Europa kusi różnorodnością, ale w tym roku wraz z grupą przyjaciół zdecydowaliśmy się na znacznie bardziej egzotyczny kierunek - polecieliśmy na Sri Lankę. Wakacje zorganizowaliśmy na własną rękę przy pomocy lokalnego przewodnika, którego poznaliśmy na jednym z portali turystycznych. Chcieliśmy zaczerpnąć nie tylko wypoczynku pod palmami, ale również poznać kulturę, historię i zwyczaje tego wyspiarskiego kraju na Oceanie Indyjskim. Wakacje 2023. Egzotyczna podróż na Sri Lankę nie obyła się bez tarapatów Nasza dwutygodniowa przygoda rozpoczęła się po południu w środę 6 września. Pełni entuzjazmu spędziliśmy ponad 15 godzin w podróży do Kolombo, gdzie po wylądowaniu wraz z kierowcą małego autobusu czekał na nas Hinoshi - jak się okazało, nie tylko świetny pilot wycieczek, ale również zachowujący spokój i opanowanie w trudnych sytuacjach organizator. Mimo wyczerpującego lotu do Azji pierwszy dzień wakacji zaczęliśmy "z wysokiego C" w Parku Narodowym Minneriya. To naturalne siedlisko symbolu wyspy - słoni cejlońskich. Na Sri Lance występuje największe zagęszczenie tych zwierząt w całej Azji. Pierwszy wieczór nie zapowiadał żadnych tarapatów. Te jednak wbrew naszym oczekiwaniom nadeszły już następnego dnia, kiedy postanowiliśmy jednak zatrzymać się na straganie ze świeżymi owocami oraz w supermarkecie. To właśnie tam rozpoczęły się nasze "rajskie" kłopoty. Zgubiony portfel. Kamery monitoringu pokazały, co się stało Brak portfela w nerce dostrzegłem przy kasie koło 19:30 (w okolicach równika słońce zachodzi około 18). Byłem pewien, że w drodze między stoiskiem z mango a marketem miałem go przy sobie, więc szybko zawróciłem i przeszedłem wszystkie alejki sklepu, które przemierzyłem w trakcie zakupów. Bezskutecznie. Postanowiłem wrócić do autobusu. Tam również nie było śladu po zgubie. W poszukiwania zaangażowali się wszyscy przyjaciele. W portfelu miałem dowód osobisty, prawo jazdy, karty płatnicze (które natychmiast zastrzegłem) i 155 tys. rupii lankijskich, czyli w dniu zaginięcia równowartość blisko 2,2 tys. złotych. Suma ta stanowi niemal trzykrotność średniego, miesięcznego wynagrodzenia na Sri Lance - wyspa od trzech lat mierzy się z permanentnym kryzysem, poziom życia wyraźnie się pogorszył, a jeszcze w pierwszej połowie 2023 roku inflacja wynosiła ponad 50 proc. Obsługa sklepu wprawdzie zrozumiała problem i starała się pomóc, ale mówiła słabo po angielsku. W tym momencie w akcję wkroczył nasz lokalny przewodnik Hinoshi, który wytłumaczył personelowi wszystkie okoliczności. Kierownik zmiany podjął decyzję o przejrzeniu monitoringu. Po 15 minutach widzieliśmy wszystko jak na dłoni - sprawnie wytrącony z nerki portfel upadł na ziemię jeszcze przed wejściem do sklepu, niemal w tej samej chwili chwycił za niego mężczyzna w zielonym t-shircie, który od razu - jak gdyby nigdy nic - wszedł do marketu. Dzięki temu udało się dokładnie uchwycić jego twarz. Interesowna "pomoc" i blefy miejscowego Zaczęły się próby ustalenia tożsamości złodzieja. Hinoshi zwrócił się z prośbą o pomoc do sprzedawcy jedzenia, którego stoisko ustawione było przed sklepem. Powiedział nam, że widział całe zajście, ale nie zdążył zareagować. Chwilę później nasz przewodnik zaczepił kolejnego mężczyznę, który stwierdził, że zna rabusia. Za swoją pomoc oczekiwał jednak zapłaty. Nasz pilot był nieugięty i powiedział mu wprost: "Najpierw portfel, potem pieniądze". Sytuacja wywołała niemałe poruszenie lokalnej społeczności - nagle wokół Hinoshia pojawiało się coraz więcej gapiów, na miejsce przyjeżdżał skuter za skuterem, a rozmowy nasłuchwali kierowcy tuk-tuków. Według relacji naszego przewodnika mężczyzna oferujący pomoc blefował i chciał nas oszukać. Znał złodzieja i grał