Wizja polityki zagranicznej nakreślona przez ministra Witolda Waszczykowskiego została wsparta na dwóch podstawowych fundamentach: bezpieczeństwie i reformie Unii Europejskiej. O ile ten pierwszy jest symbolem kontynuacji - skądinąd słusznej i niezbędnej - strategii, o tyle drugi - w kontekście dotychczasowych deklaracji Prawa i Sprawiedliwości - uwzględnia zmianę zarówno optyki, jak i retoryki. Szef polskiej dyplomacji robi krok do przodu i stanowczo zapewnia, że "priorytetem rządu jest naprawa Wspólnoty a nie jej demontaż". Jednocześnie podkreśla, że "powrót do Europy egoizmów narodowych byłby równie szkodliwy, jak utopie integracyjne". O rewolucji spojrzenia jeszcze mówić nie można, ale taka zmiana akcentów to dobry prognostyk na przyszłość. Kurs na Zachód Prezes Centrum Stosunków Międzynarodowych doktor Małgorzata Bonikowska przekonuje, że prozachodni kurs w polityce międzynarodowej jest dla Polski rozwiązaniem optymalnym, a jego skuteczność z pewnością wzmocniłby wypracowany w tej sprawie szeroko rozumiany konsensus. - Polska leży geograficznie w środku Europy, a historycznie i kulturowo jest częścią świata zachodniego od tysiąca lat. Dlatego nie ma innej rozsądnej polityki dla Polski niż trzymanie się Zachodu. Wszystko, co prowadzi do osłabienia tej więzi, jest dla nas szkodliwe, a Europę osłabia - argumentuje w rozmowie z Interią. - Jeśli są jakiekolwiek wątpliwości co do tak określonego kursu, trzeba je jednoznacznie wyjaśnić. Powinniśmy w tej sprawie mieć polityczny konsensus "ponad podziałami", tak jak to było w okresie wchodzenia do Unii Europejskiej - dodaje. Jednocześnie zaznacza, że same deklaracje, choć ważne, to dopiero początek. - Stwierdzenie, że polski rząd chce "naprawiać Unię Europejską" cieszy, tylko za tym powinny pójść konkretne działania - uzasadnia. Reorientacja priorytetów Wspomniany "demontaż Wspólnoty" nie wchodzi w grę, ale jej dalsze trwanie jest obwarowane spełnieniem określonych warunków. Zdaniem ministra Waszczykowskiego, nowy kompromis dotyczący przyszłości Unii Europejskiej powinien uwzględniać "przywrócenie centralnego miejsca państwom członkowskim" oraz ograniczenie kompetencji Brukseli, a nawet zmianę traktatów. Doktor Małgorzata Bonikowska nieco inaczej rozkłada akcenty i wskazuje, że najlepszym sposobem na wyjście z kryzysu Wspólnoty jest przede wszystkim ponowna priorytetyzacja działań. - Unia Europejska wymaga dostosowania do zmienionej sytuacji - zarówno wewnętrznej jak i międzynarodowej. To oznacza przede wszystkim reorientację priorytetów. Dziś najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa i wzrostu gospodarczego, zapanowanie nad kryzysem migracyjnym oraz wzmocnienie więzi między członkami Unii przechodzącej przez trudny proces Brexitu - wyjaśnia. - Pytanie, które powinniśmy sobie postawić, brzmi: co zrobić, aby te priorytety zrealizować. Tylko w tym kontekście trzeba szukać zmian w funkcjonowaniu Unii Europejskiej - wskazuje. Głos Polski słuchany, ale czy słyszany? Plan na reformę i uleczanie Wspólnoty rząd Prawa i Sprawiedliwości już ma, zasadnicze pytanie dotyczy jednak tego, czy w jego wcielaniu w czyn znajdzie sojuszników, skoro swoimi działaniami na arenie krajowej ściągnął na siebie krytykę zarówno Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, jak i unijnych partnerów, głównie z grona tak zwanej starej "szóstki". Minister Waszczykowski zapewnia, że głos Polski w Europie