Konrad Piasecki: Nominacja na stanowisko szefa Instytutu Europejskiego to dowód, że wraca pan do gry? Leszek Miller: - Nigdy tak do końca z gry nie wypadłem. Przypomnę panu romanse z Samoobroną - ciężko to nazwać wielką grą. - Niech pan nie reanimuje mojego serca. Rzeczywiście był to trudny czas w moim życiu. Popełniłem błąd, ale widzę ze zdumieniem, że wielu innych polityków czyni podobnie. Ostatecznie pogodził się pan z Napieralskim? Dawne grzechy puszczono w niepamięć? - Ja nigdy specjalnych pretensji do Napieralskiego nie miałem. Jeżeli mówiłem krytycznie o innych przywódcach SLD, to miałem rzecz jasna, kogo innego na myśli. To skoro pan nigdy nie wypadł z gry, ale trochę do niej teraz wraca, to powalczy pan o mandat sejmowy? - Niech pan mi wybaczy, ale żeby o tym mówić, to ja muszę najpierw porozmawiać z szefem SLD. Szef SLD mówi, że dużo zależy od Millera. Jak będzie chciał... - Wie pan, mówiąc zupełnie szczerze, ja już byłem w Sejmie tyle lat. Byłem już i w opozycji, i w partii rządzącej, czy współrządzącej. Wiem, że nie ma nic bardziej frustrującego niż poseł w ławach opozycji. Czyli pan wróci pod warunkiem, że SLD będzie rządzić? - Nie ukrywam, że gdyby była szansa na to, że SLD może współrządzić, to oczywiście perspektywa ław poselskich jest o wiele bardziej atrakcyjna. Ale dlatego, że wtedy pan się też widzi w ławach rządowych? Na wyższym pięterku sejmowym? - Nie, po prostu wtedy wszyscy parlamentarzyści mają poczucie, że mają wpływ na coś. Jak jest się w opozycji, można mówić różne rzeczy, przedstawiać rozmaite programy, tylko że to są słowa i nic więcej. Ale rozumiem, że ławy parlamentarne i poselskie to jest dzisiaj szczyt pańskich marzeń politycznych? Czy pan jeszcze mierzy wyżej? - Nie, moje marzenia są niczym nie ograniczone. Rząd, prezydentura? - Mówię o innego rodzaju marzeniach. Dopóki nie rozmawiam z szefem na ten temat, szefem SLD, to przyzna pan, że to są tylko spekulacje. A kiedy będą wybory? - Według mnie w terminie konstytucyjnym, czyli jesienią. Tusk nie ucieknie do przodu, nie zrobi wyborów wiosną? - Nie sądzę, nie potrzebuje. Poza tym prezydencja, która się rozpocznie 1 lipca przyszłego roku, to jest znakomity czas żeby pokazać rząd i partię rządzącą z jak najlepszej strony. No i pościskać się z Sarkozymi tego świata. - Oczywiście, a my Polacy jesteśmy wrażliwi na takie obrazki, kiedy przyjeżdżają przywódcy Europy czy świata i nasi przywódcy mają okazję poklepać się po plecach, pościskać dłonie. To jest bardzo krzepiące dla Polaków. Pan też to lubił? - Oczywiście, że tak. Moi rodacy także. Wyobraża pan sobie, że SLD do wyborów pójdzie z Palikotem? Podobno jakieś rozmowy toczą się na ten temat. - Nie, nie sądzę. Ja uważam, że SLD powinno skończyć rozmaite eksperymenty, które nie przyniosły w ciągu ostatnich lat żadnego sukcesu i Sojusz powinien pójść jako SLD. Żadnych Borowskich, żadnych Palikotów? - Jak ktoś chce wpisać się na listę SLD, ale na listę SLD, to proszę bardzo, ale żadne eksperymenty z jakimiś tworami, które byłby tworzone na okazję wyborów, nie mają sensu. Tylko SLD poszedł do tych wyborów samorządowych pod własnym szyldem i zajął 4. miejsce - jednak upokarzające. - Nie, dlaczego? Najważniejsze, czy jest postęp, czy nie. Rzeczywiście PSL ma dobry wynik, ale ten wynik wynika po pierwsze z obecność PSL w gminach poniżej 20 tysięcy, a po