Kto po Kosowie?
ONZ, UE i NATO twierdzą, że w Kosowie zaistniała sytuaja wyjątkowa, i że Kosowo dla nikogo nie może służyć za precedens. Wielu uważa jednak, że Kosowo to puszka Pandory, która - raz otwarta - zaowocuje wysypem separatyzmów, spowodowanych tym, że obecnie każdy obszar zamieszkany w sposób zwarty przez odrębną grupę etniczną mógłby - teoretycznie - powoływać się na kosowski precedens.
Od kiedy zaczęła osypywać się Jugosławia, do końca zbierana i klecona przez Serbów, zachodnie Bałkany sypią się nadal. Jugosławia ostatecznie zamieniła się w Serbię i Czarnogórę, później od federacji odpadła Czarnogóra, a teraz - już od Serbii saute - Kosowo.
Wątpliwe, żeby komukolwiek zależało na dalszym przycinaniu i tak zniechęconej już do Zachodu Serbii, ale w samej Serbii tendencje separatystyczne nie zakończyły się na Kosowie.
Jugokebab
Była Jugosławia, okrawana z każdej strony jak kebab, teoretycznie może podzielić się jeszcze bardziej.
pomiędzy Serbię a Czarnogórę. Nazwa tego regionu pochodzi od tureckiego słowa oznaczającego "sztandar", a w kontekście administracyjnym oznaczającego turecką jednostkę terytorialną, prowincję. Część Słowian zamieszkałych w regionach, którymi przez kilkaset lat rządziła turecka Porta nawracała się na islam - czy to z racji ekonomicznych (niewierni płacili dolegliwy podatek -"dżizję" - i nie mogli kupować ziemi ) czy światopoglądowych. Za Bośniaków uważa się właśnie takich zislamizowanych Słowian, choć obecnie wielu obywateli Bośni rozszerza ten termin również na osoby identyfikujące się kulturowo z Bośnią i Hercegowiną, niekoniecznie muzułmanów.
W każdym razie - sandżaccy wyznawcy islamu dystansują się coraz bardziej od prawosławnej Serbii, tym bardziej, że chrześcijański serbski kler otwarcie nawołuje do wojny w celu odebrania muzułmańskim Albańczykom Kosowa. Nie bez znaczenie jest też fakt, iż Belgrad próbuje scentralizować wszystkich serbskich muzułmanów za pomocą organizacji "Islamska Zajednica Srbije", nieuznawanej przez sandżackich muzułmanów, którzy uznają to za próbę podporządkowania. To - wbrew pierwotnym zamierzeniom - zdaje się umacniać odśrodkowe tendencje.
Nie stanowi natomiast - mimo, że i takie głosy się pojawiają - zagrożenia dla jedności Serbii Wojwodina, autonomiczny region ze znacznym odsetkiem ludności węgierskiej. Serbowie stanowią tam większość (60 proc.), wielu natomiast mieszkańców Wojwodiny popiera ideę autonomii niezależnie od przynależności etnicznej (ale w ramach Serbii) z innego powodu - Wojwodina to najbogatszy i najbardziej proeuropejski region Serbii i z tego powodu zależy mu na względnej niezależności od Belgradu.
Również Macedończycy mają swoją muzułmańską (głównie albańską) mniejszość, jednak konflikty na tym gruncie pojawiają się tam daleko rzadziej, niż w Serbii. Do rzadkości należały kuriozalne - w sumie - próby ustanowienia niezależnego albańskiego podmiotu politycznego, jak Ilirida, którą postanowili założyć w 1990 roku włodarze wsi Šipkovica niedaleko kosowskiej granicy. Teraz - w obliczu secesji Kosowa - istnieją obawy zradykalizowania się postaw Albańczyków, choć Macedończycy starają zapewnić się swoim mniejszościom szerokie prawa. Jeśli zaś chodzi o samych Macedończyków, to - choć mają własne państwo - ich narodowa tożsamość bywa kwestionowana: większość Bułgarów uważa język macedoński za dialekt własnego języka, Serbowie również popatrują podejrzliwie na ich odrębność. Grecy natomiast uważają macedońskich Słowian za uzurpatorów, którzy przywłaszczają sobie prawa do greko-macedońskiej spuścizny.
Serbskiej w Bośni i Hercegownie, gdzie z kolei mieszka wielu Bośniaków. A wiadomo, jak zakończyło się ostatnie starcie tych dwóch narodów.
Narody i ludy niereprezentowane
Zarówno Sandżak, jak i macedońscy Albańczycy są członkami Organizacji Narodów i Ludów Niereprezentowanych (UNPO) z siedzibą w Hadze. UNPO zrzesza społeczeństwa, które albo nie posiadają własnego kraju, mimo wyraźnej odrębności od kraju, w którym żyją, albo takie, które posiadają własne państwo, ale nieuznane przez większość krajów na świecie.
