Członek polskiej komisji badającej katastrofę 10 kwietnia przyznał: "Oglądając wczorajszą konferencje rosyjskich ekspertów lotnictwa, pomyślałem że my powinniśmy tam być, zadającym pytania zabrakło wsparcia eksperckiego". Konrad Piasecki: "Niech się zgłosi ten, kto wsiadłby do samolotu z załogą, która leciała 10 kwietnia tupolewem" - mówili wczoraj rosyjscy eksperci. Podniósłby pan w tym momencie rękę? Maciej Lasek: - Nie jestem dobrym adresatem takiego pytania. Bo za dużo pan wie o katastrofie i o tej załodze, która wtedy leciała do Smoleńska? - Ponieważ zajmuję się oceną działania zarówno tej załogi, działania 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, działań przygotowawczych naszego państwa do tej wizyty, jak również oceną działań strony rosyjskiej, w szczególności grupy kierowania lotami i przygotowaniem tego lotniska. W związku z tym moja wiedza zdecydowanie wypaczyłaby moją decyzję. Ale mówi pan też, że zajmuje się ocenami, więc proszę o ocenę. Czy ta załoga, w tym składzie, z tym przygotowaniem powinna lecieć 10 kwietnia z prezydentem i 94 innymi osobami na pokładzie? - Ta załoga miała dopuszczenie do wykonywania takich lotów, które były zaplanowane. Była szkolona w tym zakresie. A czy była szkolona dobrze i wystarczająco - to będzie kwestią oceny naszego raportu. Częściowo zostało to już ocenione przez MAK, my przygotowaliśmy zdecydowanie szerszą ocenę. MAK jest bardzo twardy w ocenie tej załogi, jej fachowości, przygotowania i całego procesu szkolenia tej załogi. Polska komisja jest równie bezwzględna? - Tu nie ma czegoś takiego jak bycie bezwzględnym. To jest kwestia dojścia do prawdy. Chcemy przecież, żeby takich wypadków w przyszłości nie było. MAK odniósł się tylko do tej załogi. My z kolei przeprowadziliśmy ocenę znacznie większej liczby pilotów z tego pułku i regulacji o tym, jak szkolić takich pilotów. A jeśli były błędy w szkoleniu, to kogo one obciążają? - To już jest pytanie do prokuratury. Ale do komisji też. Bo rozumiem, że komisja bada również, jak wygląda szkolenie pilota w 36. Pułku Lotnictwa Specjalnego. - Cały proces szkolenia jest odpowiednio zhierarchizowany, opisany w dokumentach normatywnych dot. działalności wojska. I cały ten proces będzie w naszym raporcie opisany. Państwo ocenicie, czyje błędy miały tutaj największy wpływ. "Nawet z szympansem na smoleńskiej wieży do tragedii nie powinno dojść" - to kolejna teza rosyjskich ekspertów. Teza absurdalna? - To jest kuriozalna wypowiedź i jestem zażenowany, że takie sformułowanie mogło paść z ust specjalistów, których przedstawiono. Ale jest pan zażenowany poziomem semantycznym czy logiką tej wypowiedzi? - Logiką również. To jednoznacznie wskazuje, że wczorajsza konferencja miała na celu wyraźne wskazanie, że wszystkie błędy, które zostały popełnione w czasie tej katastrofy, leżą tylko po polskiej stronie. Ale po co Rosjanie to powtarzają? Przecież oni to już powiedzieli po raporcie MAK-u. Dlaczego miesiąc po opublikowaniu raportu zbierają się eksperci i powtarzają to samo? Żeby utrwalić wiedzę? - Każda informacja powtórzona wielokrotnie utrwala się jako informacja prawdziwa. Nie chciałbym polemizować ze wszystkim tezami, które były przedstawione w trakcie tej konferencji, z niektórymi się zgadzam. Ale przy okazji zostały przedstawione informacje dosyć kuriozalne, które miały podkreślić wagę naszych błędów. Nic więcej. Stwierdzenie, które padło podczas wczorajszej konferencji: "Rosjanie nie mieli prawa zamknąć tego