Konrad Piasecki: Czy małżeństwo, które w ciągu jednego roku przeżywa dwa bardzo poważne kończące się rozstaniem, i które potem do siebie wraca, rokuje w ogóle jakiekolwiek szanse powodzenia? Czy też należy na nim postawić krzyżyk? To zależy, jak patrzymy. Bo jeżeli spojrzeć z punktu widzenia tego, czy ma szansę to być dobre małżeństwo, to pewnie te szanse są niewielkie. Jeżeli spojrzeć na związki jakie realnie są w życiu, to jest to tak, że często małżeństwo, które z zewnątrz wygląda kompletnie absurdalnie nie do zniesienia, jest trwałe i w permanentnej walce może przetrwać całe życie. Czyli taki związek przeciwności może paradoksalnie rokować nie najgorzej? Albo przeciwności, albo tak zwany związek toksyczny, w którym ludzie w tej toksyczności właśnie znajdują jakiś sens. A sens może być taki, że np. nie znają innych możliwości. Taki związek permanentnej walki, w którym jeden z małżonków o drugim mówi, że tamten zachowuje się chamsko, a ten drugi o pierwszym, że ten jest warchołem - jak rozumiem nie jest skazany absolutnie na niepowodzenie. Bo oni w tym obrzucaniu się epitetami chamstwa i warcholstwa mogą odnajdywać cel w życiu i sposób na życie. To jest tak, że jeżeli ludzie rzeczywiście są związani czymś mocnym - nie mówię, co to jest to mocne - to nie jest tak, że to, że się obrzuciliśmy epitetami, może to zerwać. Okazuje się, że ludzie, nawet jeżeli nie udaje im się tego rozwiązać poprzez wybaczenie, to są ludzie, który gromadząc te rany tkwią w tym, żeby oddać cios. Jeżeli czuli się upokorzeni, jeżeli czują się wykorzystani, źle potraktowani, to mogą w sobie hodować to poczucie krzywdy i czekać na okazję, kiedy to oni będą górą. Myślę, że taka walka jest równie wciągająca jak miłość. Co takie małżeństwo, które jest po tak licznych i tak burzliwych przeżyciach, musi robić, żeby jakoś tę więź odbudowywać? Nie rokuje, żeby tutaj można było przejść do fazy zaufania i budowania czegoś na nowo. Myślę, że tutaj taki punkt wyjścia powoduje, że każdy z partnerów stara się przechytrzyć drugiego i realizować swoje. Jednocześnie spodziewa się tego samego ze strony drugiego i chcąc uprzedzić jakieś ciosy w plecy, próbuje sam je zadać. Czyli jednym słowem możemy spodziewać się po takim małżeństwie, że te kryzysy będą równie częste, jak bywały do tej pory? Jeśli one do tej pory występowały tak regularnie. Myślę, że tak, natomiast myślę sobie, że złe rzeczy wiążą równie mocno, a czasem nawet mocniej niż dobre.