jest słyszany, co pokazała, ostatnia wizyta kanclerz Merkel w Warszawie. Doktor Bonikowska w tej kwestii nie jest aż tak wielką optymistką i zwraca uwagę na konflikt interesów. - Głos Polski jest słyszany. Ale czy słuchany? Unia Europejska to twór skomplikowany, a państwa członkowskie mają często odmienne interesy i to wyraźnie artykułują, jednak w dyplomatyczny sposób. Jednocześnie, nadrzędnym punktem odniesienia jest zachowanie partnerskich relacji w ramach Unii - argumentuje. - Polski rząd niepotrzebnie zabrnął w otwartą walkę z Komisją Europejską, która przecież reprezentuje także Polskę jako państwo członkowskie. Trudno prowadzić konstruktywne rozmowy w rodzinie o problemach, jeśli się jest w otwartym konflikcie - uzasadnia. Sojusznicy: Kontynuacja czy nowe rozdanie? W kontekście doboru i klasyfikacji sojuszników o nowym rozdaniu raczej mówić nie można, bo Polska w dużej mierze stawia na kontynuację. Na głównego partnera w Europie w ubiegłym roku zostały wskazane nie Niemcy, ale Wielka Brytania. Według ministra Waszczykowskiego taka hierarchia - z racji współpracy w zakresie bezpieczeństwa oraz okazałej obecności polskich imigrantów na Wyspach - powinna w roku bieżącym zostać utrzyma. Nasza rozmówczyni wskazuje, że mimo rychłego wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE kurs skierowany na Londyn ma szansę się obronić i przynieść wymierne korzyści. Potrzebna jest jednak równowaga i aktywna postawa wobec zmian, których staliśmy się świadkami. - Wielka Brytania jest jednym z najważniejszych krajów europejskich w NATO i wciąż członkiem Unii Europejskiej, naszym trzecim partnerem handlowym po Niemczech i Czechach oraz miejscem, gdzie żyje kilka milionów Polaków - nie tylko z ostatniej fali imigracji. Jest oczywiste, że chcemy mieć bliskie i bardzo dobre stosunki. Nie powinno to jednak prowadzić do dystansowania się Polski od politycznego środka kontynentu i procesów integrujących Unię. Wręcz przeciwnie, Brexit daje szansę na wyzwolenie energii do pozytywnych zmian wewnątrz Wspólnoty tak, aby ją wzmocnić, a nie osłabić - i Polska powinna być aktywnym uczestnikiem tego procesu - wyjaśnia. - Silna i sprawna Unia Europejska z Polską w środku jest najlepszym dla nas scenariuszem - i tak naprawdę jedynym, który daje Polsce istotną pozycję w stosunkach międzynarodowych w globalnej skali - podkreśla. Trójkąt Weimarski - bardzo dobry format dla Warszawy Niemcy zostały określone jako "główny partner w Unii Europejskiej", "priorytetowy partner gospodarczy" i "ważny sojusznik", który wspólnie z Francją - zgodnie z dewizą trzech muszkieterów "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - ma pomóc Polsce w realizacji celów zagranicznej polityki. W praktyce oznacza to odbudowę Trójkąta Weimarskiego. Misja, choć w praktyce bardzo trudna do zrealizowania, nie jest niemożliwa, a co więcej z perspektywy Warszawy oznacza duże korzyści. - Trójkąt Weimarski to bardzo dobry format dla Polski. Szkoda, że nie działa i że nie na nim koncentrowała się uwaga polskiego rządu. Jeśli akcenty się zmienią, będzie to bardzo dobra wiadomość - zwłaszcza, że to teraz określa się kształt Unii Europejskiej - punktuje dr Bonikowska. Słabnąca Francja i nowe szanse dla Polski Obecny rozkład sił otwiera nowe szanse przed Warszawą, co nie umyka uwadze Berlina. - Przez lata francusko-niemiecki tandem nadawał projektowi europejskiemu dynamikę i siłę. Niemcy wyrosły na