Nie wszystkie okropne zjawy i potwory, które widzimy w horrorach to efekt pracy grafików komputerowych i specjalistów od efektów specjalnych. Tak naprawdę, te najstraszniejsze z nich są efektem inwencji twórczej aktora i kostiumu, w połączeniu z odpowiednią postprodukcją. Javier Botet urodził się z zespołem Marfana, schorzeniem genetycznym, które oprócz szerokich komplikacji zdrowotnych, deformuje szkielet i nadaje stawom nienaturalnej elastyczności. W niektórych przypadkach choroba występuje samoczynnie, nie jest dziedziczona po rodzicach. Szacuje się, że cierpi na nią jedna na 10 000 osób. Z tym schorzeniem prawdopodobnie urodzili się Niccolo Paganini, Joey Ramone, Siergiej Rachmaninow czy faraon Echnaton. Zespół Marfana jest nazywany "chorobą pięknych ludzi", bo chorzy czasem odznaczają się wysokim wzrostem, smukłą budową ciała i szlachetnymi rysami. Hiszpańskiemu aktorowi daleko jednak do rozpropagowanych przez popkulturę kanonów piękna. Na szczęście Botet jest w pełni świadomy tego faktu. Swoją chorobę postanowił wykorzystać, robiąc karierę jako etatowy potwór w filmach.Aktor ma prawie dwa metry wzrostu a przy tym jego kończyny są nienaturalnie długie. Przez lata towarzyszyły mu strach o zdrowie i wstyd z powodu dziwnego wyglądu. Pewnego dnia jednak jego warunki fizyczne stały się przedmiotem zainteresowania producentów filmowych i tak zaczęła się jego przygoda z horrorami. Wystarczy tylko odpowiedni makijaż, kostium, charakteryzacja i... Efekty są naprawdę przerażające. "The Walking Dead", "Zjawa", "To", "Naznaczony: Ostatni Klucz", "REC", "Po tamtej stronie drzwi", "Mama", "Crismon Peak", "Obecność 2", "Slenderman" - we wszystkich tych filmach w rolę potworów, zjaw i zombie wcielił się właśnie on. Aktor zagrał nawet ksenomorfa w "Obcym: Przymierze". W Grze o Tron pojawił się jako jeden z nieumarłych popleczników Nocnego Króla oraz jako zjawa-Melisandre. Dzięki swojej chorobie, która zdeformowała jego ciało, takie role same do niego przychodzą.