Agnieszka Burzyńska: Boi się pan? Leszek Miller: Nie. Lista Ryszarda C. nie zrobiła żadnego wrażenia? Nie, bo sądzę, że w dużej części to jest wynik jakiejś psychopatii. A ma pan już ochronę BOR-u? Szef BOR-u powiedział mi, że z informacji stosownych służb wynika, że mogę czuć się zagrożony, i że jest decyzja, żeby objąć mnie ochroną. Nie będę protestował. Czyli zgodził się pan? Tak, dlatego, że ja nie dyskutuję z BOR-em, z innymi służbami, które mają czułość nad naszym bezpieczeństwem. Nie protestowałem, kiedy byłem premierem, kiedy byłem ministrem spraw wewnętrznych. Wiem, że jeżeli ci ludzie coś mówią, to jest coś na rzeczy. A nie przestraszył pana generał Janicki? Nie przestraszył. A ta ochrona to na stałe czy na jakiś czas? Nie wiem, to zależy od rozwoju sytuacji. Często panu ktoś groził? Nie, ale od czasu do czasu otrzymywałem jakieś listy, w internecie to jest już niemal codzienna praktyka. Nie traktował pan tego poważnie? Może to jest zbyt lekceważące podejście? Nie traktowałem, bo odnosiłem do tej pory wrażenie, że to nie leży w polskiej mentalności, w polskiej tradycji, ale oczywiście to, co się stało w Łodzi każe na te fakty popatrzeć nieco inaczej. Kto sieje wiatr, ten budzi psychopatów - to pańskie słowa. Kto budzi psychopatów? Ja uważam, że w tym sporze między PO a PiS-em jednak więcej winy jest po stronie PiS-u. To się zaczęło od katastrofy pod Smoleńskiem, gdzie od razu pojawiła się teza, że nie jest to tragiczna katastrofa lotnicza, tylko zamach. I to jeszcze w dodatku z udziałem premiera Putina i premiera Tuska. To jest niedopuszczalne według mnie. A może jest tak, że to jedna i druga strona najlepiej czuje się na tych wojennych barykadach. Jarosław Kaczyński, bo ma taki charakter, a Donald Tusk, bo mu wygodnie z takim Jarosławem. W pewnym stopniu oczywiście tak, dlatego, że ludzie Platformy przecież mają świadomość, że w dużej części PiS napędza im wyborców, bo jest wystarczająco dużo Polaków, którzy boją się recydywy IV RP i boją się PiS-u. Gdy Donald Tusk mówi, że trudno mu pracować w takiej atmosferze, czytaj atmosferze nienawiści, wierzy pan? W jakiejś mierze tak, oczywiście, że tak. Natomiast trzeba też pamiętać, że demokracja to jest spór, to jest konflikt. Jeżeli ktoś oczekuje, że politycy rzucą się sobie w ramiona i pozostaną w jakimś miłosnym uścisku, to dopiero byłby stan nienormalny. Normalny stan to jest stan sporu i konfliktu. A podobały się panu przeprosiny Bronisława Komorowskiego? Myślę, że to był raczej żart. Słaby żart. No ale żart. Prezydent chciał powiedzieć dobrze, jeżeli od przeprosin tak wiele zależy, to proszę bardzo. Widzi pan koniec tej wojny domowej? Co musiałoby się stać? Ja uważam, że to przesada mówić o wojnie domowej, o wojnie polsko-polskiej. Przecież stan naszej demokracji, stan naszego sporu politycznego nie odbiega zasadniczo od tego, co się dzieje w innych demokratycznych krajach. Nie należy przesadzać. Te słowa o mordercach, o zdrajcach... Takie słowa padają także w innych systemach, w innych demokracjach, i w tej amerykańskiej i tej europejskiej, ważne, żeby nie nawoływać do fizycznej likwidacji przeciwnika, a wieść z nim spór. Czyli to nie jest tak, jak mówią niektórzy, że Jarosław Kaczyński musiałby odejść? Dla PiS-u to byłoby racjonalne, dlatego że z Jarosławem Kaczyńskim, PiS jest partią, która nie ma zdolności koalicyjnej i skazuje się tylko na wieczną opozycyjność. A jak pan słyszy propozycje Bronisława Komorowskiego, aby pogrzeb zamordowanego Marka Rosiaka był uroczystością ponadpartyjną, i że teraz należy poszukać ponadpartyjnej formuły pogrzebu, a szukać będą jej liderzy partyjni. Jak pan myśli, ładny gest czy raczej prowokacja? Ładny gest i ja to rozumiem, to byłoby bardzo piękne, gdyby zwaśnieni politycy spotkali się na tym pogrzebie, należy do tego zmierzać, ale nie wiem, czy przy tym stanie emocji jest to możliwe. Właśnie, to chyba nie jest możliwe. Chyba nie jest, ma pani rację. Dzisiejszy poranek, 8.20, pod siedzibą PiS-u w Łodzi pojawiają się Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Grzegorz Schetyna. Składają kwiaty, zakładają znicze. Jak to czytać? To trochę taka sytuacja z filmu sensacyjnego czy z jakiegoś zaskoczenia. Poranek... No właśnie. To przez PiS na pewno zostanie przyjęte jako obawa przed reakcją ludzi związanych z PiS-em. Nie wiem, czy wszystkie możliwości zostały wyczerpane. Może trzeba było po prostu umówić się z gospodarzami tego lokalu wyborczego. Pytanie, czy jest to możliwe. Prawda. Cały czas krążymy