"Na warszawiaka nie ma cwaniaka, który by mógł go wziąć na bajer lub pod pic!" - tak na ogłoszenie kandydatury Jakiego na gorąco zareagował jego główny rywal Rafał Trzaskowski, który już od listopada ubiegłego roku czekał na konkurenta z PiS. Prawo i Sprawiedliwość zwlekało z ogłoszeniem decyzji w stolicy. Warszawa to nie jest teren, gdzie zwycięstwo jest dla niej na wyciągnięcie ręki. - Platforma zawsze wygrywa w Warszawie. Szanse na pokonanie jakiegokolwiek kandydata Platformy są niewielkie - przyznał kilka dni temu zaskakująco szczerze Adam Bielan. Ostatecznie, opierajac się na wewnętrzynych sondażach, PiS zdecydował się postawić na Patryka Jakiego. Okazało się, że jest o wiele bardziej rozpoznawalny niż przymierzani do startu szef kancelarii premiera Michał Dworczyk czy marszałek Senatu Stanisław Karczewski. - Jeśli Jaki jest najlepszym kandydatem Zjednoczonej Prawicy, to świadczy to jednak o problemie PiS - uważa dr Marek Migalski, politolog z Uniwerystetu Śląskiego, dawniej czynnie związany z prawicą. Młoda krew Jaki to polityk bardzo wyrazisty, budzący skrajne emocje. Jest wygadany, pewny siebie, nie bawi się w dyplomację. Choć posłem jest już drugą kadencję, to głośno zrobiło się o nim dopiero po wyborach w 2015 r., gdy trafił do Ministerstwa Sprawiedliwości. Zanim dostał się do Sejmu, był radnym w rodzinnym Opolu. Jaki to też jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci wśród najmłodszych polityków obozu Zjednoczonej Prawicy. Prawa ręka i od pewnego czasu usta Zbigniewa Ziobry, który odkąd po raz drugi został ministrem, usunął się nieco z pierwszej linii frontu, i do politycznych bojów na słowa woli wysyłać swoich współpracowników. Kariera 32-letniego Jakiego nabrała rozpędu w zeszłym roku, gdy stanął na czele komisji reprywatyzacyjnej. Zasłynął zwłaszcza z wlepiania kar urzedującej prezydent stolicy Hannie Gronkiewicz-Waltz, którą obciąża za dziką reprywatyzację. Gdy w lipcu Andrzej Duda zawetował ustawy sądownicze, to właśnie Jaki zaciekle bronił projektów przygotowanych przez jego resort, i wypuszczał pierwsze ciosy w kierunku ludzi prezydenta. W ostatnim czasie jego konto obciążyła ustawa o IPN, przez którą wybuchł konflikt między Polską a Izraelem. Małe szanse na zwycięstwo - Jaki ma ogromny elektorat negatywny. Ma tak zepsute emploi, i tak wielu przeciników, że duża część wyborców niechętnych zagłosowaniu na Trzaskowskiego, jednak odda na niego głos, po to żeby ta abominacyjna i żenująca postać nie stała się prezydentem największego polskiego miasta - mówi Interii dr Migalski. - Na chwilę obecną Jaki ma pewność wejścia do drugiej tury, ale jednocześnie musiałby stać się cud, żeby pokonał w niej Trzaskowskiego czy jakiegoś innego kandydata liberalnego - dodaje. Szansy na wygraną Jakiego nie widzi też prof. Andrzej Piasecki, politolog i ekspert ds. wyborów z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. - Jeśliby wygrał, w co wątpię, funkcja prezydenta stolicy stałaby się szalenie upolityczniona. Zbiurokratyzowana i zurzędniczała Warszawa obawia się PiS, i obawia się radykałów - wyjaśnia w rozmowie z Interią. W tym kontekście prof. Piasecki przypomina sytuację z 2006 r., gdy w wyborach na prezydenta Warszawy kandydatem PiS był Kazimierz Marcinkiewicz. - Nie miał czarnego PR-u jak Jaki, a wręcz odwotnie - był postrzegany jako najlepiej funkcjonujący urzędnik publiczny. Był faworytem a jednak przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz, która była gorsza nie tylko pod względem marketingu. Urzędnicza Warszawa wystraszyła się PiS nawet w lajtowym wydaniu Marcinkiewicza - mówi. Trampolina do kariery Otrzymanie nominacji od PiS to osobisty sukces i wielka szansa dla samego Jakiego. Wiceminister od dawna nie ukrywał, że chce walczyć o stolicę. Nawet jeśli nie wygra, to start będzie dla niego trampoliną do dalszej kariery. - Wypromuje się, jego rozpoznawalność jeszcze wzrośnie - przewiduje pewnie prof. Piasecki. Z kolei dr Olgierd Annusewicz, politolog i ekspert ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, zwraca uwagę na to, że start Jakiego może mieć długofalowe skutki dla całego obozu politycznego, z którego się wywodzi. - Będzie bardzo rzutował na to, jak będzie wyglądała struktura liderów prawicy za 5-10 lat. Ten, kto będzie liderem PiS w Warszawie, ten będzie jednym z liderów PiS w przyszłości - uważa ekspert. (Nie)rzeczywiste wsparcie W przypadku kandydatuty Jakiego, nie bez znaczenia jest też to, że nie jest członkiem PiS, a należy do Solidarnnej Polski, partii Zbigniewa Ziobry. Z tego też względu kierownictwo PiS nie spieszyło się z ogłoszeniem nominacji. Pomysł z wystawieniem Jakiego w Warszawie budził kontrowersje w samej partii. Zdaniem dr. Annusewicza, PiS ma się czego obawiać. Partia musi wyłożyć sporo pieniędzy na kampanię polityka koalicjanta, na dodatek niepochodzącego z Warszawy. Nie wiadomo do końca, jak już w trakcie walki o popracie zachowywać będą się lokalne struktury. - Na miejscu PiS obawiałbym się, że Patryk Jaki może nie dostać rzeczywistego wsparcia ze strony struktur partyjnych. Oczywiście oficjalnie każdy powie, że PiS będzie go wspierał wszystkimi możliwymi siłami, ale istnieją wewnętrzne podziały, lokalne animozje, i nie wiem, czy wsparcie lokalnych działaczy PiS, będzie na odpowiednio wysokim poziomie - mówi Interii dr Annusewicz. Bez oddanego zaangażowania struktur w terenie, nie sposób prowadzić skutecznej kampanii, zwłaszcza w wyborach samorządowych. - Kampania, szczególnie w takim mieście jak Warszawa, to gigantyczny wysiłek tabuna ludzi, którzy będą chodzili z ulotkami, organizowali spotkania, którzy będą przychodzić na te spotkania, żeby nie było pustej sali. To naprawdę będzie ciekawe, jakiego rodzaju wsparcia PiS Jakiemu ostatecznie udzieli - mówi ekspert z Uniwersytetu Warszawskiego. Kandydat "słoików" Po ogłoszeniu nominacji, Patryk Jaki od razu wszedł do gry. W piątek wcześnie rano zwołał konferencję prasową - w Aninie - na osiedlu, gdzie mieszka z rodziną. Pokazywał dziennikarzom, gdzie jest sklep, w którym robi zakupy, gdzie z dzieckiem karmi kaczki, gdzie chodzi na spacery. Zadeklarował, że chce stanąć w obronie wszystkich tych, którzy nie urodzili się w Warszawie, ale tam żyją i czują się warszawiakami. - Mają do tego prawo i Rafał Trzaskowski nie musi ich uczyć, jak żyć w tym mieście - mówił. Briefing Jakiego był odpowiedzią na słowa Trzaskowskiego, który według niego sugeruje, że w Warszawie są "dwie kategorie ludzi"; urodzeni w stolicy i "z jakiegoś powodu lepsi" oraz przyjezdni. Jaki spozycjonował się jako reprezentant "słoików", i tym samym zaczął przekuwać swoją słabą - według kandydata PO - stronę, czyli pochodzenie spoza Warszawy, w atut. Zarzucanie Jakiemu pochodzenia z Opola, dla Trzaskowskiego może być kłopotliwe, z tego względu, że choć sam teraz podkreśla swoje warszawskie pochodzenie, to w 2015 r. do Sejmu wszedł jako "spadochroniarz" z Krakowa. Twitterowe podgryzanie się Na tym tle już przez pierwsze kilkanaście godzin kandydaci zdążyli wymienić między sobą serię złośliwości i kąśliwych komentarzy na Twitterze. Pewne jest, że w kolejnych miesiącach temperatura rywalizacji nie spadnie. 12 pytań Na starcie wyścigu Trzaskowski zażądał też od Jakiego odpowiedzi na 12 pytań. Chce wiedzieć m.in. "gdzie jest ustawa reprywatyzacyjna", "czy będzie kneblował kulturę niezależną", "czy będzie wspierał program in vitro", "czy będzie wspierał skandaliczną ustawę, która pozwoli budować osiedla byle gdzie", "czy pokaże się na paradzie równości". Pytania w większości dotyczą kwestii światopoglądowych, które również Platformie nieraz sprawiły problemy. Tymczasem Jaki, odnosząc się do kwestii in vitro, nie zaprzeczył od razu, tylko stwierdził, że będzie się nad tym poważnie zastanawiał. W piątkowej wieczornej rozmowie na antenie TVN24 poszedł jeszcze dalej. - Jeżeli chodzi o samo in vitro - popieram, natomiast jaka ilość środków z budżetu Warszawy miałaby być ewentualnie na to przeznaczona, to tutaj musimy