostela. Początkowo miał jechać sam, dołączył jednak do niego przyjaciel. Szli we dwoje - tzw. trasą francuską - około 40 kilometrów dziennie. Ich wędrówkę wyznaczały żółta strzałka i muszla - symbol św. Jakuba. - Szedłem z myślą o zmianie, o ożywieniu mojego życia - mówi Kornel. - Pielgrzymka to jest czas dla ciebie i dla Boga. Jest okazja, by zadać sobie kilka ważnych pytań. Na co dzień nie mam na to zbyt wiele czasu, a podczas tej pielgrzymki mogłem przyglądnąć się samemu sobie, poobserwować - dodaje. Oczywiście spotkał osoby, które podążały szlakiem głównie w celu turystycznym. Trasa Camino de Santiago jest bowiem bardzo malownicza - trochę pustyni, trochę gór, dolinek, a już za samym Santiago de Compostela na pielgrzymów czeka... ocean, gdzie można - jako dowód, na przebycie wędrówki - zabrać ze sobą muszlę.