Barbara Górska: Piękny, słoneczny, majowy dzień w Warszawie. Trudno uwierzyć, że w środku tak pięknego dnia ktoś zdolny jest kadr po kadrze konstruować rzeczywistość jak z koszmarnego snu. Lew Rywin: Roman Polański niesie ze sobą zawsze rzekę pomysłów, wydarzeń, artystycznych zjawisk. Powiedziała pani, że jest piękny i słoneczny dzień, a nasze umysły są skierowane tak naprawdę na to, jaka pogoda będzie w środę, w czwartek. Właśnie siedzimy i dosłownie pocimy się myśląc, jakie zdjęcia zaplanować na środę, na czwartek, ponieważ mamy cztery alternatywne, o których oczywiście Alan nie chce słyszeć, bo nie może rozerwać się i przygotować czterech obiektów zdjęciowych - bardzo dużych. Musimy dokonać wyboru, czekamy na przerwę obiadową, bo to jest właściwie jedyny moment, kiedy pomiędzy zupą a drugim daniem można zadać poważniejsze pytanie reżyserowi co do tego, co robić. On jest piekielnie skupiony, jest to wielki samotnik. Właściwie mamy dwóch samotników na planie, bo ten film jest o samotności. Naprawdę jest to film o tym, jak artysta w samotności - jeżeli wierzy w sztukę, w muzykę - może przeżyć. Barbara Górska: przecież samotnik zmuszony jest w tej sytuacji do pracy wybitnie zespołowej. Czy to prawda, że Roman Polański jest wszechobecny na planie i czy to prawda, że każe nawet pięćdziesiąt razy powtarzać ujęcia? Alan Starski: Na pewno jest dokładnym i bardzo precyzyjnym reżyserem. To stąd się biorą dążenia do perfekcyjności, te powtórzenia, walka o wspaniałe szczegóły, detale. Ja tylko chciałem dodać to tego co mówiliśmy o tym pięknym słonecznym dniu i o "kuchni" filmowej, że akurat dzisiaj kręcimy scenę zimową w studio. Mamy zastawkę, którą wykonano w Niemczech, a którą musieliśmy zmienić na zimową. Jest w studio śnieg za oknem. Tak że czasem pogoda nas obliguje. Tak jak właśnie teraz - czekamy na tą pogodę, kiedy za dwa dni będziemy kręcili scenę na Umschlagplatzu. Czasem tę pogodę musimy sami wykreowywać, trzy dni temu robiliśmy na Starówce zimę. Barbara Górska: Kiedy układaliście plany tej realizacji, to jeszcze się nie przetoczyła przez kraj dyskusja o Jedwabnem, jeszcze nie była odrzucona ustawa o zwrocie mienia byłym właścicielom, także mienia żydowskiego. Ciszej brzmiały na świecie głosy tych ludzi, którzy chętnie obwiniają Polskę na przykład za holokaust, a są takie głosy. Czy wobec tego film jest dzisiaj bardziej potrzebny niż wtedy, niż przed burzą wokół książki Grossa? Lew Rywin: Ten film powstał dlatego teraz, bo ta książka trafiła do Romka w tym czasie, bo jest bestsellerem. I nie ma żadnego odniesienia do rzeczywistości i walk quasipolitycznych, które się odbywają w niektórych kołach. Roman się od tego zdecydowanie i daleko odcina. Ten film, pomimo że jest o wojnie, nie próbuje stawiać tego typu pytań ani ich rozwiązywać. Poza tym ten film jest o samotności, o artyście, o muzyce, o wojnie i o miłości do życia i walce o przeżycie. Alan Starski: Właśnie to, co jest specyfiką robienia filmu, świata filmowego, to że my jesteśmy właściwie wyłączeni w ogóle z tego, co się dzieje wokół nas. To jest realizacja pewnego projektu, który powstał, został zapisany. I teraz się skupiamy na tym, żeby ten film zrobić jak najlepiej. W tym momencie to, co się dzieje wokół nie ma dla nas żadnego znaczenia. Przynajmniej nie ma znaczenia dla tego filmu. Barbara Górska: Producent do tego stopnia włączony jest w tą rzeczywistość filmową, że nawet miał