- Przy całym "poszemrywaniu", że jest za ostry, Tusk jest w PO bezalternatywnym przywódcą. Czasem tylko on sam "przebąkuje", że to jego ostatnia kadencja jako przewodniczącego. Na zarządzie partii Tusk ostrzegł nas i poprosił o samodyscyplinę w wyrażaniu opinii. Doświadczenia innych partii wskazują, że kakofonia okazuje się zgubna - dodaje. Konrad Piasecki: Wiceprzewodnicząca PO i prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, dzień dobry. Hanna Gronkiewicz-Waltz: - Dzień dobry. W Platformie pokój Boży czy zimna wojna? - Myślę, ze ani zimna wojna, ani też pokój Boży. Pokoju Bożego nigdy w PO jako takiego, jako celu, nie było. Święty spokój na ogół jest niedobry. Mówię raczej o takim pokoju Bożym w znaczeniu średniowiecznym. Treuga Dei, zawieszamy broń i idziemy do przodu. - Myślę, że na pewno jest wspólna troska o to, żeby jak najlepszy wynik osiągnąć w wyborach. I w tym sensie jest spokój. Ale po tych wszystkich spotkaniach Tusk-Schetyna odnowiono przymierze dwójki panów, czy obaj patrzą cały czas na siebie wilkiem? - Wie pan, ja nie uczestniczę w tych spotkaniach. Ale widzi ich pani po... - ...no nie widziałam ich po. Na razie wiem tylko z mediów. Myślę, że już po spotkaniu zarządu krajowego PO wszyscy mieliśmy wrażenie, że premier nas ostrzegł przed tym, że to jednak jest na kilka miesięcy przed wyborami i PO zawsze była taką partią, gdzie można było mówić, co się chce i kiedy się chce. To było fantastyczne dla mediów. A teraz poprosił o taką dyscyplinę, żeby jednak mieć świadomość, że to może być źle odbierane. Zwłaszcza, że miał już doświadczenie w innych partiach. Dla Unii Wolności taka kakofonia okazała się zgubna. Widząc premiera i widząc swoich kolegów partyjnych i również słysząc siebie, miała pani takie poczucie podczas tego posiedzenia zarządu, na którym Grzegorzowi Schetynie się tak dostało, że Grzegorzowi się należało? - Ja myślę, że to była ta wypowiedź, bo od tego się wszystko zaczęło, mówiąca o tym, że rząd za szybko nie zareagował, była błędem. I to powiedziałam najpierw publicznie, zanim to powiedziałam na zarządzie kilkakrotnie. I myślę, że ten błąd, kiedy są blisko wybory, kiedy dotyczy takiej szczególnej sytuacji, tuż po takiej debacie nad Smoleńskiem, po prostu nie pomaga nam w przygotowaniu do kampanii. Nie jest tak, że dzisiaj PO jest za ciasna dla Tuska i Schetyny? - Nie. Ja myślę, że Donald Tusk zawsze prowadził taką politykę, żeby pozyskiwać pewne indywidualności. Powiem nieskromnie, dotyczyło to mnie, ale też Jarosława Gowina, ale i Julii Pitery. To były osoby, które do tej pory raczej się, tak jak ja czy ona, nie mieściły w określonych partiach. Ale też skutecznie eliminował rywali, że wspomnę o Rokicie, o Olechowskim, o Płażyńskim, o Zycie Gilowskiej i tak dalej, i tak dalej... - Mogę powiedzieć, nic nie wiem na temat Olechowskiego, bo mnie wtedy w Polsce nie było. Natomiast obserwuję, jak to było z Zytą Gilowską i się sprzeciwiam takiej tezie. PO nie jest za ciasna dla Tuska i Schetyny? - Zyta Gilowska nie chciała stanąć przed sądem, chociaż była to tego zobowiązana. Ona sama odeszła, nikt jej nie wyrzucał. W przypadku Janka Rokity, którego osobiście bardzo lubię, nikt go nie wyrzucał. Nie może i on, i żona być w konkurujących ze sobą dość ostro partiach, tego się nie praktykuje. Tak on odszedł z aktywnej polityki. Gdyby dzisiaj Schetyna rzucił rękawicę Tuskowi, miałby szansę na zwycięstwo w wewnątrzpartyjnych rankingach i dyskusjach? - Przy całym tak zwanym można powiedzieć "poszemrywaniu" czasami, że premier jest za ostry, za wymagający, to jednak jest niekwestionowanym liderem w PO. Niekwestionowanym i bezalternatywnym? - Na tu i teraz bezalternatywnym, chociaż on ciągle mówi, że może to już ostatnia kadencja jako przewodniczącego, ale myślę, że na dzisiaj nie ma w partii, która miałaby w sobie tyle zgromadzonych cech lidera. I nie mówię tego po to, żeby się podlizać Tuskowi. Widziałam w swoim życiu, jako prezes NBP, wielu liderów wielu partii, przez prawie 9 lat współpracowałam z