Kto się śmieje z ekipy Tuska
Minęło 100 dni nowego rządu - tego, który miał być rządem powszechnej szczęśliwości całego narodu. Coś nie pasuje do tego obrazu. Marginalizowane dotychczas głosy poddające w wątpliwość kwalifikacje obecnej ekipy - praktycznie nieobecne w dominujących środkach przekazu - przebijają się powoli do zbiorowej świadomości.
Wielkie nadzieje
Dotychczas ktokolwiek śmiał zakłócić nastrój powszechnego szczęścia dominującego w mediach, uważany był za prawicowego ekstremistę, epigona poprzedniej ekipy. Nieliczne głosy nie brały udziału w dominującym dyskursie. Nawet publiczna telewizja, jeszcze trzymana rękami ludzi poprzedniej ekipy nie wyłamuje się z tego schematu - wiadomo, przyjdzie nowe ze swoimi ludźmi, więc lepiej się nie wychylać. Nie mówiąc już o prywatnych stacjach, z których jedna zasłużyła już sobie na miano "Tusk Vision Network 24".
Tak modne - szczególnie w Polsce - żartowanie z rządzących obecne zanikło. Jedynie internet pozostał medium, gdzie rozliczane są niedotrzymane obietnice, diametralne zmiany poglądów, wykazywane nieścisłości oraz absurdalne wypowiedzi. Nieobecne w głównym nurcie głosy znajdują swoje miejsce na blogach oraz stronach w stylu "Tusk Watch", "PO Watch", "Porażka Obywatelska" czy też "Nie lubimy Donalda". Bynajmniej nie są to zaowalowane głosy przeciwników politycznych - jedynie głosy odpornych na propagandę obywateli, którym jeszcze zależy na patrzeniu na ręce władzy, gdy przedstawiciele "czwartej władzy" jakby zapomnieli o swojej powinności.
Początki obecnego rządu można podsumować jako wszechobecną akcje "Tusk santo subito". Jedyny głos wątpliwości jaki się pojawia to żart, stworzony na bazie expose premiera, w którym zbliżył się do rekordowych wystąpień Fidela Castro. W dowcipie Bernarda, blogera Salonu 24, wyliczone są cuda, których dokona nowy premier w ciągu tygodnia. A jest ich sporo: 3 mln emigrantów wyczarterowanymi jumjo-jetami wraca do kraju, premier likwiduje wypadki drogowe, obniża podatki do 1 proc., zmusza Unię Europejską do przyjęcia "pierwiastka", Niemcy do rezygnacji z Gazociągu Północnego, a rurę bałtycką zamienia na taśmociąg do transportu polskiego mięsa do Rosji. "Niedziela. Po zrobieniu tych wszystkich cudów, siódemego dnia, Donald Tusk odpoczął" - podsumowuje bloger, by na koniec dorzucić jeszcze zniesienie przez Donalda Tuska przymrozków, by "jabłka nigdy nie drożały".
Jak dotąd cudów brak - za to problemy piętrzą się. Czysty PR uprawiany przez polityków Platformy nie wystarcza, gdy fachowcy gubią się w przypisanych im dziedzinach. Sprawowanie władzy okazuje się o wiele trudniejsza, niż składanie deklaracji. Premier, tak zawsze otwarty dla mediów, zaczyna tracić do nich cierpliwość, bo pojawiają się pierwsze niewygodne pytania. Kolejne grupy, w których zostały rozbudzone wielkie nadzieje, zaczynają zgłaszać się po realizację obietnic. Wystąpienia w stylu "Kazia - pragnienia milionów" są już niewystarczające, nie są błyskotliwe, czy zabawne.. a jedynie śmieszne. A to wielka różnica.
W takiej sytuacji premier udał się na urlop (stracił cierpliwość?) - co prawda po 89, a nie po siedmiu dniach. A co z bilansem cudów. Rekestr prowadzony na stronie tuskwatch.pl wykazuje: wybudowanych autostrad - 0, wypadków śmiertelnych na drogach 1012, Polaków, którzy mieli powrócić z emigracji do ziemi obiecanej - brak danych, cud gospodarczy - ciągle oczekiwany, podatek liniowy wycofany. Podsumowanie 73 obietnic złożonych przez premiera Tuska w sejmowym ekspose wypada na 0.
