Kolejny wybuch wulkanu Eyjafjoell na Islandii sparaliżował ruch lotniczy w Wielkiej Brytanii. Wciąż przesuwająca się chmura pyłu zagraża także lotniskom w Niemczech. Seria wybuchów tego wulkanu wcale się nie kończy. Czy poza paraliżem ruchu powietrznego będą też inne konsekwencje tego zdarzenia? Czy wybuch wulkanu może spowodować ulewne deszcze i trwałe zmiany klimatu na naszej planecie? W końcu erupcje wulkanów już nie raz były odpowiedzialne za zmiany klimatyczne. Dawno temu w Islandii W przeszłości wybuch wulkanu na Islandii był odpowiedzialny za wywołanie serii anomalii pogodowych. W 1783 roku, wskutek erupcji wulkanu Laki, niezwykle surowa zima nawiedziła Europę. Lawa wydostawała się z wulkanu od 8 czerwca aż do lutego następnego roku. Lato tamtego roku było podobno najzimniejsze od przeszło 400 lat. Średnia temperatura w Europie obniżyła się o 1 °C,, a na Islandii o 5 °C,. Nad półkulą północną przez kilka miesięcy utrzymywała się sucha mgła. Toksyczne pyły powodowały w niektórych krajach europejskich więdnięcie i kruszenie się liści. Erupcja ta wywołała największą w historii Islandii klęskę głodu. Z powodu wybuchu wulkanu Laki zmarło ok. 10 tys. osób, czyli około jedna czwarta ludności Islandii. "Rok bez lata" Pod nazwą "roku bez lata" przeszedł do historii rok 1816. Stało się tak za sprawą erupcji wulkanu w Indonezji, który miał miejsce w 1815 roku. Na indonezyjskiej wyspie Sumbawa na początku kwietnia wybuchł wulkan Tambora. Jego siła była prawdopodobnie większa niż słynnego wulkanu Krakatau. Wulkan wyrzucił w powietrze 100 do 150 km sześciennych gazów, bomb wulkanicznych i popiołów, które zasłoniły słońce na trzy doby w promieniu kilkuset kilometrów od miejsca erupcji. Spadająca z nieba zastygła lawa, ogromne spływy piroplastyczne i szalejące trąby powietrzne spowodowały śmierć tysięcy okolicznych mieszkańców. W lecie 1816 roku, w północno-wschodniej Ameryce, w czerwcu wciąż padał śnieg, zaś w Kanadzie niektóre rzeki były zamarznięte nawet do połowy lipca. W Europie doszło do rozruchów spowodowanych głodem i epidemią. W "roku bez lata" zmarło ok. 90 tysięcy ludzi. Wulkany ratują klimat? Niektórzy eksperci twierdzą, że wybuchy wulkanów mogą naszej planecie pomóc, bowiem aerozole przedostające się do troposfery i stratosfery pochłoną część promieniowania słonecznego. Zmiana ta nie będzie jednak trwała i za kilka lat, jeśli nie nastąpią kolejne, podobne wybuchy, klimat powróci do normy. Stanie się tak dlatego, że wyrzucane przez wulkany cząsteczki tylko ograniczą przedostawanie się światła słonecznego do atmosfery, a nie usuną gazów powodujących efekt cieplarniany. Jest też inny sposób, w jaki erupcje wulkanów mogą przyczynić się do zmniejszenia globalnego ocieplenia. Pył z wulkanu na Islandii ma w sobie znaczną zawartość żelaza , które po przedostaniu się do oceanów spowoduje wzrost ilości fitoplanktonu, czyli mikroskopijnych organizmów roślinnych pochłaniających dwutlenek węgla z atmosfery. Z kolei inni naukowcy są zdania, że to globalne ocieplenie powoduje wybuchy wulkanów znajdujących się pod lodowcami, takich jak Eyjafjoell. Topnienie pokrywy lodowcowej obniża jej ciężar i w efekcie magma może z łatwością wydostawać się na zewnątrz. Wygląda na to, że nasza planeta sama broni się przed skutkami przedostawania się do atmosfery zbyt dużej ilości dwutlenku węgla. Jest to chyba za piękne, żeby było możliwe. Na razie nie ma powodów do niepokoju Wybuch wulkanu El Chichon w 1982 roku spowodował obniżenie globalnej temperatury o 0,2 stopnia, a erupcja znajdującego się na Filipinach Pinatubo - o pół stopnia. Dotychczasowe wybuchy Eyjafjoell nie wpłynęły znacząco na klimat. By zmienić pogodę w Europie, trzeba znacznie gwałtowniejszej erupcji, która wyrzuciłaby popiół do stratosfery. Jeśli zdarzy się tak silny wybuch, to zmieni on klimat nawet na kilka lat. Chmury pyłu rozprzestrzeniające się na odległość tysięcy kilometrów zakryją słońce, a duża wilgotność i unoszące się w powietrzu gazy wywołają intensywne opady deszczu. Naukowcy ostrzegają jednak, że obszar aktywności wulkanicznej na Islandii może wchodzić w fazę podwyższonej aktywności. Na razie islandzki wulkan nie eksplodował tak mocno, by wywołać katastrofę podobną do tych, jakie miały miejsce w przeszłości. Chyba że można za nią uznać wstrzymanie ruchu lotniczego i gwałtowny wzrost ceny biletów. To dopiero początek Na Islandii znajduje się jeszcze jeden groźny wulkan - Katla, który po raz ostatni dał o sobie znać w 1918 roku. Teraz znów budzi się do życia. Jego wybuchy zawsze powodowały wielkie szkody. Islandczycy obawiają się ich bardziej niż innych terenów aktywnych sejsmicznie. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem wulkan ten jest dziesięć razy większy niż Eyjafjoell i ma o wiele szerszy krater. Oba znajdują się niedaleko siebie i prawdopodobnie są ze sobą w jakiś sposób związane. Wcześniej wybuchy Eyjafjoell poprzedzały erupcje Katli, która daje o sobie znać około raz na sto lat. Wydaje się więc, że i tym razem przebudzenie się wulkanu jest nieuniknione i całkiem bliskie. To, jakie będą skutki takiego wydarzenia dla Europy, zależy głównie od kierunku wiatru. Synoptycy straszą Zdaniem niektórych synoptyków, w czerwcu pogoda ma się nieco poprawić. Niestety w lipcu znowu mogą pojawić się ekstremalne zjawiska pogodowe. Ponoć czekają nas ulewne deszcze i lodowaty wiatr, a także pojawiające się miejscami trąby powietrzne. Temperatura powietrza ma być niewysoka, tylko przez parę dni termometry pokażą plus 25 stopni. Takie warunki pogodowe popsują nawet najlepiej zaplanowany urlop. Przed niesprzyjającą polską aurą można spróbować uciec na południe. Jeśli jednak za złą pogodę będzie odpowiadać wulkan na pogodne wakacje nie trafimy nigdzie. Ludmiła Klewżyc