różnymi liderami partii i myślę, że on ma niekwestionowany zespół cech, które go pretendują do tego, żeby być tym liderem. I nikogo tak dobrego w polskiej polityce, jak Donald Tusk, pani nie widziała? - Widziałam różne osoby. Na pewno taką osobą, która się utrzymała przez 4 lata i dzisiaj ma wysoką pozycję, jest Jerzy Buzek, ale Jerzy Buzek nie jest w Platformie w sensie formalnym, z tego, co wiem, a po drugie jego ambicje, tak, jak z nim rozmawiałam - bo przecież w końcu on był jednym z czterech kandydatów branych pod uwagę na kandydata na prezydenta - są związane z Europą. On bardzo dobrze się tam sprawdza i dużo robi dla Polski i takich ludzi powinniśmy mieć w Europie. Ale skoro pani przypomniała to nazwisko, było tak, że premierzy, kiedy partiom i ich rządom zaczynało iść źle, musieli odejść. Leszek Miller musiał odejść. Jerzy Buzek nie odszedł podczas rządzenia, co do dzisiaj wszyscy uznają jednak za jego błąd. Czy nie jest tak, że Tusk, patrząc dzisiaj na to, jak te sondaże Platformie, rządowi i samemu Tuskowi spadają, powinien się nad sobą zastanowić? - Jest kilka miesięcy po tym, jak został wybrany na przewodniczącego z lepszym wynikiem niż to było 4 lata temu, z tego, co pamiętam. W związku z tym, w przypadku Jerzego Buzka pamiętajmy, że on tak naprawdę miał ciągle na tym "tylnym siedzeniu" mniej lub bardziej kierującego kierownicą Mariana Krzaklewskiego. I to była sytuacja nieporównywalna. W przypadku Leszka Millera okazało się, że wcale nie zyskali na zmianie na Marka Belkę, którego ja bardzo cenię, uważam, że jest dobrym prezesem NBP, ale nie okazało się to wystarczające i SLD dość sromotnie przegrało wybory w 2005 roku. A jak dzisiaj widzi pani, jak PiS zaczyna doganiać Platformę, jak Napieralski wyprzedza Tuska w sondażach, to nie myśli sobie pani, że to jest początek końca albo przynajmniej koniec złotej ery Platformy? - Ja myślę sobie przede wszystkim, że żaden z premierów, a mówię to jako były prezes NBP, nie miał tak trudnej sytuacji przez 4 lata - jeśli chodzi o kryzys, o różnego typu kwestie finansowe, nawet kryzys samej Europy, zmianę traktatu, do tego dochodzą powodzie i inne kataklizmy. Ja muszę powiedzieć, że nigdy nie było takiego nagromadzenia, więc Tusk dobrze sobie daje radę, ale fajnie zawsze wypada ten, który ma zdjęcia w "Gali" z żoną i z dziećmi i ma na to czas, bo nie jest odpowiedzialny za rządy. Tuskowi się też zdjęcia w "Gali" zdarzały, a nawet wigilia przed wigilią na zdjęciach. - No tak, zdarzały się, ale przyzna pan, że przed wigilią może miał trochę więcej czasu. Była to pierwsza wigilia, z tego, co pamiętam, potem już miał coraz mniej czasu i coraz bardziej musiał "przebierać nogami", żeby nadążyć nad różnymi katastroficznymi wydarzeniami, które dotykają i świata i Polskę. Co pani zrobi, jeśli większość warszawiaków powie "nie" pomnikowi ofiar katastrofy? - Jeśli większość warszawiaków powie "nie", to oczywiście jest pomnik na Powązkach. I to wystarczy wtedy? - To wystarczy wtedy. A nie jest tak, że pani wie, że prędzej czy później, ten pomnik powstanie w Warszawie? - Ale ja się nie czuję osobą, która jest na wieczność i była na wieczność. W związku w tym, być może kiedyś powstanie, może to się zmieni, będzie większy dystans. Ja nie wiem, jakie będą wyniki tego sondażu, przecież nie znam tego. Na razie, powiedzmy sobie szczerze, katastrofa smoleńska jest dość rozgrywana politycznie. Nawet były nuncjusz, a obecnie prymas Kowalczyk się ustosunkował, że nie można tego wykorzystywać, że to jest po prostu niechrześcijańskie, a na razie tak jest wykorzystywane i być może dlatego będzie sondaż przegrany, ale czy będzie przegrany, ja nie wiem. Ma pani pomysł, co zrobić z wrakiem? Bo on prędzej czy później do Polski trafi. - Jedyny pomysł, który przychodzi mi do głowy, to potraktować go jako obiekt muzealny. I? - Jeżeli to jest wrak samolotu wojskowego, to można go umieścić np. w Muzeum Wojska Polskiego, ale to tak sobie mówię, bo pan mnie pyta. Nie przemyślałam tego, nie zastanawiałam się nad tym.