najmocniejsze ludnościowo i ekonomicznie państwo Unii Europejskiej, dźwigające na sobie dużą część unijnych płatności i kościec strefy euro. Francja dawała wspólnotom parasol polityczno-cywilizacyjny - punktuje nasza rozmówczyni. Dziś, mając z zachodniej strony słabnącą Francję, Niemcy z nadzieją patrzą na wschodniego sąsiada. - Tym bardziej, że przez ostatnie dwie dekady Polska stała się jednym ze stabilniejszych gospodarczo i politycznie państw kontynentu. Silna oś Berlin-Warszawa pozwoliłaby wyrównać chwilowe niedobory po francuskiej stronie, wzmocnić Unię, ale także i Polskę. Niemcy to nasz pierwszy partner handlowy, a jednocześnie sąsiad, w którego interesie jest rozwój naszego kraju i całej Europy Środkowo-Wschodniej - podkreśla. Wyszehrad i Trójmorze - nadzieje i rzeczywistość Polska wiąże skuteczność swojej polityki międzynarodowej ze współpracą Trójkąta Weimarskiego z Grupą Wyszehradzką oraz całościową koncepcją Trójmorza - od Litwy, Łotwy i Estonii, po Rumunię i Bułgarię. W ocenie doktor Bonikowskiej duże nadzieje mogą w tym przypadku polec w zderzeniu z rzeczywistością, w której obowiązują i liczą się przede wszystkim twarde reguły gospodarczej gry. - Grupa Wyszehradzka może być rozsądnym formatem współpracy regionalnej, ale pod warunkiem, że nie przyczynia się do osłabiania Unii Europejskiej. Cztery kraje grupy to poważna, sześćdziesięciomilionowa siła wewnątrz wspólnoty i jeśli mówi jednym głosem, to jest on słyszany bardziej, niż głos każdego z tych państw z osobna. Jednak nie łudźmy się - to nie Grupa Wyszehradzka jest gospodarczo-politycznym sercem kontynentu, nie ona nadaje mu dynamikę i nie ona przesądzi o jego przyszłości. Może natomiast przyczynić się do pogłębienia istniejących podziałów wewnątrz Unii Europejskiej i zniechęcenia Zachodu wschodem Europy, co nie byłoby w polskim interesie - wyjaśnia. Podobne wątpliwości budzi koncepcja Trójmorza, zarysowująca wizję współpracy państw europejskich osi północ-południe z Polską w środku. - Jeśli ma być alternatywą dla tego, co już mamy, to policzmy siłę gospodarczą, finansową i polityczną wszystkich państw Trójmorza i porównajmy z zachodnią unijną "czternastką" bez odchodzącej Wielkiej Brytanii - wskazuje. - Niemcy, Francja i Włochy są członkami G7, czyli siedmiu największych światowych potęg, pozostają także w gronie 10 najsilniejszych gospodarek globu. Francja jest mocarstwem nuklearnym, ma najsilniejszą armię kontynentu i jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, do której niestałego członkostwa Polska w tym roku aspiruje. Niemcy mają największe PKB w Europie i odbierają ponad jedną czwartą polskiego eksportu. Lepiej budować swą przyszłość jako partner silnych sojuszników niż słabych - precyzuje. Rozgrywki Kremla, czyli dlaczego Polska potrzebuje Brukseli W odniesieniu do współpracy z Rosją obraz się wyraźnie gmatwa i zaciemnia. Pozytywny wizerunek naszego największego wschodniego sąsiada przekreśla na wstępie jego skłonność do występowania w roli agresora, zwłaszcza względem Ukrainy oraz ambicje doprowadzenia do wycofania się NATO z Europy Środkowo-Wschodniej i "przekształcenia kilkunastu państw zamieszkanych przez dziesiątki milionów ludzi w szarą strefę, skazaną na niestabilność i niepewność". Dlatego Polska wysyła Moskwie czytelny sygnał, że nie akceptuje takiej wizji ładu politycznego w Europie. Kreml z odpowiedzią nie zwleka - oskarża Sojusz o prowokację