Nigel Farage, brytyjski europoseł i jeden z najbardziej zagorzałych zwolenników brexitu, był pytany przez dziennikarzy w Brukseli o to, jaki wynik dzisiejszego szczytu Rady Europejskiej byłby najlepszy. - Żeby reszta UE powiedziała: Idźcie! Mamy was dość. Do widzenia! I wtedy Wielka Brytania wychodzi jutro z Unii na zasadach przewidzianych przez Światową Organizację Handlu - powiedział Farage. - Premier May okazała się katastrofą. Przygotowała coś, co miało być brexitem, ale nim nie jest - dodał. Pytany o to, czy wyjście bez umowy nie wiązałoby się ze zbyt dużymi stratami gospodarczymi, mówił: - Ale jaką cenę ma wolność? Stalibyśmy się niezależnym, suwerennym krajem, który nie byłby popychadłem Junckera, Tuska czy Barniera. My mielibyśmy władzę. A o to przecież chodzi w brexicie. Nie o to, że będziemy bogatsi, ale że będziemy sami u siebie rządzić. Zdaniem Farage’a opóźnienie brexitu o rok to "porażka przywódców". - Ale chodzi też o coś głębszego. To był demokratyczny wybór ludzi, potwierdzony w wyborach. Dlatego to nie jest przesada nazwać obecną sytuację zdradą demokracji - podkreślił. - Jedynym plusem tego wydłużenia jest to, że będą wybory (europejskie - przyp. red.) i ludzie będą mieli kolejną okazję, by się wypowiedzieć. Te wybory będą zresztą początkiem odrodzenia eurosceptycyzmu w Wielkiej Brytanii - ocenił brytyjski europoseł. Farage zadeklarował też, że jeśli Wielka Brytania weźmie udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego, to on będzie startował. - Nie chciałem, ale będę. W zasadzie chciałem iść na emeryturę, ale będę prowadził partię brexitową w tych wyborach - zapowiedział. Pytany o to, co będzie robił w nowym Parlamencie Europejskim, Farage mówił: - Będę robił to, co robiłem przez ostatnie 20 lat, czyli mówił Wielkiej Brytanii, jak działa UE, tłumaczył ludziom, jak jest zarządzana, gdzie jest prawdziwe centrum władzy. Im więcej będą o tym wiedzieli, tym mniej będą ją lubili. Europoseł przypomniał także, że "nie wiadomo, jak wielu eurosceptyków z innych krajów UE zasili nowy parlament. Może nawet będziemy mniejszością blokującą. To coś, czego bardzo boi się Bruksela". Agnieszka Waś-Turecka, Bruksela