Jak zaczęła się pańska przygoda z filmem? Przyjechał do mnie do domu mój doradca, Oskar Wądołowski, i przedstawił mi propozycję: czybym nie zagrał w filmie? - A co to za film? - pytam. - Będziesz grał prokuratora! - Ja? Prokuratora? W imię Ojca i Syna... Nie gadaj głupot! No, nieraz się do mnie zgłaszają z różnymi propozycjami. Ale jakże tak - w ciemno się decydować? Nigdy tak nie robię. Zawsze muszę pomyśleć, rozważyć, zastanowić się. - No to się zastanów - powiedział. No a potem przyjechał do mnie człowiek z kamerą. Popatrzył, popytał, pogadał, a na koniec zapytał, czy wyrażam zgodę. No to ja mu na to, że muszę się zastanowić. Pojechał. Potem dzwonią do mnie z Warszawy. Mój doradca mówi: - Reżyser będzie z tobą rozmawiał. I daje słuchawkę temu reżyserowi, co się nazywa Patryk Vega. No i ten mnie namówił. Zgoda, powiadam, ale najpierw wiedzieć muszę, co będę w tym filmie robił i mówił. Grać prokuratora - poważna sprawa. Taki to przecież prawo musi znać, oskarża przecież, odpowiedzialność jest znaczna. No i dali mi do przeczytania tekst, co go miałbym mówić. Przywieźli tę kartkę do mnie do domu, wieczorem. Przeczytałem. Mówię: dobra. Chociaż grać prokuratora to nie takie proste. Myśli ktoś: siedzi w fotelu, za biurkiem, papiery czyta... Ale przecież ja i w domu w fotelu sobie siedzę i czytam... No tak, ale za to panu nikt nie zapłaci... Też to! Pytam: Ile zapłacą? Mówią. Ja na to: mało! Było więcej? Ile? A tego to panu nie powiem. Bez komentarza. Jak się panu podobało na planie filmowym? Ano przyjechali po mnie i zabrali do Warszawy. Ja tego dnia wykąpałem się i czyściutki taki bieliznę i koszulę czystą włożyłem, krawat, marynarkę, a tam wiozą mnie do garderoby i powiadają, żebym wszystko z siebie zdjął! No to się rozebrałem, do gołego, tylko ciepłych kalesonów zdjąć z siebie nie pozwoliłem. I od nowa: spodnie, krawat, koszula, marynarka, toga: wszystko mierzą, dopasowują. Togę z czerwonymi wypustkami też. No i teczkę mi dali. Panie, jaka ciężka! Niosę i myślę: kamieni tam nakładli czy co? No to tak cichutko, na boczku, ukradkiem otworzyłem tę teczkę i co? Same papiery, panie, kilogramy papierów... Co pan robił, wcielając się w rolę prokuratora? W jakich scenach brał pan udział? No, przesłuchiwałem podejrzanych, nawet w celi, weszliśmy do aresztu, a jakże. Oskarżałem też w sądzie. Pracowałem w gabinecie za górą papierów. A gabinet to był w ministerstwie, tylko na drzwiach na tabliczce z nazwiskiem jakiegoś wiceministra filmowcy umieścili tabliczkę z napisem "Krzysztof Kononowicz - Prokurator Generalny", he, he, he... A jak traktowali pana nowi koledzy - aktorzy? Polubili pana, a może pan obdarzył kogoś szczególną sympatią? Bardzo miła była pani, która grała podejrzaną, doprowadzoną do mnie, prokuratora, w kajdankach. Zastanawiam się - prawdziwe te kajdanki czy nie? Zabawka może? No więc pytam. A ona śmieje się i powiada, że prawdziwe. - No i dała się pani zakuć? A ona na to, że już nie takie postacie grała, kajdanki, nawet prawdziwe, to jeszcze nic. - Ale to przecież to na niby, to tylko film, nie rzeczywistość, panie Krzysztofie - mówi ona. Dalej żartuje i prosi, żebym jako prokurator był dla niej łagodny, wyrozumiały. Ja na to poważnie, że zarzuty ma ciężkie. Podejrzana jest o zabójstwo, i to policjanta, za to może być 25 lat, a może i dożywocie (chodzi o postać, graną w "Ciachu" przez Martę Żmudę- Trzebiatowską - przyp. autora). No i jeszcze do tego dochodzi oskarżenie o handel narkotykami. Toż za takie rzeczy można z więzienia nie wyjść - powiadam. Dalej żeśmy jeszcze żartowali, ale sobie myślałem, że dobrze, że to tylko film, bo jakby taka sympatyczna osoba musiała iść za kratki... A jak było na galowej premierze, na którą był pan zaproszony? Ludzi mnóstwo. Przyjeżdżam, a tam tłumy. Poznali mnie, bo słyszę, jak wołają: "Panie Kononowicz, panie Kononowicz!". Sala pełna. A ludzi przed kinem jeszcze tłum. No to mówię do reżysera: "Panie Vega, wpuszczaj pan bez biletów, zrób pan coś dla ludzi, będą wdzięczni!". No i wpuszczali. Sala pełniutka - ludzie siedzieli na schodach, stali, gdzie się dało. Ale zadowoleni, że się dostali. Czy po tych doświadczeniach - mógłby pan być prokuratorem naprawdę? Nie w filmie, ale w rzeczywistości? To wielka odpowiedzialność. Wymaga wiedzy, znajomości prawa. No, niełatwo jest oskarżać i sądzić innych ludzi. Trzeba ważyć wszystkie racje, wszystkie dowody, zeznania. Nie wiem, czy chciałbym... Zagrał pan w filmie. Gdyby pan znów dostał propozycję, żeby wystąpić na ekranie, zgodziłby się pan? Mówię panu, że tak w ciemno to nie, musiałbym to przemyśleć, zobaczyć, co mam mówić i co robić. Ale na razie nie ma o tym mowy, bo wracam do polityki. Jestem politykiem, nie aktorem. Będę kandydował na prezydenta.