A i z programowym liberalizmem ciężko. W ocenie środowisk biznesowych plany obecnego rządu są jeszcze mniej liberalne niż poprzedniego.
Wszyscy ludzie Tuska
Obecny rząd uprawia politykę czysto wirtualną, komunikując się z narodem już nie poprzez konferencje, briefingi, lecz zupełnie bezpośrednio poprzez stację TVN24. Codziennie ministrowie objaśniają nam, co będą robić i dlaczego, a za wszystkie niepowodzenia obwiniają poprzedników. Na realne działania nie starcza już czasu. Nadmiernie wirtualni politycy Platformy - tę sztukę uprawiania polityki przećwiczyli jeszcze będąc w opozycji. Po przejęciu rządu zgłosili się do swojej ulubionej stacji (tzw. Tusk Vision Network 24), zapominając, że teraz biorą pieniądze od podatników za zupełnie inną pracę.
W normalnym kraju minister odpowiedzialny za sytuację opracowałby plan działania, po czym zwołał konferencje prasową. Natomiast u nas, najpierw minister udziela wywiadów radiu i prasie, zwołuje konferencję prasową, na której dopiero wyjaśnia, jaki jest plan podejmowania decyzji, a dopiero na końcu zabiera się za to, od czego powinien zacząć - czyli od decyzji. No i jeszcze kilka wywiadów, tak po drodze - dzień jeszcze w się nie kończy. A wieczorem zjawia się w swojej ulubione stacji 24 i opowiada, co udało mu się dokonać i jak jego poprzednicy "parli na szkło". Podsumowując - ministrowie obecnej koalicji w sferze medialnej robią dokładnie to, za co krytykowali swoich poprzedników. Z tym, że ta ich nadobecność w mediach, działania pod publikę, rażą jeszcze mocniej przy braku efektywnej, ciężkiej pracy. Jednakże ocena jest diametralnie różna, dochodzi do swoistych "nadużyć semantycznych". Gdy minister Ziobro wprowadzał zmiany w prokuraturze - to były "czystki". Minister Ćwiąkalski "wprowadza normalność". Ziobro w mediach "uprawiał propagandę", Ćwiąkalski tłumaczy "kierunki działań rządu". Ziobro "manipulował", "rzucał oskarżenia", "dokonywał publicznych egzekucji", Ćwiąkalski "ujawnia nieprawidłowości" - wyliczono na jednym z "ekstremistycznych" portali.
Włączam stację 24. Jak zwykle - Julia Pitera. Jak zwykle przepytana na wszelkie okazje, wszędzie widzi zagrożenia, które nie miałyby miejsca w "normalnym, demokratycznym kraju" . Ci, którzy tego nie rozumieją, są na to za bardzo ograniczeni lub cyniczni - dodaje pani minister od ścigania. Wszystko chciałaby zbadać i dokładnie prześwietlić, lecz zły PiS i jego posłowie jej przeszkadzają.
Hola, taka argumentacja pasowała, gdy PO była w opozycji, teraz rządzi, nie powinno być to przeszkodą. A jest. Dlaczego? Tak to już bywa z zawodnikami do specjalnych poruczeń kolejnych ekip. Ich byt konstytuują media, w których brylują, wyznaczają zagrożenia i skarżą się na brak możliwości. Gdy przychodzi do konkretnych działań, tak bardzo są zanurzeni w tym teatralnym stylu, iż nie potrafią niczego istotnego wykryć. Jeżeli jednak coś mogłoby wywołac medialny rezonas, pasowałoby do modelu medialnego breaking news, a przy tym kompromitowało konkurencyjną ekipę - to prosze bardzo. Tak też stało się z raport na temat CBA, który miał doprowadzić do końca "komisarza" Kamińskiego. Efekt? Klapa i żarty internautów.
Kiedy należało przedstawić konkretne dowody, katonowski ton: "uważam, że CBA należy zlikwidować", w który wpadała w swoim codziennym kąciku w TVN24, na nic się nie zdał. Została odsunięta, co prawda na krótko, od kanału łączności z narodem. Jej miejsce, w roli twarzy PO zajął poseł Palikot, niestety jego "parcie na szkło" okazało się tak duże, doprowadzając przy tym obraz przewodnije siły politycznej kraju do absurdu. Ku smutkowi mediów i gawiedzi, harcownik z Lublina musiał zostać odsunięty. Premier pozostało tylko podsumować: - Każda partia ma swojego Palikota. I tu się akurat nie pomylił.
