Przypomnijmy, że w niedzielnym referendum, zarządzonym przez Bronisława Komorowskiego, Polacy odpowiadali - albo raczej mieli odpowiadać - na pytania o wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, o finansowanie partii z budżetu państwa i o rozstrzyganie wątpliwości podatkowych na korzyść podatnika. Gdy frekwencja w wyborach jest niska, zwykło się utyskiwać - że społeczeństwo obywatelskie kuleje, że Polacy są bierni, że im nie zależy, że nie ma kultury uczestnictwa. Tym razem jednak interpretacja powinna być zgoła odmienna. - Tak niska frekwencja jest dowodem wielkiej odpowiedzialności Polaków i tradycyjnej ostrożności wobec działań polityków, szczególnie tych, którzy w danym momencie rządzą. Większość Polaków zapewne uznała, że to referendum nie jest autentycznym głosowaniem w sprawie ustrojowych zmian, ale raczej elementem rozgrywki partyjno-wyborczej. Większość Polaków uznała, że sprawy, które były głosowane, szczególnie w dwóch pierwszych pytaniach, to nie są tak naprawdę główne bolączki polskiej demokracji - mówi Interii politolog dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego. - Jeśli z reguły oczekujemy wysokiej frekwencji i tym bardziej jesteśmy sfrustrowania, im ona jest niższa, to w tym przypadku bardzo dobrze się stało, że obudził się instynkt nieufności i ostrożności wyborców - dodaje ekspert. Polacy podjęli więc świadomy, dojrzały wybór o niepójściu do urn wyborczych. Zapoznali się z tematem, z pytaniami, przysłuchiwali się debacie publicznej na temat referendum i na tej podstawie zdecydowali, że nie chcą uczestniczyć w hucpie. Jeśli nie jest to świadectwem dojrzałości obywatelskiej, to co nim jest? - Pierwsza podstawowa lekcja, jaka płynie z wczorajszego pogromu zwolenników JOW-ów, to taka, że referendum musi dotyczyć spraw naprawdę ważnych. A o tym co jest ważne, stanowią sami obywatele - uważa dr Chwedoruk. Niedzielne referendum ma jeszcze jeden wymiar - dopisuje ostatni, przykry rozdział do prezydentury Bronisława Komorowskiego. To z jego inicjatywy, w pośpiechu, po przegranej pierwszej turze wyborów prezydenckich, zostało rozpisane to referendum. - Casus prezydenta Bronisława Komorowskiego pokazuje prawdziwość, skądinąd niezbyt wyszukanej, refleksji, że prawdziwego polityka poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna - mówi Rafał Chwedoruk. - Okazało się, że najsłabszy w tej prezydenturze był finał. Prezydent, który de iure powinien być strażnikiem konstytucji, ciągłości prawa, powinien stabilizować państwo i który na dodatek promował hagiograficzną wizję ostatnich 25 lat, nagle zaproponował wywrócenie porządku konstytucyjnego - zauważa nasz rozmówca. Co dalej? Referendum z pewnością będzie miało konsekwencje w kontekście trwającej kampanii wyborczej. - W perspektywie krótkoterminowej bardzo spektakularna, niewyobrażalna wręcz w stosunku do pierwotnego stanu klęska referendum będzie chętnie wykorzystywana przez PiS, SLD czy Korwin-Mikkego - uważa dr Chwedoruk.