Jakub Szczepański, Interia: Polityka nie zepsuła panu czwartkowych urodzin? Patryk Jaki, europoseł Suwerennej Polski: - Niestety, po raz kolejny polityka przeważa nad życiem prywatnym. Trzeba było zajmować się kolejnym niepotrzebnymi atakami na nas koalicjantów z PiS i generalnie pracą. Coś was jeszcze łączy z PiS? Można odnieść wrażenie, że utrzymujecie relacje ze względu na profity wynikające z rządzenia. - Bardzo boleję nad tym poziomem emocji. Po konwencji Suwerennej Polski trudno zrozumieć ataki na nasze środowisko. A robili to Ryszard Terlecki, a po nim inni politycy PiS. Przecież podczas tego wydarzenia ich nie atakowaliśmy. Jedynie dziękowaliśmy i pozdrawialiśmy. Podobne zachowania szefa klubu PiS to tylko prezent dla Donalda Tuska. Tym bardziej, że wciąż więcej nas łączy niż dzieli. Od ośmiu lat skutecznie odsuwamy od władzy niemieckie słupy z Platformy, a dzięki temu, że Polska prowadzi podmiotową politykę, jest najsilniejsza w historii III RP. Zarówno pod względem gospodarczym, militarnym jak i politycznym. Po co Zjednoczonej Prawicy dzisiaj Suwerenna Polska? Macie odebrać dla PiS elektorat Konfederacji? - Naszym zadaniem wcale nie jest przejęcie ich wyborców, to tylko wydumane analizy. Tym bardziej, że od Konfederacji różnimy się na pewno stosunkiem do Rosji. Ostatnio okazało się, że przez lata mieli w swoich szeregach Leszka Sykulskiego, który zachowuje się jak putinowska agentura. Tak samo zresztą jak wielu dalej obecnych tam polityków, którzy tłumaczą na przykład aneksję Krymu przez Rosję. My jesteśmy antyrosyjscy, odwołujemy się do idei I Rzeczpospolitej. Chcielibyśmy budować większą siłę Polski w regionie, wierzymy w koncepcję Międzymorza. To nas różni. A co was różni z PiS? - Szczególnie decyzje premiera Morawieckiego i jego środowiska. Takie jak skandaliczne pakiety klimatyczne forsowane przez Tuska i Niemcy, które zaakceptował na Radzie Europejskiej. Chodzi o drastyczny wzrost ceny życia w imię zielonego komunizmu. Mówię o zakazie używania samochodów spalinowych, niszczeniu polskiego przemysłu węglowego, nowych podatkach na tanie loty, wszystkie nieruchomości i transport w Polsce. Premier się na to zgodził, bo jak sam mówił, zielony komunizm to w Unii Europejskiej religia. Tylko co by było, gdyby się nie zgodził? Dostałby ekskomunikę? (śmiech) Co jeszcze wam się nie podoba u premiera? - Uzależnienie wypłaty unijnych środków od kryteriów leworządności. Dopóki tego nie było, Polska nie straciła ani jednego euro. A przez decyzję premiera tracimy coraz więcej. Do tego KPO, absurdalne kamienie milowe, z nowymi opłatami za trasy ekspresowe. Oddawanie kolejnych kompetencji UE przez tzw. zasoby własne i wspólny dług. Ustępstwa premiera Morawieckiego skończyły się blokadą reformy sądownictwa. Gołym okiem widać, że środowisko premiera chciałoby w przyszłości stworzyć z polskiej prawicy coś na kształt "prawicy" w Europejskiej Partii Ludowej. Czyli co? - Prawicę bezobjawową jeśli chodzi o wartości. Taką, która płynie w głównym nurcie tworzącego się państwa europejskiego. Suwerenna Polska powstała, aby się przed tym bronić. Nie możemy odpuścić chrześcijańskich korzeni, nawet jeśli bylibyśmy jedyni w Europie. Gorąco wierzę, że w przyszłości będzie to elementem naszej przewagi. Z czasem porządek będzie zwyciężał nad chaosem. Spójrzmy na to z perspektywy PiS, które wcale nie odcina się od korzeni i religii. Gdyby ktokolwiek mówił do swojego szefa jak wiceministrowie mówią do premiera, powinien się raczej liczyć z utratą pracy. A wy sobie na to pozwalacie. Do wyborów tylko pół roku, więc może lepiej skończyć ten teatr? - W samym PiS jest wciąż wiele osób, które podzielają nasze poglądy. Do tego grona trzeba włączyć najważniejszych polityków tej