Z braku lepszych (poseł Chlebowski, jak wiemy dobrze wygląda jedynie zza pleców premiera), powróciła żelazna Julia. Minęło już wystarczająco dużo czasu, aby opadło zainteresowanie jej porażką ws. CBA. Znów może opowiadać, co chciała zbadać, lecz jej nie dano oraz czym musi się zająć, ponieważ stanowi zagrożenie dla demokracji, a także stabilności państwa. Wszystkie zagrożenia mają jedną wspólną cechę i nazwę - PiS. Nic dodać, nic ująć - pozostaje życzyć powodzenia.
Osobiście widzę w niej godną następczynię Zyty Gilowskiej, która to dzielnie i z zacięciem krytykowała w mediach, zwłaszcza tych w barwach Platformy, kolejne ekipy. Gdy przyszło jednak to rzeczywistego działania, bardzo szybko zmieniła zdanie i jej działania w niczym się nie różniły od tych, które krytykowała przez poprzednie sześć lat. Jak to się skończyło wszyscy wiemy, może i p. Pitera przed kolejnymi wyborami zmieni barwy, w PiS-ie przydadzą się "szeryfowie" w jej stylu, a potem, gdy wypadnie ze sceny politycznej, może i znajdzie się dla niej jakiś kącik telewizyjny, w którym forma ważniejsza jest od treści. A formę Julia Pitera posiada.
A miało być tak pięknie
Poza telewizją, prasa głównego nurtu też nie jest skłonna do żartów z rządu, jak to miała jeszcze do niedawno w zwyczaju. Powodów tej sytuacji można upatrywać, zdaniem socjologów, w fakcie iż większość dziennikarzy to ludzie głosujący oraz popierający Platformę, dlatego dziś są mniej skorzy do dyskredytowania jej nieudolności w rządzeniu.
W przeciwieństwie do poprzedniej koalicji, ta miała być poważna, bez zacietrzewienia, rozliczeń tendencji autorytarnych - z konstruktywnym programem budowy szczęśliwej Polski wszystkich Polaków. Tak przynajmniej przedstawiał się przyszły rząd fachowców. Jednakże wielkie nadzieje okazały se czystym PR, a po 100 dniach rządu otrzymaliśmy po prostu więcej tego samego.
O ile dobry PR jest wskazany w czasie kampanii, to niestety nie wystarczy do sprawowania władzy. Rządy fachowców, a mieliśmy ich wiele, ja zwykle okazały się tym samym - grupą znajomych z koterii, którzy mieli ambicje sprawdzić się w danych dziedzinach i jak zazwyczaj niespecjalnie im to wychodziło.
Wychodzi raczej na to, że otrzymaliśmy bardziej cywilizowaną wersję PiS. Inną odmianę partii wodzowskej, gdzie wszystko podporządkowane jest pozytywnemu wizerunkowi lidera, który za dobre wynagradza, a za złe karze. - Chcemy, by zmiana, która wisi w powietrzu, miała twarz Donalda Tuska - mówił Jan Rokita, gdy jeszcze był w łaskach. I tak też się stało - jedyną zmianą jest twarz Donalda Tuska. Co prawda nie używa on retoryki swego poprzednika, nie tworzy konfliktów samymi wypowiedziami, stara się unikać polaryzacji społeczeństwa, lecz wszystkie jego działania podporządkowane są przyszłym wyborom prezydenckim. Stąd - wiadomo - najlepiej nic nie robić.
Jego poprzednik nie miał takich ambicji - miał do tego brata - jego natomiast interesowała władza w czystej postaci, nie tylko funkcja reprezentacyjna. Platforma odbyła daleką drogę od czasu swoich początków, ewoluując z czasem w kierunku partii totalnej, tracąc przy tym wszystkie swoje ideały na rzecz jednego celu - całkowitego przejęcia władzy. Wszytko zostało temu podporządkowane, cała machina pracuje na lidera, jednostki zbyt wyróżniające się zostają odsunięte, o pozycji decyduje wierność wobec lidera oraz jego humor - praktycznie tak jak w PiS , aczkolwiek ciszej. Pozostaje jeszcze kwestia obsłużenia sporej grupy klientów - co też PO, podobnie zresztą jak poprzednicy skutecznie wypełnia.