się poważnie zastanowić - stwierdził. Politycy Platformy już zdążyli wytknąć Jakiemu, że szybko zmienił zdanie w tej kwestii, bo jeszcze w 2015 r. był przeciwny. Pytany o Paradę Równości, oświadczył, że osobiście nie będzie jej popierał ani nie weźmie w niej udziału, ale "jeżeli zostaną spełnione wszystkie warunki formalne, to oczywiście wyrazi na nią zgodę". Kandydat PiS poinformował też, że jego program jest praktycznie gotowy i "krok po kroku będzi pokazywał kolejne elementy". Taktykę odsłaniania swoich propozycji fragmentami obrał też Trzaskowski. Przedstawił już swoje propozycje dla kobiet i seniorów oraz dotyczące sytuacji mieszkaniowej w Warszawie. Chwali się, że od listopada odbył aż 80 spotkań z mieszkańcami. Swoją aktywność promuje hasłem "Da się w Wawie". Reprywatyzacja, reprywatyzacja, reprywatyzacja... To, jaki przekaz będzie dominował w kamapanii Patryka Jakiego, doskonale widać we wpisie, który tuż po ogłoszeniu kandydatur na Twitterze zamieścił jeden z jego najbliższych współpracowników, rzecznik komisji weryfikacyjnej Oliwer Kubicki: " #JAKI2018 vs. #4kadencjaHGW to wybór pomiędzy skompromitowaną administracją a uczciwością. Wybory na jesieni rozstrzygną: czy staniemy po stronie mafii reprywatyzacyjnej czy tych, którzy chcą innowacyjnego miasta sukcesu #PolskaJestJedna". - Reprywatyzacja oczywiście będzie tematem kampanii. Jeśli PiS-owi uda się ubrać Trzaskowskiego w winę reprywatyzacyjną, to będą mieli trochę łatwiej. To jest też podstawowe zagrożenie dla Trzaskowskiego. Z drugiej strony może się okazać, że komisja reprywatyzacyjna dużo gada, ale z tego nic nie wynika, bo potem sądy zakwestionują decyzje. Jeśli się okaże, że sądy bedą podważać ich prawomocność i sprawiedliwość, to będzie to działało na niekorzyść Jakiego - uważa dr Annusewicz. Z kolei prof. Piasecki jest zdania, że Jaki będzie próbował skupiać uwagę na reprywatyzacji, ale nie będzie to sprawa, która przesądzi o tym, jak zagłosują wyborcy. - Zdecydowana większość warszawiaków ma uregulowane stosunki własnościowe mieszkań, sprawa dotyczy wąskiej grupy. Oczywiście oburzenie jeśli chodzi o nadużycia jest szerokie, ale nie determinuje głosu wyborców. O tym zdecyduje spójność polityczna, przewidywalność, i racjonalne zarządzanie gospodarką miejską - przekonuje. - Symbolicznie można powiedzieć, że Jaki będzie chciał zrobić kampanię na temat repryzatyzacji, a Trzaskowki na temat pomnika na placu Piłsudskiego. Jaki będzie chciał przyspawać Trzaskowskiego do PO, Gronkiewicz-Waltz i afery reprywatyzaycjnej, natomiast Trzaskowski będzie stale podkreślał, że Jaki jest reprezentantem obozu władzy, co prawda z Solidarnej Polski, ale oczywiście związanym z Kaczyńskim. W ten sposób będą sobie wzajemnie obniżać notowania i wygra ten, któremu łatwiej będzie narzucić taką narrację - uważa dr Marek Migalski. Według eksperta, w takim układzie większe szanse na powodzenie ma Trzaskowski. - Łatwiej jest przyspawać Jakiego do Ziobry i Kaczyńskiego, niż Trzaskowskiego do urzedujacej prezydent, i nieprzyjemności nieszczęść ludzkich związanych z reprywatyzacją - dodaje. Wybory ważne dla PO i dla PiS Na razie Patryk Jaki i Rafał Trzaskowki to jedyni politycy, którzy oficjalnie potwierdzili swój start w wyborach w Warszawie. Swojego kandydata ma wystawić SLD. W ostatnich dniach pojawiła się plotka, że mógłby to być Andrzej Celiński, działacz opozycji demokratycznej do 1989 r., minister kultury w rządzie Leszka Millera. Wiele wskazuje na to, że swój start w wyborach ogłosi po majówce Jacek Wojciechowicz, były wiceprezydent Warszawy z PO. Swojego reprezentanta wciąż szukają mniejsze ugrupowania lewicowe i ruchy miejskie. - Dla Plaformy bój o stolicę to jest być albo nie być, ale dla PiS ta rywalizacja też jest ważna. Gdyby się okazało, że są w stanie w Warszawie zrobić dobry wynik na poziomie 35-40 proc. w pierwszej turze, to nawet gdyby przegrali drugą, to byłby to bardzo dobry prognostyk przed wyborami parlamentarnymi - podsumowuje dr Annusewicz.