formacji. Miałem na myśli frakcję premiera. To oni porozsyłali do samorządów pisma, w których domagali się od regionów wycofania z uchwał o obronie rodziny. W imię terroru LGBT i wymuszenia uzyskania środków europejskich pozwalali na poniżanie abp. Jędraszewskiego. Co to ma wspólnego z chrześcijańskimi korzeniami? Jak to jest z tą krytyką szefa rządu? - Przecież jesteśmy oddzielną partią i bronimy wspólnego programu, na który się zgadzaliśmy. Większość niechcianych przez nas decyzji podejmowali wyłącznie premier oraz jego środowisko. Nie było zgody Rady Ministrów ani koalicji, więc biorą za to wszystko pełną odpowiedzialność. Jako koalicjant możecie więcej? - Nie. Nam chodzi tylko o wyciągniecie wniosków z błędów w polityce premiera i napisanie nowego programu. A potem cała na przód z liderem obozu, panem prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Trzeba dążyć do wygaszania sporów. Są one na rękę tylko opozycji. Kilka dni temu PiS próbował wyrzucić waszych posłów z sejmowej komisji sprawiedliwości, a Joanna Lichocka nagrała jak dowcipkowaliście z Kamilą Gasiuk-Pihowicz z opozycji. Nie wstyd wam głosować z politycznym wrogiem? - Nie dogadywaliśmy się z Platformą. PiS podjął przeciwko nam kolejną ofensywną akcję. Znowu próbowali nas upokorzyć, zupełnie bez powodu. Opozycja wykorzystała prezent od PiS-u, aby nas dzielić. Nikt z nas nie prosił o ich głosy. A film pani poseł Lichockiej jest tylko dowodem na moje słowa, pokazuje złe intencje. Przecież ona doskonale wie, że podobne nagranie mogłoby dotyczyć niemalże każdego. Posłowie ze sobą zwyczajnie rozmawiają. Do tego zmanipulowała nagranie, wybrała pasujące jej fragmenty. Obok Kamili Gasiuk-Pihowicz byli też posłowie PiS. Wierzy pan, że bez zgody Jarosława Kaczyńskiego można usuwać waszych posłów z komisji sprawiedliwości? - Pewnie taka decyzja zapadła ze względu na Pawła Kukiza. Ten, jak wiadomo, dostał 4 mln zł z KPRM. I jakoś, dziwnym trafem, jego ludzie dziś już publicznie snują wizję budowy koalicji PiS z PSL-em. Bez Suwerennej Polski. Wyobraża pan sobie, z PSL-em?! Tym samym co umarzał długi Gazpromowi, głosował za zielonym komunizmem w Parlamencie Europejskim i udaje prawicę, taką bezobjawową. Więc potwierdza się wszystko, co powiedziałem wcześniej. Chcą w przyszłości budować coś na kształt polskiego CDU. Tylko przeszkadzają im prawdziwi konserwatyści z naszego środowiska. Środowisko premiera chce wygryźć też podobnych konserwatystów z samego PiS. O premierze mówi pan jak o szeregowym polityku z ostatniej ławy w Sejmie. A to w końcu szef rządu i ktoś go wybrał. - Mamy świadomość, że zarówno Mateusz Morawiecki jak i jego środowisko, chcieliby się nas pozbyć. Wtedy już nikt nie będzie krzyczał, kiedy szef rządu będzie się zgadzał na kolejne kamienie milowe, leworządność czy listy ws. LGBT z szantażem do samorządów. Może PiS chce mieć po prostu spokój? - Na pewno nie będą go mieli z ludowcami. Tylko naiwny człowiek może w to wierzyć. Spokój nie może być celem samym w sobie. Chcemy, aby Polska przestała być w UE upokarzana i zaczęła tam więcej znaczyć. Jak to zrobić? Wprowadzić bardziej asertywną politykę, korzystać z weta. A nie tylko się na wszystko zgadzać. - Przez osiem lat byliśmy najbardziej stabilnym obozem politycznym. Kłóciliśmy się tylko o sprawy fundamentalne, a czas przyznał nam rację. Nie byliśmy jak zbuntowany Jarosław Gowin czy chwiejny decyzyjnie Paweł Kukiz, który startował z PSL, zaraz potem od nich odszedł, niedawno chciał głosować za komisją śledczą ds. zbrodni PiS, dziś chce koalicji z PiS. W samorządach mamy swoich radnych, a PiS tracił władzę. Tam, gdzie ich ludzie nawalali, nasi byli lojalni do końca. Dlatego jesteśmy najlepszymi możliwymi partnerami, przewidywalnymi, doświadczonymi. Zabieramy