Donald Tusk przez prawie 20 lat w polityce nie piastował żadnej widocznej funkcji, zawsze zajmował pozycje komentatora, a jedynym znanym jego występem był epizod przy obalaniu gabinetu Jana Olszewskiego, teraz nastał jego czas, nie może go zmarnować, przecież tak długo na to pracował - podobnie zresztą jak większość członków jego partii. Przez lata budował pozytywny wizerunek siebie jako męża opatrznościowego, obierając strategię "Kazia-pragnienia milionów" - starał się zadowolić wszystkich, obiecując co tylko był sobie w stanie wyobrazić. Aczkolwiek o ile ta elastyczność jest wskazana podczas kampanii, tudzież zajmowania stanowisk opozycyjnych wobec rządu, w przypadku realnego kierowani krajem kończy się po czterech latach całkowitą degrengoladą i końcem ugrupowania, zwłaszcza gdy lider nie ma takiej siły jak przywódca PiS, aby zatrzymać przy sobie niezadowolonych.
Wracając do tematu śmiechów, poprzedni rząd jak żaden dotychczas spełniał marzenia wszystkich, przynajmniej w jednej kwestii - absurdalności medialnej. Jak dotąd w historii Polski, a przynajmniej od czasów towarzysza Wiesława, wystąpienia rządowe nie dawały tak szerokich możliwości do śmiechu. Wszelkie "oczywiste-oczywistości" wspierane nosowym stylem wymowy braci, czy też intelektualne tyrady "krwawego Ludwika", którego retoryka powodowała, iż on sam gubił się w swoich ideach, były codzienną pożywką dla mediów wypełniających swoją główną rolę - dostarczania rozrywki narodowi. Zbiorowa radość, pomimo kreowanej atmosfery grozy, była wręcz w dobrym tonie, stąd też masowy wysyp programów satyrycznych, blogów etc. Swoją drogą bracia nigdy nie mieli szczęścia do mediów, a próby opanowania sytuacji, w sobie tożsamy, siermiężny sposób naraziły ich jedynie na kolejne oskarżenie o zapędy autorytarne (taki polski eufemizm będący synonimem faszyzmu) - przyczyniając się jeszcze bardziej do ogólnej radości.
Przeciwieństwem takiej władzy miała być Platforma, od lat lansowana przez media jako lekarstwo na wszelkie problemy kraju. PR doskonały - rzesze dziennikarzy, publicystów i co za tym idzie większa cześć społeczeństwa bezwiednie żyła w takim przekonaniu, powtarzając mantrę "Platforma". Mało kto pozwalał sobie na poddanie w wątpliwość twierdzeń przedstawianych przez jej przedstawicieli, co więcej poddawanie wątpliwość sytuowało krytyków na pozycjach ciemnogrodu. Czynności najzupełniej zwyczajne, wypełniające warunek obiektywizmu wobec PiS, w przypadku PO stawały się niedopuszczalne i tak dożyliśmy upragnionych rządów.
- Wyleczymy polską władzę, polskich polityków, bo to jest źródło marności polskiego życia publicznego. Nie pozwolimy innym politykom nałożyć kagańca na obywateli. Nałożymy kaganiec władzy. Zbudujemy państwo, gdzie polityk, sędzia, policjant będą tak samo ciężko pracowali jak tak zwani zwykli obywatele. Władza musi znaczyć wyłącznie obowiązki i nigdy więcej przywilejów. - takie były plany premiera, a praktyka - kolejny nabór fachowców wśród znajomych, ciężka praca - Senat przestaje obradować z braku zajęć, Sejm pobił rekord nieróbstwa w ostatnim 17 -leciu. Sam premier po 89 dniach pracy, przy piętrzących się problemach wyjeżdża na urlop. Taka to ciężka praca. Jedynie polityczna obsada studiów telewizyjnych ciągle jest zajęta.
Z jednym premier jak dotąd był szczery, swojego czasu powiedział: - Gdybym był Kubusiem Fatalistą, to powiedziałbym, że moimi głównymi instrumentami w walce o silne i sprawiedliwe państwo będą bracia Kaczyńscy. I tak też się stało - głównym zajęcie obecnej koalicji jest szukanie "haków" na poprzedników oraz ich rozliczanie ,co zresztą jest tożsame dla każdej ekipy - lecz ta przecież miała być inna.
R.O.