Monika Borkowska, Interia: Jak Covid 19 wpłynął na funkcjonowanie firmy? Marc Martinez, prezes MAN Truck & Bus Polska: Od połowy marca mierzymy się z niespotykanym do tej pory wyzwaniem, nikt z nas nie był przygotowany na taką sytuację i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak długo ona potrwa i jakie finalnie skutki przyniesie. Nasza organizacja została zmuszona do wprowadzenia różnego rodzaju ograniczeń, w tym tych najtrudniejszych - wstrzymania produkcji w większości naszych zakładów. Zdrowie pracowników jest naszym najwyższym priorytetem. W jakim stopniu działalność firmy jest zamrożona? Czy te ograniczenia wciąż obowiązują? - Po sześciotygodniowym okresie przestoju nasze fabryki powoli i w ograniczonym tempie, z zachowaniem wszelkich środków ostrożności wracają do pracy. Począwszy od 20 kwietnia uruchamiane są kolejne zakłady produkcyjne. To pierwszy krok na drodze przywracania normalności, jednak rozwój sytuacji związany z pandemią koronawirusa nadal będzie miał znaczący wpływ na nasz biznes. Dlatego nie wszyscy pracownicy wrócą od razu do pracy na dawnych zasadach. Powrót do biur będzie stopniowy, a my nadal bacznie będziemy przyglądać się rozwojowi sytuacji i odpowiednio na to reagować. Wolumen produkcji będzie dostosowany zarówno do potrzeb rynkowych jak również dostępności części naszych podwykonawców. Co z popytem? Jak może wyglądać zapotrzebowanie na pojazdy w najbliższym czasie? - Na bieżąco monitorujemy sytuację, ale jest stanowczo za wcześnie na przewidywanie tego, jak wyglądać będzie rynek pojazdów użytkowych w całej Europie, a co za tym idzie, jak rozwijać się będzie nasza organizacja. - Jak radzą sobie w tym kryzysowym czasie poszczególne jednostki biznesowe? - Z przykrością muszę przyznać, że odnotowaliśmy spadek sprzedaży w sektorze pojazdów ciężarowych o 40 proc. rok do roku. W największej mierze dotyczy to segmentu pojazdów do transportu dalekobieżnego. Nastroje przedsiębiorców są pesymistyczne. Niepewność, obawa o przyszłość, odsuwanie decyzji zakupowych to teraz najczęściej spotykane wśród nich komentarze. Obserwujemy także zamrożenie decyzji zakupowych wśród przewoźników autokarowych. Ta branża jest szczególnie dotknięta kryzysem. Odbiory zamówionych autobusów turystycznych są przekładane. Dokładamy wszelkich starań, aby znajdywać porozumienie z klientami w tej trudnej dla wszystkich sytuacji. Można przewidzieć, jak będzie wyglądała branża i firma po koronawirusie? - Branża transportowa w Polsce jest jedna z najważniejszych gałęzi polskiej gospodarki. Rozwijała się nieprzerwanie od 2013 roku, a początek roku 2020 wcale nie wskazywał na załamanie się rynku. Sektor zatrudnia ponad 155 tys. pracowników w ponad 1100 przedsiębiorstwach. Jeśli sytuacja, w której znajduje się cała Europa i większość świata, potrwa dłużej niż do końca kwietnia, konsekwencje mogą być bardzo poważne. Będą wiązać się ze spadkiem eksportu, spadkiem popytu na produkty, mogą powodować zwolnienia i oszczędności. Przewidywane spadki produkcji i sprzedaży mogą wynieść między 20 a 40 proc. i wiązać się z redukcją zatrudnienia. Czy zmiany zachowań wywołanych pandemią, jak choćby intensywniejsze wykorzystanie internetu, będą trwałe? - Z pewnością kryzys wywołany epidemią wymusza zmiany w podejściu do obsługi klienta, każe zastępować jedne kanały komunikacji drugimi. Zachowania klientów zmieniły się istotnie w ciągu ostatnich tygodni, ponieważ ich priorytety nagle się zmieniły. Spodziewamy się znaczącego przesunięcia działań promocyjnych i sprzedażowych do internetu. Wygra ten, kto zaproponuje elastyczne, innowacyjne rozwiązania biznesowe zachęcające do interakcji w internecie, korzystania z platform multimedialnych i będzie świadczył usługi door to door. Rozmawiała Monika Borkowska