Posłuchaj: Kamil Durczok: Panie ministrze o godzinie 11 Donald Tusk wchodzi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego. Jak pan myśli z czym wyjdzie z tego gabinetu? Przemysław Gosiewski: Nie wiem z jaką sprawa przyjdzie do pana premiera... Wie pan. Przyjdzie z propozycją załagodzenia sporu wokół samorządu. Ale tu nie ma żadnego sporu. Ja muszę powiedzieć, że jest ustawa, jest projekt ustawy, który został uchwalony w lipcu 2005 roku z inicjatywy PO i SLD wtedy. Projekt został uchwalony? Ustawa została uchwalona. To projekt ustawy został uchwalony, czyli stał się ustawą panie redaktorze. Formalnie rzecz biorąc, tak logicznie mamy ustawę. W tej sytuacji stan prawny jest jasny. Osoby, które nie złożyły w odpowiednim terminie oświadczeń i informacji, utraciły mandaty. Myślę, że trudno dzisiaj podejmować jakieś inne działania, bo prawo nie działa wstecz. Gdyby premier podzielał pański punkt widzenia, że trudno jakiekolwiek inne działania dopuszczać, to znaczy, że Donald Tusk wyjdzie dzisiaj z niczym. Bo takie jest w Polsce prawo. Ja jestem przeciwny takiej sytuacji, w której prawo zmieniamy pod konkretną osobę. Pani Gronkiewicz-Waltz popełniła ciężki błąd. Ten błąd będzie kosztował budżet państwa około 2-3 milionów złotych. Ja rozumiem, żeby ktoś nie złożył kto nie miał żadnego kontaktu z pełnieniem władzy - czasami się to zdarza, ale pani Waltz jest profesorem prawa, jest wieloletnim urzędnikiem państwowym... To prawda. Tylko pan wie, że są również głosy prawników i wczoraj samorządowców także i także twórców reformy samorządowej, którzy mówią tak: "Kara jest niewspółmierna do winy". Spóźnienie o dwa dni z oświadczeniem majątkowym nie powinno skutkować tym, że w 700 miejscach w Polsce, a w 170 na pewno - tam gdzie są wybory wójtów, burmistrzów, prezydentów - będą nowe wybory. To jest pole do jakiegoś porozumienia czy nie? Ale ta ustawa została uchwalona w lipcu 2005 roku, czyli blisko dwa lata temu. Weszła w życie we wrześniu 2006 i przez cały ten okres nikt z tych panów, którzy dzisiaj te opinie kierują nie wypowiedział ani słowa na temat jakichś wątpliwości na temat przepisów. Dopiero wówczas, kiedy pani Hanna Gronkiewicz-Waltz... I 169 szefów innych gmin. ...rozpoczęła się debata w obronie pani Waltz. Ja uważam, że był czas i dla Sejmu - jeżeli miał inna wolę - i dla przedstawicieli świata nauki, żeby tą sprawę móc jeszcze rozwiązać. Może to nie jest debata tylko w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz. Może to jest debata o tym, czy rzeczywiście trzeba w kraju 4, czy 5 miesięcy po wyborach samorządowych, fundować nowe wybory i to w tylu miejscach. Bo może rzeczywiście trzeba zrobić tak jak namawiali politycy PiS - zostawić sprawę Hannę Gronkiewicz-Waltz i spojrzeć na problem szerzej? My parzymy na tą sprawę właśnie w sposób szeroki. Pamiętajmy też, że politycy PiS, samorządowcy też stracą mandaty. Tak też było, bo niektórzy skandowali w wyborach samorządowych i też stracili mandaty poselskie, bo zostali wybrani do samorządu i też nie powiedzieliśmy ani słowa, żeby zmieniać przepisy prawa, żeby tworzyć nowe reguły gry. Uznaliśmy, że te osoby może nie podjęły najlepszego działania, może popełniły błędy. Natomiast nie nawoływaliśmy, żeby zmieniać ustawę. Teraz mamy sytuację, w której część samorządowców zostało skwitowanych przez radę stosownymi uchwałami. Przyjmowanie teraz rozwiązań ustawodawczych to w jakiej sytuacji byśmy byli? Że ci, których rady już przyjęły decyzje o wygaśnięciu mandatu nie korzystaliby z tej ustawy, tylko korzystałaby z niej pani Waltz. To jest trochę prawne myślenie w kategoriach Kalego. Czyli co? Wybory albo nic? Nie można tak postawić sprawy, dlatego że jest przepis prawa. Gdybyśmy mieli taką sytuacje, że wybory są za pół roku... Dobrze. Jest przepis prawa, ale może też być inny przepis prawa. Jak pan wie, pojawiły się dwa projekty w Sejmie - zresztą marszałek Jurek powiedział, że podda pod głosowanie - nie znalazły uznania. Natomiast są projekty przepisów, które mogłyby uchylić odpowiedzialność samorządowców, którzy faktycznie nie zdążyli, czy nie złożyli w terminie. Jest jeszcze drugi argument. Jest pytanie, czy jest sens czynienia abolicji w sprawach antykorupcyjnych. Dlatego, że to tylko tym bardziej będzie potwierdzało zasadę, że przepisy antykorupcyjne są takim dużym "picem". Że tak naprawdę można ich nie stosować, że można nie wypełniać tych zobowiązań i tak się nic nie stanie. Ja uważam, że osoby pełniące funkcje publiczną muszą wiedzieć, że mają katalog praw i mają katalog obowiązków. Tym bardziej od osoby, która jest profesorem prawa należy wymagać, że przynajmniej zapozna się z ustawą. Bo to nie jest problem, że pani Hanna Gronkiewicz-Waltz źle zinterpretowała ustawę. No to wygląda na to, że panowie - pan premier i lider PO sobie dzisiaj porozmawiają i tyle. Proszę pana naruszyła po prostu ustawę. Nic z tego spotkania nie będzie wynikało? Ja nie wiem jakie tematy poruszy pan Donald Tusk i trudno dzisiaj powiedzieć, jakie będą wyniki tego spotkania. Chcę jasno powiedzieć, że my jesteśmy otwarci na dyskusję, tylko w granicach prawa. Nie można tworzyć sytuacji, że nagle zgłaszamy przepis, który działa wstecz. Pan redaktor jest też prawnikiem... Niedouczonym co prawda. I doskonale pan wie, że to jest stara zasada w prawie od czasów rzymskich, że prawo nie działa wstecz. To prawda, że mamy zasadę nieretroakcji. W tym względzie zgodzę się z panem. Jeszcze tylko jedno pytanie z innej dziedziny na koniec. Pan powiedział, że po przeglądzie resortów, do końca tego tygodnia prawdopodobnie zapadną decyzje o zmianach w rządzie. Czy takich zmian się dzisiaj możemy spodziewać? Myślę że jeszcze nie, dlatego, że pan premier jest w trakcie przygotowywania zaleceń dla poszczególnych ministrów. Myślę, że jak te zalecenia zostaną przekazane, to wówczas będą podejmowane decyzje natury personalnej. Dziękuję za rozmowę.