Do organizacji tej należy więc zarówno Tajwan, Czeczenia, Abchazja, turecki Cypr Północny czy podzielony pomiędzy kilka państw Kurdystan, jak i afrykańscy Masajowie, czy niektóre szczepy rdzennych ludów amerykańskich. Niektóre z członków UNPO - jak Estonia, Łotwa, Gruzja, Timor Wschodni czy - obecnie - Kosowo - są już niepodległymi państwami. Należy przypuszczać, że zachęcone przykładem, szczególnie tym najświeższym, niektóre kraje UNPO zintensyfikują swoją separatystyczną działalność, jak na przykład Czeczenia, która - jak wiadomo - o niepodległość walczy nie od dzisiaj i jest solą w oku Rosji.
Wolna Czeczenia. A czemu nie Syberia?
Jest też jednym z powodów, dla których Rosja tak stanowczo sprzeciwia się uznaniu oderwania Kosowa od Serbii. Pierwszym jest tradycyjna sympatia i sojusz pomiędzy oboma prawosławnymi, słowiańskimi krajami (w czasach późnego Miloszevicia zagrożona NATO-wskimi nalotami Serbia przebąkiwała nawet o przystąpieniu do Związku Białorusi i Rosji). Drugim byłby właśnie precedens, na który mogłaby powoływać się Czeczenia, domagając się własnej niepodległości.
Ale nie tylko Czeczenia ma dosyć matuszki Rosji. Do wspomnianej Organizacji Narodów i Ludów Niereprezentowanych (co niekoniecznie musi oznaczać dążenia do pełnej niepodległości) należą także leżące na terenie Federacji Rosyjskiej czeremiska republika Mari El, Baszkiria, republika Komi, dagestańscy Kumycy, Tatarstan (choć ten akurat jest względnie lojalny wobec Kremla), Udmurcja, Buriacja, Tuwa (w której działa "Front Ludowy Wolnej Tuwy"), czy tak dziwne - wydawałoby się - twory, jak Ingria, zamieszkały przez ugrofińską mniejszość (Iżorów) obszar wokół Sankt Petersburga.
Poza tym o niezależności mówi się intensywnie w Inguszetii, Dagestanie i Osetii Północnej, a mniej intensywnie w Karelii. O niezależności od Moskwy przebąkuje się nawet w Obwodzie Kaliningradzkim, marząc o bałtyckiej strefie wolnocłowej i raju podatkowym.
Również w niektórych częściach bogatej w zasoby naturalne Syberii pojawiają się głosy o "dekolonizacji" tego regionu (czyli - głównie - sprzeciwieniu się wykorzystywania syberyjskich bogactw przez Moskwę) i wzięciu władzy we własne ręce. Co ciekawe, Syberia posiada nawet coś w rodzaju tradycji ruchu separatystycznego: na początku XX w. przedstawiciele syberyjskiej szlachty - Potanin i Jardrincew - nawoływali do oderwania tego regionu od "posiadającej przeciwstawne interesy Rosji" i ustanowienie tam państwa na kształt USA. Niewiele mówi się także o polskiej próbie oderwania Syberii od Rosji i ustanowienia tam niezależnego państwa w latach 30 XIX w. Polacy, zesłani na Sybir po upadku powstania listopadowego, próbowali zorganizować powstanie przeciw władzy carskiej w miejscu swojego zesłania.
Większość jednak z wymienionych wyżej terytoriów prawdopodobnie nie będzie próbowała od Rosji się odłączyć (przynajmniej w najbliższym czasie), ale sam fakt, że wyraźnie zaznaczają swoją odrębność wystarczy, by zaniepokoić Rosję, która - podobnie, jak Serbia - przeżywa rodzaj traumy po utraconej wielkości.
Kosowski efekt domina w krajach poradzieckich
Poważny problem mają natomiast niektóre państwa poradzieckie, jak np. Mołdawia, Gruzja i Azerbejdżan. Gruzini mają na swoim - niewielkim przecież - terytorium do czynienia z co najmniej czterema separatyzmami. Przede wszystkim chodzi o Abchazję i Osetię, a także o Adżarię i zamieszkaną przez Ormian Dżawachetię na południu kraju. I o ile z Adżarią na razie udaje się dogadać, proponując jej autonomię, a Ormian w Dżawachetii Gruzja jeszcze poskramia, to z Abchazją i Osetią jest duży problem. Mimo, że prezydent Saakaszwili robi do całej gry dobrą minę i twierdzi, że "niepodległości Kosowa się nie boi", to w de facto niepodległych państwach na terenie Gruzji wrze i bulgocze. Obie republiki zgodnie uznały Kosowo za precedens, na którym mogą wypłynąć jako pełnoprawne kraje.
Abchazja, położona jest w newralgicznym punkcie - na jednej z niewielu dróg łączących państwa kaukaskie z Rosją. W czasach ZSRR Abchzaja była jego najbogatszym regionem i miała status "radzieckiego turystycznego raju". Dacza pod Suchumi - stolicą Abchazji - była szczytem marzeń radzieckich wierchuszek politycznych i partyjnych.
