Dominikanin, ojciec Maciej Zięba był gościem Faktów RMF FM. Posłuchaj: Tomasz Skory: Co powinien zrobić ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, ujawnić zgodnie z zapowiedziami i własnym sumieniem nazwiska duchownych agentów SB, czy podporządkować się decyzji kurii? Maciej Zięba: Ja bym tak nie ujawniał. W ogóle proces ujawniania jest fatalny. Nagle gdzieś pojawia się jakaś teczka, ktoś coś opublikuje... Czyli nie ujawniać? Przekazać to i pilnować, żeby ten proces odbył się w sposób cywilizowany. To jednak ma charakter samosądu, nawet w słusznej sprawie, bo ja myślę, że te dokumenty są faktycznie bardzo poważne, ale właśnie każda z tych spraw, które wybuchły, została wrzucona nagle i człowiek został rozstrzelany natychmiast. Sposób ujawniania jest fatalny - nie ma żadnej pragmatyki, i sposób reagowania przez to jest niedobry także. Natomiast sprawę trzeba załatwić. No właśnie, sprawę trzeba załatwić. Rozmawiamy tu i teraz na 4 godz. przed zapowiedzianą przez księdza Tadeusza konferencją, na której - no właśnie - ujawni albo nie. Co powinien zrobić w takiej sytuacji, kiedy hierarchia kościelna mówi; "Nie ujawniać, nikt nie ma do tego prawa poza komisją", a ksiądz zapowiedział - w zgodzie ze swoim sumieniem, że zrobi to i zapowiadał to przez pół roku? To jest zawsze sprawa sumienia i zawsze sumienia trzeba słuchać - to jest nauczanie Kościoła. Natomiast takie jakieś eskalowanie, od tygodni zapowiadanie, że ujawni po wizycie Ojca Świętego Benedykta XVI, eskaluje sprawę. Ja myślę, że ze strony Kościoła potrzebna jest strukturalna odpowiedź. Po pierwsze, jak ujawniamy te akta, żeby ludzie mieli jakąś szansę, bo chodzą plotki, potem na pierwszej stronie idzie: "Agent zabił kogoś tam" - bez żadnego weryfikowania człowiek jest zabity, rozstrzelany. Proszę wybaczyć, ale Kościół instytucjonalny miał na podjęcie takich kroków instytucjonalnych właśnie wiele miesięcy, lat, a odezwał się wczoraj za pięć dwunasta. Nie. Sprawa tak naprawdę istnieje od momentu wybuchu - ujawnienia teczki ojca Hejmy. Do tego czasu nie byliśmy świadomi ani skali ani jak to wygląda. Ja nic nie wiedziałem na ten temat. Wiadomo było, że byli w Kościele donosiciele. Ale gdyby się przyjrzeć tej sprawie bliżej, to okazałoby się, że ojciec Hejmo ani nie wylądował w prowincjonalnym klasztorze, nadal mieszka w domu pielgrzyma, łamie zakaz wypowiadania się i kontaktowania się z mediami, mówi wręcz: "Po wyborach sytuacja w Polsce zmieniła się. Teraz wszyscy dziennikarze, którzy o mnie pisali, zostaną wzięci do galopu". Coś nie gra w tej maszynie? No nie. Po tym dostał ostre monity i teraz już tego zakazu silnie przestrzega. Wydawało mu się, że to się zmieni, a to się nie zmieniło. Wydaje mi się wręcz, że jest ostrzej i nie wypowiada się do tych mediów. Ale włos mu z głowy nie spadł! Kary nie były dotkliwe. Strach zaciera i odwraca od sprawy teczek. Mnie to osobiście boli, bo ja wiele tych teczek przestudiowałem, włącznie z własną, tylko że ja byłem śledzony, a nie współpracowałem. Z niej też dużo informacji wiem, jak było, co się działo i jak oni to opisują. Ja widzę, że te teczki są źródłami w zasadzie wiarygodnymi, choć trzeba je krytycznie czytać. Ale ujawnienie ojca Hejmo też było: "Agent w okolicy Ojca Świętego" - całe media mówiły, potem: "Znamy jego głos", potem: "To jest ojciec Hejmo, ale za miesiąc ujawnimy fakty". Proszę wybaczyć, ale to wszystko była prawda. Sam ojciec to przed chwilą powiedział. Tylko przez miesiąc robienie sensacji... Myślę, że cały ten szum, brak pragmatyki w ujawnianiu, w reagowaniu, brak pamięci o autorach teczek, którzy to zrobili, którzy są głównymi sprawcami, odciąga od zawartości i robi strasznie dużo hałasu i chaosu. Czy to wszystko nie są błędy kościoła? Brak pragmatyki? Myślę, że dzisiaj widzimy, że kościół został wrzucony w lustrację - tak to nazywam. Ponieważ sam jej nie podjął... Jak miał to zrobić. Przecież IPN rozdaje teczki? Ale komisje kościelne mogą się dostać do tych teczek i jakoś o efektach ich działania nie słyszymy. Komisje są historyczne a nie śledcze. My jako Dominikanie czytamy dziesiątki, tysięcy stron opowiadań sprzed 50 lat. Są jeszcze setki tysięcy stron, które trzeba przeczytać i dopiero wtedy coś móc zrobić. To są innego typu komisje. Takie komisje, które mają ocenić winę kogoś tam nie mają dostępu do teczek w ogóle. Tymczasem we wczorajszym komunikacie kurii czytamy jedno bardzo znamienne zdanie: "Opublikowanie tego rodzaju listy powinno brać również pod uwagę szkody moralne w sercach odbiorców tych wiadomości, gdyż prowadzi do podważania miłości do kościoła". To co szkodzi ujawnianie, czy nie ujawnianie? Tylko dla mnie jest kwestia bolesna sposobu ujawniania. To są jednak samosądy, zapewne w słusznej sprawie, zapewne dobrze udokumentowane, ale jednak strasznie jednostronne. Brak pragmatyki. Dziękuję bardzo z rozmowę.