blisko granic i militaryzuje Obwód Królewiecki. W najbliższej, ale i długofalowej perspektywie oznacza to dyplomatyczny pat. Doktor Bonikowska zwraca uwagę, że w starciu z Moskwą Warszawa potrzebuje sojuszników, a to wymaga wypracowania wspólnej linii obrony. Wyraźny konflikt interesów proces ten komplikuje, czego efektem jest stan permanentnego napięcia. - Polska jest zainteresowana posiadaniem dobrych stosunków ze wszystkimi swymi sąsiadami, także z Rosją. Sama nie jest jednak w Moskwie postrzegana jako równorzędny parter, lecz jako przedmiot i teren politycznej gry. Dopiero jako część spójnego bloku państw UE Polska nabiera wagi - argumentuje. - Dlatego nasza polityka wschodnia jest wypadkową polityki europejskiej, w której na dziś mamy wiele znaków zapytania, w tym ten główny - o kształt wspólnoty. A jednocześnie - osłabianie i dezintegrowanie Unii Europejskiej osłabia także Polskę i popycha ją z powrotem w rosyjską strefę wpływów. Droga do ocieplania stosunków Polski z Rosją wiedzie więc przez Brukselę. Jeśli chcemy, aby Wschód się liczył z Polską, musi lokalizować Warszawę jako Zachód - precyzuje. Chiny-Rosja, czyli gra o nowy ład Ze słów ministra Waszczykowskiego ewidentnie wynika, że strategicznym Polski ma pozostać Ameryka. W świetle wysokiego stopnia nieprzewidywalności, jaki wiąże się z osobą Donalda Trumpa w roli prezydenta taka koncepcja, choć w pewnym sensie zrozumiała ze względu na obecność amerykańskich wojsk w Polsce, wydaje się być co najmniej z dwóch względów ryzykowna i krótkowzroczna. Przede wszystkim nikt jeszcze nie wie, czy w świetle szeroko rumianego pragmatyzmu nowy gospodarz Białego Domu nie opowie się za tzw. resetem w relacjach z Moskwą. Po drugie w sytuacji toczącej się pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Chinami gry o nowy międzynarodowy ład, taka jednostronna, proamerykańska deklaracja może dziwić. Doktor Bonikowska zwraca uwagę, że mocarstwowe aspiracje USA, Chin i Rosji stawiają przed Starym Kontynentem nowe wyzwania, których celem powinno być przechytrzenie przeciwnika w myśl starej zasady "w grupie siła". - Europa znajduje się w przestrzeni politycznej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Rosją i Bliskim Wschodem. W obecnych warunkach międzynarodowych ta konfiguracja nie jest dla nas korzystna. Jeśli świat stanie w obliczu formowania jakiegoś nowego ładu przez USA Donalda Trumpa, Chiny i Rosję, stary kontynent powinien stanąć na własnych nogach i przede wszystkim nie dać się podzielić w żadnej formie. Abraham Lincoln jest uważany za jednego z najwybitniejszych prezydentów USA, bo udało mu się zapobiec rozpadowi Unii - wskazuje. Liczmy sami na siebie i nie dajmy się rozegrać Sukces zależy od przemyślanej strategii skrojonej na niepodzielenie. - Nauczmy się liczyć sami na siebie, postawmy na zwiększenie współpracy i skali koordynacji działań z naszymi najbliższymi partnerami. Unia Europejska to pół miliarda ludzi, potęga gospodarcza i handlowa, strefa komfortu i dobrobytu. Polska jest jej członkiem i częścią. 60 lat od założenia Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej i 25 lat od Traktatu z Maastricht, który powołał Unię Europejską to niewiele w historii naszego kontynentu, ale wystarczająco dużo, aby stworzyć silny, samodzielny blok, z którym USA Rosja i Chiny będą musiały się liczyć. Pod warunkiem, że nie damy się rozegrać i podzielić - puentuje nasza rozmówczyni.