Prezydencki minister skomentował w ten sposób wypowiedź prezesa PiS, którego zdaniem "gdyby Komorowski nie był małostkowy, to co najmniej trzy osoby by dzisiaj żyły". Konrad Piasecki: Dotarł pan na szczyt Davos, żeby się trochę ponudzić? Sławomir Nowak: - Nie pojechałem do Davos. Zresztą Davos to wcale nie jest nudne miejsce wbrew temu, co w ostatnich dniach sugerowało się, że powiedziałem. Bardzo dziękuję za okoliczność, że mogę to - mam nadzieję - bardzo krótko wyjaśnić i więcej do tematu nie wracać. Oczywiście... Davos to nuda, ale nie aż taka, żeby Sławomir Nowak nie mógł tam pojechać. - To nie jest nudne miejsce, zwłaszcza, że wizyta prezydenta była intensywna. To było chyba ciut ponad 24 godziny, całe mnóstwo bardzo różnych, ważnych spotkań. To była dobra wizyta i bardzo dobrze zaplanowana. Panie ministrze, ale powiedział pan o tej nudzie, czy nie powiedział? - Ja nigdy nie sądziłem, że będę w takiej sytuacji, w której będę musiał używać takich wyświechtanych sformułowań, często przez polityków używanych, że to była manipulacja albo coś w tym stylu. Ale niestety tak się czuję. Dziennikarz bez żadnej autoryzacji, bez niczego, zacytował fragment prywatnej rozmowy, gdzie poinformowałem go bardzo uczciwie, spokojnie i grzecznie, że nie jestem w stanie udzielić mu informacji o Davos, bo się tematem nie zajmuję. Prosiłem, żeby skontaktował się z biurem prasowym albo właściwym ministrem. Ale jak znam prywatne rozmowy, to sformułowanie "nuda" mogło tam paść - byłoby ludzkie i prawdziwe. - Problem polega na tym, że wyjął fragment, zmanipulował, poprzeinaczał, poprzestawiał i sprzedał jako próbę deprecjonowania wizyty prezydenta. Ja rozmawiałem z naczelnym, wyraził ubolewanie i ja mogę zrobić dokładnie to samo. Zwłaszcza, że czuję się bardzo niezręcznie w stosunku do prezydenta Komorowskiego, który z tej niby wypowiedzi musiał się tłumaczyć. Zamykając temat - nuda to czy nie nuda? - Nie. Miałem być z prezydentem Komorowskim, ale nie mogłem być. Bardzo żałuję, bo to była naprawdę dobra wizyta. Nie wszystko, co jest pożyteczne dla kraju bywa arcyciekawe. Tak się pan nerwowo tłumaczy, jakby pan miał coś na sumieniu? - Nie, bo czuję się strasznie niezręcznie i nie lubię takich sytuacji. Po prostu jest mi strasznie głupio z tego powodu, ale nie czuję się winny i to jest cały problem. Dobrze, zamknijmy temat tej nudy. Trzy osoby mogłyby żyć, gdyby nie małostkowość Bronisława Komorowskiego - mówi Jarosław Kaczyński. Zabolało to? - Teraz to jest jeszcze inna działka, to taki kaliber naprawdę duży. Powiem tak, że ręce opadają. Jeszcze parę miesięcy temu byłbym w stanie powiedzieć, że to jest trauma posmoleńska w wydaniu prezesa Kaczyńskiego, ale teraz już nie mam żadnych złudzeń. To jest cyniczna gra ze strony Jarosława Kaczyńskiego, dosyć ohydna próba manipulowania rzeczywistością, wmawiania opinii publicznej - przynajmniej tej części, która byłaby gotowa zaakceptować przekaz Jarosława Kaczyńskiego - że ktoś inny jest odpowiedzialny za to, co się stało 10 kwietnia. A ktoś inny jest odpowiedzialny? Pan jest w stanie wskazać dzisiaj odpowiedzialnych za to, co się stało, bo tak to zabrzmiało. - Nie, nie jestem w stanie, ale właśnie o to chodzi. Jarosław Kaczyński wie, kto jest winny i bardzo często o tym mówi. Na tym polega cała aberracja. Trójka posłów mogła i chciała pojechać pociągiem, ale marszałek nie pozwolił. Nie chciał przesunąć