głos tylko, kiedy naruszane są sprawy elementarne. PiS daje wam szyld. W zamian chce środków z Krajowego Planu Odbudowy. Żeby je mieć, trzeba przeciąć spór w Trybunale Konstytucyjnym. Plan jest taki, żeby cofnąć reformę waszego rządu i z 11 sędziów znów zrobić dziewięciu. Blokujecie sytuację? - Nie mamy wpływu na Trybunał Konstytucyjny, to kolejne bajki dziennikarzy. Większości sędziów, którzy są przeciwko dalszej prezesurze Julii Przyłębskiej, nie widziałem na oczy. Nie jestem w stanie nawet wymienić wszystkich nazwisk. A Bogdan Święczkowski, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry? - Wywodzi się z naszego środowiska, jednak reszta już nie. W kwestii środków z KPO od początku mieliśmy rację. Mówiliśmy, że jeśli PiS zgodzi się na wypłatę pieniędzy w zależności od leworządności i kamieni milowych, nie zobaczymy ani grosza. W Sejmie jako jedyni, poza Konfederacją, głosowaliśmy przeciwko KPO. Śmiali się z nas wtedy, nazywali wariatami, którzy nie chcą pieniędzy z Unii Europejskiej, a my mówiliśmy, że pieniędzy nie będzie. I kto miał rację? - Co więcej, zgoda na wspólny dług to kolejny kamyczek w ogródku federalizacji wspólnoty. Sami mogliśmy pożyczyć w tym czasie te pieniądze na podobnym procencie i dawno byśmy je wydali, na co tylko byśmy chcieli. A dzisiaj spłacamy za wszystkich, ciągle nie ma kasy i jesteśmy szantażowani. Genialny interes. Może gdyby sędziów w TK było mniej, mielibyśmy już te pieniądze? To samo w sprawie sędziów pokoju. Chyba właśnie za to Jarosław Kaczyński chciał wyrzucenia waszych posłów z komisji sprawiedliwości, nie sądzi pan? - Ustawa, którą prezydent przesłał do Trybunału, pozwala na kwestionowanie statusu sędziów w Polsce. Takiej sytuacji nie ma nigdzie w Europie. Unijni biurokraci chcą wprowadzić u nas anarchię. Jeśli można będzie podważać status sędziów, to również wydane przez nich wyroki, w tym te prawomocne. Obrót gospodarczy straci płynność, inwestorzy uciekną. Każdy, kto nie będzie się zgadzał z decyzjami wymiaru sprawiedliwości, będzie mógł je podważać bez końca. Jeśli chodzi o sędziów pokoju, to w ogóle jakiś humbug. Bo? - Wydamy więcej na sędziów. Ten pomysł to co najmniej 2 mld zł rocznie! Do tego proces będzie bardziej skomplikowany, pojawi się jeszcze jeden poziom, wszystko będzie trwało jeszcze dłużej. To nie są klasyczni sędziowie pokoju jak w USA tylko jakiś hybrydowy, ustrojowy potwór. Każdy, kto się na tym zna, to wie. Gdyby nie Paweł Kukiz, obywatele nie mogliby sprawdzić chociażby tego, kto i ile wpłacał w danym miesiącu na daną partię. A mogą. I po tej kadencji będą mogli jeszcze więcej, bo pojawi się zakaz łączenia stanowisk w samorządzie albo politycy będą zmuszeni do tłumaczenia się z rodzin w spółkach Skarbu Państwa. - Sprawdzić zawsze było można, bo sami publikujecie takie teksty co roku. Faktycznie, teraz jest łatwiej. Tylko to taka populistyczna połowa drogi. Jeśli chcemy wiedzieć, jak naprawdę finansowana jest działalność publiczna i polityczna, trzeba uchwalić naszą ustawę o jawności finansowania organizacji pozarządowych. A ona ciągle jest blokowana. Żadna tajemnica, że w ten sposób był finansowany Szymon Hołownia czy inni politycy. "Z Solidarną Polską umawialiśmy się na wspólne listy, mam nadzieję że z Suwerenną Polską będzie podobnie" - powiedział w Polskim Radio sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski. Macie umowę koalicyjną czy nie? - Porozumienie jest w interesie wszystkich. Zakończmy już tez spory, które podkręcają wrogie nam środowiska. Jest pełno fake newsów mających pokazać nasze merkantylne cele. Mówię wprost: informacje o naszych wygórowanych żądaniach to banialuki. A czytałem już nawet, że chcemy 41 biorących miejsc. To