- Do tej pory nie potrafiliśmy znaleźć rozwiązania głównych problemów: składu TK, publikacji wyroków i ich poszanowania oraz treści ustawy o TK. Komisja chce pomoc polskim władzom odnalezienia szybkich i efektywnych rozwiązań. Dziś zdecydowaliśmy się wysłać Polsce naszą ocenę sytuacji - mówił na konferencji prasowej wiceszef KE Frans Timmermans. - Naszym zadaniem jest ochrona rządów prawa. Nie chcę spekulować o następnych krokach. Cały czas jesteśmy w procesie konstruktywnego dialogu - zaznaczył Timmermans. Teraz, po przyjęciu przez Komisję Europejską opinii o stanie praworządności w Polsce, rząd ma dwa tygodnie na odniesienie się do niej. - To też czas na podjęcie działań, które KE uzna za wiarygodne, to znaczy które rzeczywiście pozwolą na rozwiązanie konfliktu - wyjaśnia dr hab. Tomasz Kubin z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Dwa scenariusze Jeśli kroki podjęte przez stronę polską okażą się dla KE niewystarczające, Bruksela przejdzie do dalszych działań. - Może wydać rekomendacje, czyli zalecenia, co Polska powinna zrobić, aby zostało uznane, że ten spór, problem, konflikt, obojętnie jak go nazwiemy, został rozwiązany - wyjaśnia ekspert. Jeżeli działania Warszawy usatysfakcjonują Komisję Europejską, sprawa się zamyka. Ale jest też drugi, znacznie mniej korzystny dla Polski scenariusz. - Wtedy KE może sięgnąć po art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, w którym jest przewidziana możliwość nałożenia sankcji, w tym zawieszenie prawa głosu w Radzie Unii Europejskiej, na kraj, który naruszyłby wartości, na których opiera się funkcjonowanie Unii Europejskiej - tłumaczy nasz rozmówca. Chodzi o wartości zapisane w art. 2 TUE: poszanowanie godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawa, oraz poszanowania prawa człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości.Oprócz Komisji taką procedurę może zainicjować Parlament Europejski albo jedna trzecia państw członkowskich. Kto stanie po stronie Polski? - Jeśli do tego dojdzie, konsekwencje mogą być poważne, ale nie sądzę, aby procedura z art. 7 została wyczerpana - uważa dr hab. Tomasz Kubin. - Tam w pewnym momencie musi zostać stwierdzone poważne naruszenie wartości, na których opiera się funkcjonowanie UE, a do tego potrzebna jest jednomyślność przedstawicieli państw członkowskich zgromadzonych w Radzie Europejskiej - wyjaśnia nasz rozmówca. Wiele wskazuje na to, że jednomyślność nie zostanie osiągnięta. Można spodziewać się, że po stronie Polski staną Węgry. Zdaniem dr hab. Tomasza Kubina, może to nie być odosobniony przypadek. - I nie wynikałoby to z tego, że ktoś tak bardzo będzie chciał bronić Polski, ale z tego, żeby nie tworzyć precedensu, i żeby na przyszłość nie było przypadku, kiedy Unia Europejska i jej instytucje tak mocno ingerują w to, co się dzieje w danym państwie członkowskim - mówi ekspert.- Do tej pory art. 7 nie był nigdy uruchomiony, a cała procedura, która toczy się teraz, została przyjęta przez KE, aby było coś zanim art. 7 zostanie uruchomiony. To taka broń lżejszego kalibru - przypomina dr hab. Tomasz Kubin. Polska może zaskrzyć procedurę do ETS Wczoraj minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zapowiedział, że jeśli procedura praworządności zostanie wdrożona w stosunku do Polski, to rząd zaskarży ją do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Od dłuższego czasu ministrowie i posłowie z PiS podkreślają, że ich zdaniem procedura ta jest niezgodna z prawem unijnym. Polski rząd ma do tego prawo. - Ale boję się, że byśmy tego nie wygrali, dlatego że bezpośrednio w traktacie nie ma podstaw prawnych do procedury, którą przyjęła Komisja, ale traktaty nakładają na KE obowiązek czuwania nad przestrzeganiem unijnego prawa. Komisja to instytucja nazywana strażnikiem traktatów - mówi dr hab. Tomasz Kubin. Na przykład w art. 17 TUE znajduje się bezpośrednio zapis, który nakłada na KE takie zadanie. - Trybunał Sprawiedliwości, chociażby z tego artykułu, wywiódłby to, że KE przyjęła sobie tą procedurę właśnie po to, aby prawo europejskie było przestrzegane - przewiduje ekspert.