zagrać rolę. Ale słyszałam, że w końcu jej nie zagra, zastąpi go Zbigniew Zamachowski. Dlaczego tak się stało, przecież pan wcześniej grywał i to nawet z powodzeniem? Lew Rywin: Zachowałem się jak naiwne dziecko, ponieważ wyjechałem do siebie na wieś i wracając z Mazur Romek zadzwonił do mnie i zapytał mnie, czy jestem opalony. Powiedziałem mu, że nie opalałem się, ale na pewno jestem ogorzały. Jak mnie zobaczył, jak wkroczyłem do wytwórni, po prostu łzy pojawiły mu się w oczach. Nie mógł zrobić zbliżenia na moją okrągłą, uśmiechniętą, słoneczną twarz, więc zadzwoniłem do Zbyszka Zamachowskiego i błagałem go, aby po całonocnym nagraniu się stawił do Hotelu Saskiego, gdzie Alan zbudował piękną kawiarnię w getcie. Powiedziałem mu, że mam dla niego dwie nowiny, jedną dobrą, drugą złą. Dobrą, że gra u Polańskiego a drugą, że mnie wygryzł z tego filmu. Ale jakoś sobie dał rady. Barbara Górska: O kawiarni na terenie getta na mieście plotkują, że to jest prawdziwy scenograficzny majstersztyk. Alan Starski: Bardzo mi miło. Ja bym chciał tylko, żeby wszystkie sceny były dobre i równie intensywne w obrazie jak ta kawiarnia. Zresztą fajne, ciekawe sceny były w tej restauracji. Tak że one motywowały mnie i dawały pomysły, jak to rozwiązać. Mogę tylko opowiedzieć tylko taką anegdotę, że restaurator z pobliża przyszedł, bardzo mu się to spodobało i zachwycił się kuchnią, co mnie najbardziej zdumiało. Kuchnia jest po prostu taka, jaka był w czasie wojny. Barbara Górska: Film "Pianista" to jest przedsięwzięcie bardzo precyzyjnie zaprogramowane, ale nawet w takich najbardziej precyzyjnie przemyślanych, zaplanowanych przedsięwzięciach zdarzają się jakieś niespodzianki. Co panów, jak dotąd, najbardziej zaskoczyło podczas tej pracy? Alan Starski: Mnie zaskakuje, i zawsze sprawia mi satysfakcję, jak ludzie patrzący na przykład na moje ruiny w środku Warszawy wyrażają zdumienie i oburzenie jak można było zrujnować część wspaniałego pałacu na rogu Krakowskiego Przedmieścia. Oczywiście nie rujnowaliśmy żadnego pałacu. Robiliśmy nasze dekoracje. Ale jeśli one się tak zgrały, połączyły z prawdziwą architekturą Warszawy to jest tylko plus dla filmu. Barbara Górska: Pan znał Władysława Szpilmana, pański ojciec był z nim w przyjaźni. Czy to co już dzisiaj o filmie wiadomo, to jak wygląda - czy zyskałoby to, pańskim zdaniem, akceptację tej centralnej osoby, czyli Władysława Szpilmana - i dla filmu i dla książki, i dla centralnej legendy samego Szpilmana? Alan Starski: Myślę, że tak. Tym bardziej, że rodzina Szpilmana jest w bliskim kontakcie z nami. Synowie, a szczególnie młodszy syn Andrzej często bywa na planie i żyje filmem. Tak samo żona Władysława Szpilmana nas odwiedza. Myślę, że zdecydowanie jest to film, który sprawi im satysfakcję i przyjemność. Barbara Górska: Kiedy zobaczymy "Pianistę" na ekranach? Lew Rywin: Naszym - jest takie modne słowo - "targetem" jest rocznica związana z wyzwoleniem Warszawy 17 stycznia. Byłoby wspaniale, gdyby w okolicach tej daty w Warszawie odbyła się premiera światowa. Właściwie taką decyzję podjęliśmy, że światowa premiera tego filmu odbędzie się w Warszawie. Natomiast nie chciałbym w tej chwili podpisać się definitywnie pod tą datą, bo jeszcze mamy cały cykl postprodukcji, Wojciech Kilar musi napisać muzykę, przedtem jeszcze trzeba zamknąć obraz. Ale w dniu jutrzejszym przyjeżdżają Japończycy, którzy już kupili ten film "na pniu".