Konrad Piasecki: Hillary Clinton wraca do gry. Z polskiego punktu widzenia ma to jakiekolwiek znaczenie? Na przykład z punktu widzenia tarczy antyrakietowej? Bogdan Klich: Niewątpliwie jeżeli ktoś z Demokratów, czy Obama czy Clinton, zdobędzie prezydenturę w Stanach Zjednoczonych, to proces tworzenia tarczy będzie przebiegał dalej, ale może przebiegać wolniej. A tak po cichu, albo bardziej głośno, pan za kogo trzyma kciuki? Za McCaina? Minister obrony narodowej może trzymać kciuki tylko i wyłącznie za własnych polityków, natomiast nie może wspierać nikogo za granicą. Mam nadzieję, że Amerykanie wybiorą dobrze. O zeszłym tygodniu - z punktu widzenia tarczy antyrakietowej - mówił pan, że będzie kluczowy. Rzeczywiście był? To był ważny tydzień. Najważniejszy? To był bardzo ważny tydzień, w którym Amerykanie podjęli rozmowę na temat pakietu modernizacyjnego, czyli odnieśli się do naszego oczekiwania, na temat wsparcia przez Amerykę modernizacji naszych sił zbrojnych. Zaproponowali coś takiego, po czym powiedzieliśmy - tak, kupujemy? Tak się nie prowadzi negocjacji. Na razie jesteśmy na etapie, w którym obie strony prezentują swoje stanowiska. Zaprezentowali także Amerykanie. Uznali, że warto inwestować w polskich żołnierzy i to jest bardzo istotne. A co zaproponowali? Coś takiego rzeczywiście nęcącego? Pozostaje nam w tej chwilki określić to, co z punktu widzenia polskiego jest najważniejsze i to, co z punktu widzenia Amerykanów jest możliwe. I mam nadzieję, że za jakiś czas ten kompromis osiągniemy. Bardzo dyplomatyczna odpowiedź, ale nie na moje pytanie. Zapytam jeszcze raz. Zaproponowali coś nęcącego? Amerykanie oceniają naszą propozycję i oceniając ją, odnoszą się równocześnie do tego, co mają na swoim wyposażeniu. To na ile ten tydzień, o którym pan mówił, że miał być kluczowy, zbliżył nas do instalacji tarczy antyrakietowej? Chętnie odpowiedziałbym na pytanie, na ile zbliży nas do ostatecznego rozstrzygnięcia. No to na ile nas zbliżył do ostatecznego rozstrzygnięcia? Zrobiliśmy niewątpliwie krok do przodu. Także dlatego, że zostały przez Amerykanów zakreślone pewne ramy czasowe, w których się będziemy poruszać. I to jest krok do przodu, ale w dalszym ciągu dużo nam pozostaje przed ostatecznym rozstrzygnięciem. Dużo czasu, czyli miesiące, lata, czy tygodnie? Nam się nie spieszy. My nie mówimy w tej chwili o tym, w którym momencie chcemy zakończyć negocjacje z Amerykanami. Zakończymy je wtedy, kiedy ze strony amerykańskiej będzie interesująca nas oferta. I na pewno nie zakończymy ich przed waszyngtońską wizytą Donalda Tuska? Bo ona lada dzień. Możemy powiedzieć w tej chwili z bardzo dużym prawdopodobieństwem, że rozmowy nie zostaną zakończone przed wizytą premiera Tuska w Waszyngtonie.