- Świadek koronny pomawia Lwa Rywina. I na pewno jeśli chodzi o wątek dotyczący zaświadczeń, stwierdzających nieprawdziwy jego stan zdrowia, to nie mam wątpliwości - sprawa rozejdzie się po kościach - przekonywał Małecki. Konrad Piasecki: Panie mecenasie, boi się pan? Marek Małecki: Nie, nie odczuwam jakiejś obawy? Nie jest tak, że pan o szóstej rano dziś nasłuchiwał, czy nikt nie zastuka do drzwi? Nie mam takich obaw. Wiem, w jaki sposób prowadziłem ja i moi koledzy, inni obrońcy sprawę Lwa Rywina, wiemy o tym, jaki był jego stan zdrowia zarówno na długo przed sprawą z Michnikiem, jak i w trakcie postępowania, wiemy, że ten stan się pogarszał. Sam byłem świadkiem tego, jak Lew Rywin po prostu nie był w stanie wyjść z kancelarii ze względu na to, że albo go bolał kręgosłup, albo miał jakieś poważne kłopoty sercowe. Ale pan - jak pan sam mówił - uczestniczył w tych sądowo-medycznych perturbacjach Lwa Rywina, nigdy nie pojawiła się tam myśl o tym, żeby załatwić jakieś dobre i mocne zaświadczenie lekarskie? Zwolnienia Lwa Rywina pochodzą na długo sprzed rozmowy z Adamem Michnikiem i one świadczą o pogarszającym się stanie zdrowia. Zaświadczenia pochodzą i od lekarzy polskich, i z zagranicy. Są to zaświadczenia, które badane były przez biegłych sądowych, nikt nie miał wątpliwości co do tego, że te zwolnienia są autentyczne. Ale przecież Lew Rywin miał problem z zaświadczeniami lekarskimi, jest jakiś proces lekarza, który wystawił mu fałszywe zaświadczenie lekarskie, więc nie jest tak, że jest w tej sprawie absolutnie czysty. Rzeczywiście jest taki proces, ale to wynika raczej z chyba nadmiernej podejrzliwości prokuratury, natomiast nie mam żadnej wątpliwości, że te zwolnienia potwierdzały autentyczność stanu zdrowia Lwa Rywina. Dałby sobie pan obciąć rękę, że żadne z zaświadczeń Lwa Rywina nie zostało wystawione za łapówkę i nie było wzmocnione albo fałszywe. Nic mi na ten temat nie wiadomo. Wiem o tym, że Lew Rywin przy mnie nie był czasami w stanie się podnieść z krzesła w kancelarii albo też po prostu musiał odsiedzieć pół godziny czy godzinę przyjmując leki sercowe, związane z jego chorobą wieńcową, i nic nie wskazywało na to, żeby którekolwiek ze zwolnień - ja nie jestem oczywiście lekarzem, ale na tyle, na ile znam tego typu procedury i tego typu sytuacje - było nieprawdziwe. A zna pan Konrada T., czyli świadka koronnego w całej tej sprawie? W trakcie całej tej sprawy, dwóch czy trzech lat poznałem mnóstwo ludzi, mnóstwo ludzi do nas dzwoniło, przychodziło do kancelarii, spotykało się z nami. Nie znam Konrada T,. ale nie mogę wykluczyć, że w trakcie tego postępowania w jakiś sposób się z nim zetknąłem. "Rzeczpospolita" twierdzi, że pan i syn Rywina spotykaliście się z nim, by uzgodnić, jakie zaświadczenia lekarskie ma załatwić. Nie przypominam sobie takiej sytuacji, natomiast rzeczywiście było tak, że w trakcie tego postępowania zbieraliśmy różnego rodzaju zaświadczenia lekarskie, otrzymywaliśmy je od klienta, od jego syna, natomiast i tak byliśmy przekonani, że te zaświadczenia będą zweryfikowane przez biegłych ZMS-u. Ci biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w jednoznaczny sposób potwierdzili wszystkie te schorzenia. Było kwestią pewnej interpretacji: czy to oznacza, że może odbywać karę pozbawienia wolności, czy też nie. No właśnie, mogło chodzić o takie zaświadczenia, które udowadniałyby, że nie może. Mimo choroby. Skończyło się to w ten sposób, że Lew Rywin, ciężko chory człowiek, zostaje doprowadzony do takiej sytuacji, że musi się stawić w więzieniu, oczywiście się stawia i kilka dni później zostaje odwieziony karetką więzienną do natychmiastowej operacji kardiologicznej. 210 tysięcy łapówki wręczone, 400 tysięcy obiecane w zamian za dokumentację medyczną - to jest oskarżenie, które stawia prokuratura. Ogromne pieniądze. Może to zabrzmi w sposób kontrowersyjny, ale ja znam wysokość honorariów, które otrzymaliśmy w tej sprawie, i tę kwotę uważam za astronomiczną. Myśli pan, że Rywin nie zapłaciłby tyle za zaświadczenia lekarskie? Jak pan zna jego gest. Nie mam co do tego wątpliwości. Że nie zapłaciłby. Znam i syna Marcina, którego zresztą bardzo lubię i szanuję, znam Lwa, ale też wiem, jakie są ich możliwości finansowe, ale również pewna skłonność do zapłaty tego typu kwot i wiem, że... ...mówiąc wprost: mają węża w kieszeni? Mają na pewno węża w kieszeni. Nie zapłaciliby czterystu tysięcy łapówki? Ja sobie takiej kwoty po prostu nie wyobrażam.