Agnieszka Waś-Turecka: - Niedawno w polskiej prasie pojawiły się doniesienia, że europosłowie pracują nad dłuższym urlopem dla pracowników - nawet do 35 dni - w krajach, gdzie wiek emerytalny wydłużono do 67 lat. Ile w tym prawdy? Danuta Jazłowiecka: - Przyznam, że także wśród europosłów te informacje wzbudziły trochę zamieszania. Natychmiast sprawdziliśmy, czy Komisja Europejska pracuje nad takim dokumentem, ale okazało się, że nie. - Jakieś zapisy dotyczące urlopu mogą się jednak pojawić podczas prac nad nową dyrektywą dotyczącą czasu pracy. Natomiast decyzje z pewnością nie zostaną podjęte już w 2015 roku, jak podała prasa. Nad trudnymi tematami, a ten taki jest, pracujemy zazwyczaj 2-3 lata. Czy jest w ogóle wola wśród europosłów, by wydłużyć urlop pracowniczy, czy to tylko myślenie życzeniowe? - Zanim zaczniemy myśleć nad konkretnymi zapisami, powinniśmy ustalić z czego wynika fakt, że choć np. Francuzi pracują średnio tylko 7 godzin dziennie, to mają wydajność zbliżoną do Polaków, którzy pracują 8 godzin dziennie. To bardzo ciekawa sprawa - Francuzi są przecież stereotypowo uważani za leniwych w porównaniu z pracowitymi Polakami. Może mamy złą organizację pracy? Może to jeszcze pozostałość poprzedniego ustroju? Może źle zarządzamy firmami? Gdyby udało się to wyjaśnić, mielibyśmy problem z głowy, bo po podniesieniu naszej wydajności też moglibyśmy pracować mniej. Takie badania zostaną zrobione? - Na razie każde państwo na własną rękę bada wydajność swoich pracowników. Dobrze byłoby jednak przekonać rządzących, że badania porównawcze są niezbędne. A’propos urlopu to niedawno PE próbował przegłosować dyrektywę dotyczącą urlopu macierzyńskiego. Czy uważa Pani, że ta kwestia powinna zostać zrównana we wszystkich krajach członkowskich? - Nie. Każde państwo ma inne standardy, inną tradycję i inne warunki. Nie wszyscy mogą pozwolić sobie na tak samo długi urlop macierzyński. W swoim wystąpieniu po wycofaniu tej dyrektywy wspomniała Pani o wadze urlopów ojcowskich, jako sposobu na równy podział obowiązków w rodzinie. Polski rząd nie zdecydował się jednak na wydłużenie urlopu tacierzyńskiego kosztem urlopu rodzicielskiego. Jak Pani to ocenia? - Moim zdaniem rozwiązania polskie są odpowiednie do poziomu, na jakim znajduje się dziś nasze społeczeństwo. Polacy muszą trochę "dorosnąć" do dłuższego urlopu tacierzyńskiego. W krajach skandynawskich nie czekano aż społeczeństwo dorośnie, tylko dano ojcom pokaźną część urlopu zarezerwowaną tylko dla nich. Okazało się, że wszystkim to wyszło na zdrowie. - Tylko że społeczeństwa skandynawskie, np. Szwedzi, są zupełnie inne niż polskie. Nam brakuje jeszcze trochę społecznej odpowiedzialności. Może nie doceniamy polskich ojców? Wielu młodych mężczyzn z otwartymi rękoma powitałoby takie rozwiązania. Może warto ich wesprzeć? - Właśnie - młodych. Polacy potrzebują większej dojrzałości społecznej i tolerancji wobec zmian standardów życia. Kiedy przezwyciężymy pewne bariery mentalne i społeczne, znacznie prościej będzie wprowadzić zmiany do istniejących przepisów. Kwestia urlopów rodzicielskich to element polityki rodzinnej. Wydaje się jednak, że UE nie jest zbyt aktywna w tym obszarze. - Unia nie jest aktywna ogólnie w kwestii polityki społecznej, ponieważ ta dziedzina pozostaje w kompetencji państw członkowskich. Czyli UE nie wpływa na politykę rodzinną poszczególnych krajów? - W pewnym sensie tak, bo mówimy o urlopie macierzyńskim, czasie pracy, czy delegowaniu pracowników. To są dyrektywy, które wymuszają wdrożenie unijnych przepisów przez państwa członkowskie. Ale to bardzo delikatne tematy i Bruksela zajmuje się nimi tylko wtedy, gdy jakiś problem występuje w większości krajów UE, a państwa nie są sobie w stanie z nim poradzić same. I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu, z którym - jak na razie - nikt nie potrafi sobie poradzić, czyli bezrobocie wśród młodych. Podczas debaty na ten temat wskazywała Pani na następujące środki pomocy: dualny system kształcenia, wczesne doradztwo personalne, czy