lotniska". Czy podpisałby się pan pod tym stwierdzeniem? - Zamknięcie lotniska może nastąpić w zasadzie, w bardzo określonych przypadkach i jedynie w przypadku, w którym pas startowy jest zablokowany. Zresztą wczoraj taka odpowiedź padła. Natomiast nie padła odpowiedź na pytanie, czy przy widzialności 200 metrów, bo przypominam, że dowódca Jaka-40 przekazał załodze tupolew, że jest 200 metrów. Kontroler był w stanie ocenić, czy pas jest wolny. To ja pana zapytam. Mieli prawo w tej sytuacji zamknąć, powinni zamknąć lotnisko? - Wszystko zależy od instrukcji użytkowania tego lotniska . Proszę pamiętać, że było to lotnisko wojskowe, które rządzi się troszeczkę innymi prawami niż lotnisko cywilne. W lotnictwie cywilnym, w zasadzie lotnisk się nie zamyka. Wstrzymuje się operacje startów i lądowań, z uwagi na niebezpieczna zjawiska pogody . Tu takich niebezpiecznych zjawisk pogody nie było. Mgła nie jest niebezpiecznym zjawiskiem przyrody, z punktu widzenia wykonywania operacji lotniczej . Natomiast Rosjanie nie pokazali nam tej instrukcji, twierdząc, że jest instrukcją tajną. Czyli my tak naprawdę nie wiemy, jakie są procedury rosyjskie i czy mieli do tego prawo, czy nie. - My możemy się domyślać, jakie są procedury rosyjskie, ponieważ mamy dostęp do niektórych dokumentów, na podstawie których takie instrukcje są przygotowywane i ta analiza również jest elementem naszego raportu. Nie powie pan, jaki jest wniosek z tego? - Za wcześnie. "Traktują nas jak totalnych głupków" - tak powiedział wczoraj, po tej konferencji Edmund Klich. Traktują? - Ja bym się nie chciał odnosić do sformułowania pana akredytowanego. Wydaje mi się, że nie jest właściwe, natomiast wszyscy z państwa zauważyli, że niejasny był cel zwołania tej konferencji. Nikt z polskich ekspertów nie został zaproszony na te konferencję. Ja oglądając ją rano o 9, stwierdziłem, że my tam powinniśmy być, żeby zadać konkretne pytania, bo dziennikarze zadali bardzo celne pytania, które od razu rozłożyły cały ten misterny gmach, który był budowany przez RIA Nowosti. Natomiast brakło wam wsparcia eksperckiego. Ostatecznie porzuciliśmy myśl o polsko-rosyjskim raporcie? - Nie do mnie należy tutaj wyrażanie zdania, natomiast powiem panu tak. Przygotowywaliśmy nasze uwagi do raportu MAK jako uwagi profesjonalistów do profesjonalistów. One są, jak państwo czytali, wyprane z wszystkich emocji. Nie ma żadnego emocjonalnego stwierdzenia, że coś nam się nie podoba, tylko mówimy: "Jest tak, a jest tak", "a to nie zostało określone". Liczyliśmy na... Profesjonalne zachowanie i tego się nie doczekaliśmy. - Tak, w jakikolwiek sposób, na rozmowę. Kiedy będzie polski raport? Czy jesteśmy w stanie dzisiaj powiedzieć, czy to będzie marzec, czy to będzie kwiecień, czy może to być jeszcze później? - Pytanie to powinno być skierowane do pana przewodniczącego komisji Jerzego Millera. Zadaję je panu, członkowi komisji, który obserwuje jej pracę. Czy jest szansa skończenia tego w ciągu kilku najbliższych tygodni, czy to raczej musi potrwać jeszcze miesiące? - Staramy się, żeby to było w ciągu kilku najbliższych tygodni, ale proszę mi wierzyć, że wszyscy by chcieli to skończyć jak najszybciej. Natomiast sami państwo zauważyli, że niektórych informacji byśmy nie mieli, gdybyśmy skończyli zbyt szybko, tak jak MAK to skończył. Czyli warto przedłużać pracę. Może nie przedłużać, tylko warto to zrobić bardzo dokładnie, żebyśmy później nie musieli do tego wracać, albo się wstydzić za wynik naszej pracy.