tutaj wokół pytania, które pani zasadnie zadała, czy w tym stanie rozhuśtanych nastrojów politycznych jakiekolwiek gesty pojednawcze mają sens i czy są właściwie rozumiane. Być może nie. A zazdrości pan obecnemu premierowi? Notowań? Tak. No właśnie, każdy premier się zużywa. Najczęściej owo zużycie zaczynało postępować w szybkim tempie po dwóch latach rządów. A Tusk po trzech latach wciąż prawie jak nowy. Dzisiejsze sondaże są akurat trochę gorsze, ale później one się zmieniają i nie ma z kim przegrać. Imponuje panu? Tego zazdroszczę, ale tłumaczę sobie to tym, zresztą socjolodzy również są tego samego zdania, że w dużej części ta popularność wynika z zagrożenia PiS-em, że dla wielu Polaków przyjście do władzy PiS-u jest tak przerażające, że oni chcą głosować na tych, którzy są barierą na drodze PiS-u. A tą barierą niewątpliwie przede wszystkim jest PiS, chociaż ja uważam, że SLD też. Czyli dochodzimy znowu do wniosku, że Platformie taki Jarosław Kaczyński służy. Myślę, że tak. Z tego punktu widzenia to jest bezcenny skarb. Tusk nauczył się na błędach Millera i Kwaśniewskiego - to opinia Grzegorza Napieralskiego. Zgadza się pan? I na których błędach? No właśnie. Nie, ja myślę, że to nie jest właściwa diagnoza. Po pierwsze Tusk korzysta z PiS-u, o czym już mówiliśmy, ale z drugiej strony, jak sam mówi, nie będzie podejmował żadnych głębokich reform, które antagonizowałyby elektorat, bo jak sam mówi - i to jest zdaje się pierwszy premier, który to wprost powiedział - jego głównym zadaniem jest wygranie kolejnych wyborów, a nie robienie jakiś wielkich reform. To dobrze. Dobrze, dla Platformy Obywatelskiej, oczywiście. A dla ludzi? Dla Polski - zobaczymy. Jeśli np. zostaną zaniechane jakieś głębsze decyzje dotyczące długu publicznego, to z roku na rok będzie gorzej. A widać zmęczenie premiera już, czy nie? Nie, ja nie zauważyłem. Pan kiedyś mówił, że najlepsze relacje premiera z Sejmem są wtedy, gdy Sejm jest na wakacjach. "Co za gamonie i głąby" myślał pan patrząc na posłów. A Tusk przeprowadza się do Sejmu. Sprytne? Sprytne. Ale podtrzymuję to, że ja naprawdę miałem wrażenie, że tracę czas, kiedy musiałem dyskutować z posłami - opozycji oczywiście - którzy nie przeczytali dokumentu, o którym mieliśmy dyskutować. A pańscy posłowie nie męczyli pana? Też męczyli. Męczyli, ale w inny sposób. Zaczepiali, chcieli czegoś. Tak, to były zawsze jakieś sprawy typu "proszę mi załatwić to albo tamto". A skoro w Sejmie same gamonie i głąby, to dlaczego pan chce znów w tym Sejmie się znaleźć? Ja nie mówię, że są tylko gamonie i głąby. Zdarzają się. Wczoraj oglądaliśmy taki jeden przypadek. A skąd pani wie, że ja się chcę znaleźć w Sejmie? Pańscy koledzy usłużnie donoszą, że ta myśl nie tylko zakiełkowała w panu, ale już nawet dojrzała. Dojrzała czy zakiełkowała? Niech moi koledzy zajmą się swoimi sprawami, niech mnie zostawią w spokoju. Ale może jest tak, że trudno żyć na tej politycznej bocznicy politykowi? Można zajmować się polityką niekoniecznie będąc w Sejmie, ale oczywiście ma pani rację, że bycie parlamentarzystą, to jest swego rodzaju narkotyk, od którego można się uzależnić. Czyli zakiełkowała ta myśl w panu? Ale moje uzależnienie jest mniejsze, niż można to sobie wyobrazić. A oczyma wyobraźni widzi pan koalicję z Platformą Obywatelską? Oczywiście, nawet uważam, że byłaby pożądana, bo gwarantowałaby szybszą modernizację naszego kraju. Ale jak wy się tam pomieścicie? Ego Donalda Tuska, ego Grzegorza Napieralskiego, ego Leszka Millera. Nie za duży tłok? Można to jakoś połączyć i wypośrodkować dla dobra naszego kraju. To zajmijmy się ego w SLD. Celebryta Ryszard Kalisz, jak zwykł pan mówić o swoim koledze, zostaje w SLD. Usłyszy jakiś jęk zawodu? To było oczywiste. Kalisz dobrze wie, że jest ważniejszy wtedy, kiedy jest w SLD, niż gdyby go nie było. Janusz Palikot też już chyba wie, że był ważniejszy wtedy, kiedy był w PO niż kiedy jest na zewnątrz PO. Ale Kalisz stoi w przeciągu czy już nie stoi? Może stał przez chwilę, ale zdaje się, że drzwi zostały już zamknięte. Kalisz będzie w SLD. Będzie w SLD, bo poza SLD nie ma politycznego życia dla Kalisza. A gdzie jest pana szorstki przyjaciel Aleksander Kwaśniewski? W Warszawie. Ale z Napieralskim czy bardziej z Olejniczakiem? Po której stronie tych drzwi? To są takie miłe rozważania, które mają zwiększyć czytelnictwo niektórych gazet. Kwaśniewski jest tam, gdzie być powinien. Czyli? Czyli w miejscu, w którym obserwuje się politykę, ocenia się ją, pomaga. I tyle.