głosowania. - Po pierwsze: jakaś część posłów pojechała pociągiem. Po drugie: Jarosław Kaczyński doskonale wie, że w czwartek do późnej nocy była debata na temat polityki zagranicznej. Kiedy miały się odbyć te głosowania? W czwartek w nocy? Po trzecie: Jarosław Kaczyński prowokuje do bardzo brzydkich spekulacji. Co by było, gdyby ktoś się nie spóźnił pół godziny na samolot... Być może nie doszłoby do katastrofy. Po co tego rodzaju nieprzyzwoite i bolesne insynuacje? Ale to, co pan powiedział, też jest bardzo bolesne. - To nie jest z mojej strony żadna supozycja. Ale tak to zabrzmiało. - Pokazuję pewien mechanizm, który stosuje Jarosław Kaczyński. Uważam, że znaczna część opinii publicznej będzie się odcinała od takiego stylu uprawiania polityki. Przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie. Prezydent zareaguje jakimś pozwem sądowym? - Jarosław Kaczyński przekracza kolejne granice. Mówił już o moralnej i politycznej odpowiedzialności, wymieniał osoby konkretnie z nazwiska. Powiedział też, że nie poda ręki Komorowskiemu. Ale skoro jesteście pewni swego, to może sąd jest najlepszym miejscem do rozstrzygania takich sporów? - Ale co sąd miałby w tej kwestii rozstrzygnąć? Stwierdzić, czy takie sformułowania są w jakikolwiek sposób uzasadnione. - Nie są w żaden sposób uzasadnione, bo z tego rodzaju aberracją się po prostu nie dyskutuje. Czyli nie będzie sądzenia? - Uważam, że przyzwoici ludzie powinni nad takimi rzeczami przejść do porządku dziennego. A czy po tej wypowiedzi Jarosław Kaczyński jest cały czas mile widzianym gościem w Pałacu Prezydenckim? - Jarosław Kaczyński stawia się poza nawiasem polskiej polityki i polskich instytucji państwowych bardzo konsekwentnie. Odrzucił zaproszenie do Rady Bezpieczeństwa Narodowego, zabronił swoim posłom udziału w corocznym opłatku parlamentarnym i odmówił udziału w opłatku prezydenckim. Nie było w polskiej polityce takiej sytuacji, żeby znacząca część sceny politycznej, niby poważna partia, odmawiała ludzkiego gestu, czyli przełamania się chlebem na Wigilię. Trudno, musimy z tym żyć. I trzeba spróbować wspólnych obchodów 10 kwietnia? - Nie mam na to nadziei. Ale nadzieja nadzieją, a działania organizacyjne działaniami organizacyjnymi. - Ma pan rację w tym sensie, że swoją robotę trzeba wykonać. Oczywiście muszą być obchody centralne, muszą być obchody pod szyldem instytucji państwowych zrobione z pełnym wsparciem dla tych rodzin, które chciałyby takiego wsparcia. Rozumiem, że prezydent do Smoleńska nie pojedzie. - Prawdopodobnie będzie smoleńska część obchodów z tymi rodzinami, które będą chciały tam pojechać i część krajowa, w katedrze warszawskiej na Powązkach. Prawdopodobnie w tej części warszawskiej będą uczestniczyć władze państwowe. A są jakieś pomysły na umiędzynarodowienie tych uroczystości warszawskich? Na przykład zaproszenie Miedwiediewa, co nie udało się w Smoleńsku? - Nic mi nie wiadomo na ten temat. Nie sądzę jednak, aby takie rozmowy były prowadzone. Te obchody raczej będą miały charakter krajowy. To ostatnie pytanie. Zadeklaruje pan już dzisiaj, że wystartuje w wyborach parlamentarnych? Bo podobno listy PO już się domykają. - Nie zadeklaruję. Bo? - Bo jeszcze decyzje nie zapadły. Wybory będą późną jesienią tego roku i na wszystko przyjdzie czas. Po co ten pośpiech? Wszystko jest spokojnie prowadzone, negocjowane, aby wyborcy byli jak najbardziej zadowoleni.