Dariusz Jaroń, Interia: Europa Zachodnia zmieni się po zamachach w Paryżu? Dr hab. Marcin Lasoń: Następstwa dla zachodnioeuropejskiej demokracji mogą być różnorakie. Amerykańska zmieniła się po atakach z 11 września, uwzględniając jego konsekwencje, w tym szczególnie to, że trzeba ograniczyć pewne wolności, by wzrósł poziom bezpieczeństwa. Zrobiono to, mimo dużego oporu wśród wielu Amerykanów. W Stanach wolność od lat jest sprawą nadrzędną. Czas na podobne ograniczenia w Europie? - Europejska demokracja stoi teraz przed tym samym wyzwaniem, co USA po 11 września. Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile wolność może być wartością podrzędną wobec bezpieczeństwa? Zmierzenie się z tym dylematem to jedno z następstw paryskich zamachów. Politycy muszą się z nim zmierzyć i podjąć decyzje, być może w wielu przypadkach niepopularne. Równie istotne jest pytanie o wypowiedzenie wojny tzw. Państwu Islamskiemu, w innym niż werbalnym lub powietrznym wymiarze. Eksperci często powtarzają, że nalotami nie zatrzyma się dżihadystów. Zachód w odwecie za Paryż doprowadzi do interwencji lądowej w Syrii i Iraku? - Można sobie wyobrazić powtórkę sprzed lat, kiedy wojska USA wkroczyły do Afganistanu. Tylko jak rozumieć w wypadku konfliktu zbrojnego Zachód? Państwa Unii Europejskiej? Zachodniej Europy? A może NATO? Może też być wielka koalicja międzynarodowa pod flagą ONZ. Do zaistnienia każdego z tych scenariuszy konieczne jest spełnienie licznych warunków i decyzji polityków. Bo to politycy przyczynili się do powstania samozwańczego Państwa Islamskiego i to oni instrumentalnie go wykorzystują, prowadząc swoje gry o miejsce w międzynarodowym układzie sił. Jaka strategia walki z Państwem Islamskim może przynieść więcej korzyści niż strat? - Do zniszczenia dżihadystów potrzeba woli, porozumienia i decyzji czołowych polityków. Istotna jest jeszcze jedna kwestia. W opinii niektórych badaczy mamy do czynienia z "poheroicznym Zachodem". Twórcy teorii utrzymują, że nie jest on zdolny do działań wymagających ofiar, do wojny i wynikających z niej konsekwencji. Dla Europejczyków z Zachodu ważne jest wygodne życie, konsumpcja i spokój. Dlatego nie są zdolni do działań militarnych, a armie wielu europejskich państw są słabe. Oczywiście są pozytywne wyjątki. Negatywne również. Sporo bojowników ISIS pochodzi z Europy. - Tak, to są ci wszyscy młodzi ludzie, dla których pustka w sferze wartości, nie wypełniona już europejskim chrześcijaństwem czy bliskimi nam ideologiami, jest tak porażająca, że decydują się na szukanie sensu życia w fundamentalnym odłamie islamu. Są gotowi za niego walczyć i zginąć. Pytanie, czy mamy do czynienia z wartościami płynącymi z prawdziwego islamu czy praniem mózgu przez cynicznych przestępców? - Nie oszukujmy się, ci ochotnicy stają się narzędziem w rękach wszystkich tych, którym potrzebni są samobójcy do realizacji ich interesów. Czynnik "pustki" podwójnie osłabia Zachód. Kolejną tego konsekwencją dla zachodniej demokracji może być zwiększający się udział w rządach partii skrajnych, które tę lukę będą próbowały wypełnić, prowadząc w rezultacie do ograniczenia demokracji. - Dodatkowo na fali walki z terroryzmem może dojść do ataków na meczety, szkoły, a także na osoby o innym pochodzeniu etnicznym czy wyznającym odmienną religię. To wpłynęłoby na stan bezpieczeństwa wewnętrznego w państwach europejskich oraz sprzyjałoby tym, którzy organizują zamachy, bo ułatwiłoby rekrutację kolejnych ochotników. Dodatkowo przybliżyłoby wizję wielkiej wojny religijnej, na spełnieniu której wielu zależy. Zgadza się pan z teorią, że na zamachach w Paryżu zyskuje Rosja? - Nie ma co się dziwić tym głosom. Federacja Rosyjska dysponuje wielkim atutem, jakim jest podporządkowane i gotowe do wyrzeczeń społeczeństwo, a rosyjska armia po jednej decyzji politycznej może szybko znaleźć się w Syrii i Iraku. Sytuacja sprzyja Władimirowi Putinowi. Jego solidarność w walce z ISIS może mieć bardzo konkretny wymiar, zaś ta europejska w praktyce bardzo ograniczony, chyba, że po stronie Zachodu większą siłę zastosują Stany Zjednoczone.