na czas, licząc na łatwy łup z przywłaszczonych pieniędzy. Decyzja mogła być tylko jedna - jedziemy na policję. Policja wkracza do akcji. Na czele poszukiwań sam komendant Turystyka to jeden z kluczowych sektorów zapewniających dochody Sri Lance i jej mieszkańcom, dlatego o bezpieczeństwo zagranicznych gości na wyspie troszczy się specjalna jednostka policji turystycznej. Kiedy zjawiliśmy się na komisariacie w miejscowości Dambula, Hinoshi wyjaśnił całe zajście oficerowi dyżurnemu, który przekazał wszystkie informacje właściwemu departamentowi. Sprawa się przeciągała, na posterunku spędziliśmy ponad pół godziny, gdy nagle pod wiatę przyjechał wielki, czarny policyjny furgon. Z samochodu wyszedł postawny, starszy mężczyzna z sumiastym wąsem, ubrany w brązowy mundur i beret. Nasz przewodnik znał go, to komendant. Dowódca jednostki podszedł do nas i spytał, co się stało. Hinoshi opowiedział o moim problemie, na co szef komisariatu odparł krótko, że natychmiast zajmie się sprawą osobiście. Wróciliśmy szybko do autobusu i ruszyliśmy w drogę do sklepu, bacznie podążając za dużym policyjnym radiowozem. Zaparkowaliśmy kilkadziesiąt metrów od marketu, tuż przed nim z kolei samochód służb. Najpierw z pojazdu wyszedł komendant, a za nim dwóch funkcjonariuszy z długą bronią. Byliśmy zszokowani - zastanawialiśmy się, czy aby na pewno takie środki są konieczne, ale zarazem nabraliśmy nadziei na pomyślne rozwiązanie. Powrót do hotelu i zaskakujący telefon Przed sklepem spędziliśmy niespełna godzinę. Policjanci uzyskali dostęp do monitoringu, przepytali lokalnych kierowców tuk-tuków o złodzieja, wiedzieli coraz więcej. Po kilkudziesięciu minutach do naszego autobusu wrócił Hinoshi. Powiedział nam, że mundurowi zrobią wszystko, co możliwe, by odzyskać portfel. My w tym czasie mieliśmy wrócić do hotelu na wyczekiwany i opóźniony o ponad trzy godziny wypoczynek. W drodze na miejsce pilot wycieczki wytłumaczył mi, że następnego dnia z samego rana pojedziemy na komisariat - jeśli pieniędzy nie udałoby się odzyskać, policja wystawi specjalne zaświadczenie, dzięki któremu mógłbym ubiegać się o odszkodowanie z ubezpieczalni. Dzięki kontaktowi Hinoshia obsługa hotelu wiedziała o całym zajściu, dlatego gdy tylko zjawiliśmy się na miejscu, czekała na nas ciepła kolacja. W pewnym momencie zadzwonił telefon pilota. To policja. - Ile rupii było w portfelu? - zapytał mnie przewodnik, więc przekazałem ilość zgubionych pieniędzy. - Wszystko się zgadza, policja znalazła twój portfel, nic nie zniknęło - przekazał mi z uśmiechem na twarzy. Byliśmy pod wrażeniem tempa i sprawności przeprowadzonej akcji lankijskich służb. Profesjonalny przewodnik i skuteczna policja W ciągu godziny policjanci sami przyjechali do naszego hotelu. Powiedzieli nam, że kierowcy tuk-tuków wskazali im złodzieja i adres, pod którym wówczas najprawdopodobniej przebywał. Musieli pojechać 60 kilometrów od Dambuli, gdzie na szczęście złapali rabusia i odebrali skradzione pieniądze, dokumenty i karty. Nie poznaliśmy tożsamości mężczyzny, nie dowiedzieliśmy się też, jak dokładnie funkcjonariuszom udało się odzyskać moją własność, ale nie było to dla nas już tak istotne. Najważniejsze, że zgubiony na drugim końcu świata portfel udało się odnaleźć. I to bez najmniejszego uszczerbku na budżecie. Bez cienia wątpliwości to szczęśliwe zakończenie nie byłoby możliwe, gdyby nie determinacja i nieoceniona pomoc Hinoshia, który ze spokojem i opanowaniem kierował naszymi poszukiwaniami. Bez wsparcia lokalnego przewodnika i natychmiastowej reakcji policji portfel najprawdopodobniej przepadłby bez śladu. Sebastian Przybył Kontakt do autora: sebastian.przybyl@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!