Abchazja ogłosiła niepodległość od Gruzji, której nikt na świecie - włącznie z wspierającą Abchazów Rosją - nie uznał, a ponadto stoczyła z Gruzją krwawą wojną. Wzajemna wrogość pomiędzy Gruzinami a Abchazami wyklucza współistnienie w jednym państwie. Podobna sytuacja ma miejsce w Osetii Południowej, choć sytuacja nie jest aż tak napięta i nawet udało się stworzyć zręby progruzińskiego rządu. Jak na razie utrzymywana jest bolesna prowizorka, wspierana przez stacjonujące w obu republikach rosyjskie wojska.
obecny armeński prezydent - Serż Sarkisjan.
Podobny problem posiada rumuńskojęzyczna Mołdawia. Położone na wschodnim brzegu Dniestru rosyjskojęzyczne Naddniestrze, które już dawno temu ogłosiło nieuznawaną niepodległość i posiada własną armię i walutę, głośno krzyczy, że domaga się międzynarodowego uznania powołując się właśnie na precedens kosowski.
Rzecznik Naddniestrzańskiego rządu, Jewgienij Szewczuk mówi, że "prawny mechanizm, który został zastosowany w Kosowie, powinien być zastosowany w innych tego typu krajach".
Separatyzmy w UE
W Parlamencie Europejskim działa Wolny Sojusz Europejski - organizacja zrzeszająca domagające się niepodległości lub choć autonomii narody. Przede wszystkim wspomnieć trzeba, że należy do niego polski Ruch Autonomii Śląska. Który to Ruch jednak - jak wiadomo - na casus Kosowa powoływać się nie zamierza i nie planuje wyjścia z Rzeczpospolitej.
Ale oprócz tak niewinnych organizacji jak Ruch Autonomii Śląska czy Slovenska Skupnost reprezentująca interesy żyjących we Włoszech Słoweńców, w WSE są też organizacje domagające się niezależności dla swoich regionów, jak np. Liga Fronte Veneto (region Wenecji) czy Przyszłość Wysp Alandzkich (szwedzkojęzyczne, ale należące do Finlandii wyspy na Bałtyku). Członkowie jednak najaktywniejszych i najbardziej radykalnych europejskich ruchów separatystycznych nie siedzą w Parlamencie Europejskim.
Baskijska ETA jeszcze przed ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo zapowiedziała, że potraktuje takie wydarzenie jako precedens i będzie wzywała Basków do głośniejszego domagania się niepodległości. Hiszpania, by nie dawać Baskom pretekstu - niepodległości Kosowa nie uznała.
Francja - choć posiada swoją własną wersję baskijskiego ETA - Iparretarrak - Kosowo uznała. We Francji radykalnych ruchów separatystycznych jest kilka: Narodowy Front Wyzwolenia Korsyki, choć mniej aktywny ostatnimi czasy, jest niebezpieczny z uwagi na dokonywane zamachy bombowe i mafijne powiązania. Również zwolennicy niepodległości Bretanii posiadają swoje bojówki - Bretońską Armię Rewolucyjna, która współpracuje zresztą z ETA.
Kopalnią separatyzmów są Włochy: oprócz Ligi Północnej, jawnie opowiadającą się za oderwaniem uprzemysłowionej Północy od ubogiego Południa działają w tym kraju organizacje chcące oderwać od Włoch Lombardię, Ligurię, Sardynię, Sycylię i region Wenecji.
Mimo, że w Irlandii Północnej podpisano pokój z IRA, a największy procent mieszkańców pragnie pozostania tego regionu przy Wielkiej Brytanii, to jednak odsetek osób pragnących ogłoszenia niepodległego państwa jest prawie tak samo wysoki. Zdecydowanie więcej natomiast mieszkańców Irlandii Północnej pragnie niepodległości, niż przyłączenia do Irlandii.
Szkoci - w swoim cierpliwym parciu do niepodległości - nie potrzebują nawet powoływać się na kosowski przykład. W kraju tym rządzi Szkocka Partia Narodowa, której szef zapowiedział po wyborach "niepodległość w ciągu 10 lat". Również w Walii i należącej do Anglii Kornwalii niepodległość nie jest tematem tabu.
Kiedy w 2006 roku belgijski kanał RTBF podał fałszywą informację o oderwaniu się Flandrii od Walonii i rozpadzie Belgii na dwa państwa, jedynym, co zdziwiło obywateli Belgii było to, że sprawa odbyła się "tak szybko i nagle".
- Nie ma czegoś takiego jak Belgia; to sztuczny twór utworzony ponad 170 lat temu, w czasie, kiedy miał być państwem buforowym między Francją i Holandią - uważa Filip Dewinter, przywódca niepodległościowej partii Interes Flamandzki. Zgadza się z nim duża ilość niderlandzkojęzycznych Flamandów, którzy nie chcą mieć wiele wspólnego z frankofońskimi Walonami.
W ogóle Europa pełna jest dążących w pokojowy sposób do autonomii narodów, zagrożenie więc "pójściem w ślady Kosowa" - poza tymi najbardziej radykalnymi organizacjami - nie istnieje. Dla porządku należy wspomnieć jednak o separatyzujących tendencjach Bawarii, Katalonii, Skanii, Krymskich Tatarów, rumuńskich Węgrów, mołdawskich Gagauzów czy Grenlandii. I bynajmniej nie wyczerpuje to listy.
Ziemowit Szczerek