śmieszne. Nasze oczekiwania są racjonalne. Umowa jest, ale uważamy, że potrzeba nowej. Jej najważniejszą częścią powinny być ustalenia programowe. Tego chcą wyborcy. To ilu posłów chcecie? - Chcemy, żeby ludzie Suwerennej Polski byli w Sejmie, ponieważ ten nurt debaty jest potrzebny bardzo Polsce. To zresztą widać po indywidualnych wynikach naszych ludzi. Momencik. Ryszard Terlecki pisze o poparciu na poziomie 1 proc., w ostatnim sondażu United Survey dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej" z 9 maja macie 1,2 proc. Chyba pan troszkę przesadził? - Mówię o dużym poparciu na listach, kiedy startujemy pod wspólnym szyldem. Jeżeli chodzi o Suwerenną Polskę, też jesteśmy pewni swego. Skąd ta pewność? - Jestem w partii od samego początku. Pamiętam, kiedy startowaliśmy samodzielnie w 2014 r. Chwilę przed wyborami w sondażach dawano nam 0 proc. A w wyborach dostaliśmy 4 proc. Jeśli porównać Solidarną Polskę sprzed dekady i teraz, to jak porównywać niebo i ziemię. Wtedy, przepraszam, muszę to powiedzieć, byliśmy jak pospolite ruszenie. W tej chwili jesteśmy dojrzałą formacją, mamy znanych posłów, radnych w każdym okręgu. Jesteśmy sprawni organizacyjne. W internecie lepsza jest tylko Konfederacja. Chyba od pana personalnie, a nie Suwerennej Polski? - Rzeczywiście, od lat mogę się chwalić najlepszymi wynikami na Facebooku w kategorii polityka w Polsce. Miałem jednak na myśli ranking nie indywidualny, ale partii politycznych. Tu Suwerenna Polska ma świetne wyniki i wiem, że przełoży się to na poparcie. W czasie kampanii, kiedy więcej ludzi będzie się interesowało polityką, nie może być inaczej. Oprócz tego jesteśmy bardzo dobrze zorganizowani jako ugrupowanie. Pod ustawą o ochronie chrześcijan zebraliśmy setki tysięcy podpisów... Wy, czy jak mówią złośliwi, panowie z Lasów Państwowych, którzy występują na waszych konferencjach w mundurach i opowiadają o wyborach wygranych przez Solidarną Polskę i PiS? - W sprawie lasów zebraliśmy rekordowe pół miliona podpisów w siedem dni! Oczywiście, w tej sprawie pomagali nam też leśnicy, ale trudno się dziwić, że angażują się w ratowanie lasów. Mówimy o tym samym, bo strukturę robią wam podobno Lasy Państwowe, które kontrolujecie. - Oczywiście, mamy tam pewnie swoich sympatyków, ale nie przesadzajmy. W okręgach każdy widzi, gdzie są działacze, kto zbiera podpisy. Mamy 21 parlamentarzystów na 41 okręgów. W pozostałych większość radnych wojewódzkich, miejskich. Naprawdę jesteśmy dobrze zorganizowani i sobie radzimy. Faktem jest jednak, że system D'Hondta promuje koalicję i duże komitety. Więc najbardziej racjonalny jest ponowny wspólny start. - Nie jesteśmy jednak wariatami. Kiedy słyszę Terleckiego czy ludzi premiera, którzy ciągle nas wyrzucają, musimy być gotowi na samodzielny start. To zamieszanie to ich odpowiedzialność, bo przecież nie można mieć pretensji do osoby, która atakowana szykuje się do obrony. Będziecie ściągać europosłów, żeby więcej ugrać? Do Sejmu wróci chociażby Beata Kempa? - Jeśli będzie taka potrzeba, jestem otwarty, żeby pomóc całej Zjednoczonej Prawicy. Solidarna Polska stała się Suwerenną Polską ze względu na odrzucenie sprawozdania finansowego z 2020 r.? - To bzdura, Państwowej Komisji Wyborczej chodzi o kilkaset złotych. Zresztą odwołujemy się i mamy duże szanse. Bardziej chodzi o względy strategiczne. Misja Solidarnej Polski, rozumiana jako solidarność ekonomiczna i solidarność ze słabszymi w sensie bezpieczeństwa, powiodła się. Polska dzięki naszej pracy jest już inna. Teraz największym wyzwaniem jest suwerenność. Proces zmiany traktatu, który ma odebrać Polsce suwerenność trwa, a nikt poza naszym środowiskiem się tym nie zajmuje. Dlatego potrzebna jest Suwerenna Polska. Jakub Szczepański