wspieranie mobilności. Tylko dokładnie to samo słyszałam na początku tego roku od pani partyjnej koleżanki Joanny Skrzydlewskiej. Którykolwiek z tych pomysłów doczekał się realizacji? - Mówię o tym nie od 8 miesięcy, ale od pięciu lat. Moim największym marzeniem jest, byśmy w tej kadencji wypracowali wreszcie mechanizmy i narzędzia, które sprawią, że młodzi ludzie będą aktywni na rynku pracy. - Drugie marzenie to przygotować takie instrumenty i programy byśmy nauczyli ludzi wychodzenia z biedy, szczególnie w przypadkach biedy dziedziczonej. To jest bardzo poważny problem w Europie. - Jednak, by te marzenia mogły się spełnić, należy zrobić szczegółowe, przekrojowe badania na poziomie lokalnym tego, czego od pracowników oczekują pracodawcy, w jaki sposób szkoły mogą to zapewnić i jak zainteresować tym młodych. - W Europie mamy 4 miliony nieobsadzonych miejsc pracy i 7 mln bezrobotnych młodych - gdybyśmy zrobili takie badania i wyciągnęli z nich wnioski, udałoby się rozwiązać ten problem w najprostszy możliwy sposób. Cały czas rozmawiamy w kategorii planów. Czy jakiekolwiek pomysły zostały już przekute w rzeczywiste zmiany? - To nie są plany. To są konkretne propozycje, które należy jak najszybciej wdrożyć. I znaleźć na nie w UE pieniądze. - Na przykład kwestia doradztwa dla młodych - wielu ludzi potrzebuje rady w kwestii wyboru zawodu czy pomocy w przypadku, gdy chcą założyć własną firmę. - Albo taki prosty instrument: niech wójt czy burmistrz, gdy przychodzi do niego inwestor, pyta: "Jakich pracowników potrzebujesz? Mam programy społeczne i mógłbym ci ich wyszkolić". Tymczasem nie myśli się w tych kategoriach. Zazwyczaj pada pytanie o wielkość działki i infrastrukturę. Czy te propozycje przybrały już jakieś konkretne formy: zaleceń, dyrektyw, raportów? - Obecnie Unia, w ramach Inicjatywy na rzecz zatrudnienia młodzieży, przeznaczyła dodatkowe pieniądze (6 miliardów euro) na pomoc regionom, które wykazują większe niż 25-cio procentowe bezrobocie wśród młodzieży. Państwa członkowskie mogą już składać propozycje programów, aby te pieniądze wykorzystać. To oczywiście nie koniec - w tej kadencji będziemy jeszcze nad tym problemem pracowali i mam nadzieję, że uda się zrobić badania, o których wcześniej wspomniałam. - W poprzedniej kadencji pracowałam nad dyrektywą dotyczącą delegowania pracowników. Nie mieliśmy do tego wystarczających analiz, za to często w debatach przewijały się trzy przykłady nieprzestrzegania przepisów, populistycznie nagłaśniane w zachodniej Europie. Na tej podstawie czasem wymuszano na nas jakieś idiotyczne przepisy. Nie chciałabym, by ta sytuacja powtórzyła się przy kolejnym akcie prawnym dot. bezrobocia wśród młodych. Skoro pomysły są, to na czym polega problem z wdrożeniem ich w życie? Gdzie są bariery? - Przepisami prawnymi tego nie wymusimy. Trzeba dawać przykłady. Np. w funduszach unijnych można zapisać, że pieniądze na szkolenia będą dopiero po sprawdzeniu, jakich pracowników oczekują w danym regionie pracodawcy. - Ogólnie jestem przeciwnikiem narzucania takich sztywnych rozwiązań, natomiast bardzo wspieram wszelkie ułatwienia dla ludzi aktywnych i przedsiębiorczych. Ale nie wszyscy są aktywni. Co z nimi? - Przede wszystkim aktywizacja. Bieda czasem wynika w dużej mierze z bierności ludzi. Na przykład Polska ma dosyć rozbudowaną politykę socjalną, zniechęcającą czasem do podjęcia pracy. Niektórzy z jednej strony żyją biednie, ale z drugiej strony otrzymują na tyle pieniędzy, że nie opłaca im się być aktywnymi. Największe cięcia w budżecie na 2015 rok zaproponowano w wydatkach na rozwój, konkurencyjność i właśnie zatrudnienie. UE może pozwolić sobie na obcinanie funduszy na zatrudnienie? - Oczywiście, że nie, ponieważ to obecnie najpilniejszy problem Europy. Jeśli nic z nim nie zrobimy to za 10-20 lat odczujemy tego poważne konsekwencje - będziemy mieć niższe wpływy do budżetu, znacznie większe wydatki na politykę społeczną, nie mówiąc już o tym, że koszty powrotu na rynek pracy osób, które pozostają bezrobotne ponad rok, są ogromne.