drugie on się nie musi przełożyć w wyborach parlamentarnych. Włodzimierz Cimoszewicz twierdzi, że nie "skoczą w górę, bo tam nie widać ludzi o potencjalne, umożliwiającym im szarpnięcie tą formacją". - Nie wszystkie prognozy Włodzimierza Cimoszewicza się sprawdzały. A pan widzi tam ludzi z potencjałem? - Tak, ja uważam, że SLD zmierza we właściwym kierunku, że Grzegorz Napieralski staje się coraz bardziej dojrzałym liderem i że sojusz ma szansę wrócić do tej gry w najbardziej atrakcyjnym tego słowa znaczeniu. A w jakiej konstelacji? No bo rozumiem, najbardziej atrakcyjne tego słowa znaczenie to jest rządzenie? - Współrządzenie. No, współrządzenie, ale z kim? Z Platformą czy z PiS-em i PSL-em? - Ja mam nadzieję, że z PiS-em nigdy, dlatego, że PiS to jest ugrupowanie antysystemowe, które zwalcza III Rzeczpospolitą, a udział SLD w transformacji jest jednym z największych sukcesów, więc z PiS-em nie powinno być nigdy żadnej koalicji. Ale jednocześnie było tak, i wszyscy o tym wiedzą, że w tych ostatnich miesiącach, czy kwiecień, maj toczyły się jakieś rozmowy na temat takiej koalicji "wszyscy przeciwko Platformie". - No to głównie z inspiracji PiS-u takie kontakty zdaje się miały miejsce, ale kierownictwo SLD powinno być impregnowane na takie kroki. Myśli pan, że jakby Napieralskiemu zajrzała w oczy perspektywa zostania premierem, też będzie impregnowana? - Nawet wtedy, dlatego że PiS-u nie można traktować jako normalnego sojusznika, koalicjanta. Zdaje się, że przykład Samoobrony i LPR-u to wyraźnie potwierdza. Bylibyście przystawkami, oni by was pożarli... - Może by nie pożarli łatwo, ale na pewno staraliby się pożreć, bo to jest smok nienasycony. Instytut Europejski, pierwszy lewicowy think tank to jest odpowiedź lewicy na problemy Unii Europejskiej? - No, chcielibyśmy prowadzić tego rodzaju dyskusje. W moim pojęciu dzisiaj są dwa wielkie dylematy przed Unią Europejską, czy dalej się rozszerzać, czy przede wszystkim bardziej zacieśniać, czyli pogłębiać integrację. Rozumiem, że w dziedzinie dalszego rozszerzania pan mówi: "żadnych marzeń" Turkom i Ukraińcom? - Nie do końca, dlatego że przecież dzisiaj trzy kraje są w trakcie negocjacji właśnie i Unia się dalej będzie rozszerzać. Natomiast ja jestem za tym, żeby przede wszystkim porządkować problemy wewnętrzne, czyli rozstrzygnąć, jak głęboko będziemy się dalej integrować. Nie boi się pan, że Instytut Europejski nie przyniesie Unii Europejskiej szczęścia i będziecie raczej gasić światło niż zapalać je w Unii? - Nie sądzę, żeby Unia Europejska była bliska rozkładu, bo jak rozumiem do tego pan zmierza. Unia przeżywa oczywiście problemy, ale się obroni. Zresztą jaka jest inna alternatywa dla Europy? A to a propos gaszenia światła na Rozbrat, po Rozbrat pan uronił łzę? - Oczywiście, że jest to dla mnie miejsce sentymentalne, ale też rozumiem moich kolegów, którzy uważają, że obiekt wymaga bardzo gruntownego remontu, a na to SLD nie ma pieniędzy, wiec lepiej sprzedać. Upatruje pan w tym bunt przeciwko starym działaczom? Taką potrzebę świeżości i nowości? - (Śmiech) Proszę nie wyciągać dalej idących wniosków niż tylko finansowych. Po prostu partia nie ma pieniędzy na przeprowadzenie remontu tego obiektu. A w nowej siedzibie zawiśnie portret Leszka Millera? Bo w starej wisi. - Jeżeli zostaną wyjęte portrety wszystkich szefów SLD, to mój także.