Sytuacja najgorzej wygląda w nigeryjskim stanie Akwa Ibom, gdzie "polowanie na czarownice" osiągnęło apogeum. Za uprawianie czarów ukarano tam już ponad 15 tysięcy dzieci. Każdego dnia, w całej Nigerii, tę niechlubną "łatkę" przypina się średnio 5-6 dzieciom. Bezbronne ofiary tego "polowania" są krzywdzone przez swoich najbliższych. Te maluchy nie mogą liczyć na niczyją pomoc. Żeby się za nimi wstawić, trzeba się wykazać ogromną odwagą. Osoby, które udzielają wsparcia "dzieciom czarownikom" są narażone na ataki, a nawet na utratę życia. - Według moich informacji nawet 80-90 procent Nigeryjczyków wierzy w to, że dzieci mogą być czarownicami. To przekonanie jest szczególnie mocno zakorzenione na chrześcijańskim południu. Tysiące dzieci każdego roku oskarża się o uprawianie czarów - wyjaśnia Gary Foxcroft, który po raz pierwszy pojechał do Nigerii w 2003 roku i był naocznym świadkiem tego, co tam się dzieje. Sytuacja, jaka ma tam miejsce, nie jest nowa. - Nigeria jest biednym krajem, gdzie życie nie szczędzi trudności mieszkańcom. Jest to jednocześnie chyba najbardziej religijny kraj na naszej planecie. Kiedy przytrafia się tragedia taka jak choroba, śmierć, czy utrata pracy, ludzie szukają nadprzyrodzonego wyjaśnienia i typują kozła ofiarnego w najbardziej bezbronnej grupie - wśród dzieci - aby uzasadnić tę sytuację - wyjaśnia Foxcroft w rozmowie z Interią. - Lokalni pastorzy podsycają tę sytuację poprzez głoszenie w swoich wspólnotach, że to właśnie dzieci mogą być czarownicami i żądają opłat za przeprowadzanie egzorcyzmów i wypędzenie zła z dziecka - dodaje ekspert. Coraz więcej nigeryjskich kościołów głosi takie poglądy i w rzeczywistości nie ma żadnych regulacji, które mogłyby im tego zabronić. Kwoty, jakie pobierają pastorzy za egzorcyzmy wahają się od 300 do 2 tysięcy dolarów. Aby zarobić te pieniądze przeciętny Nigeryjczyk musi pracować przez trzy, a nawet cztery miesiące. Przy czym każdy pastor oznajmia, że "egzorcyzmy" mogą się nie powieść i wówczas będzie trzeba zapłacić jeszcze raz. Jeśli rodzice nie mają pieniędzy - dziecko od razu uznane jest za czarownicę. Słowa pastora są wówczas jak wyrok - rodzice podejmują decyzję o tym, czy chcą "leczyć" swoje dziecko - odbywa się to za pomocą tortur - dzieci są brutalnie okaleczane, a przerażające procedury trwają godzinami i przepełnione są krzykiem. Pastorzy używają kwasu solnego i ostrych narzędzi tak naprawdę tylko po to, aby wymusić na bezbronnej ofierze przyznanie się do powiązania z czarami. Na miejscu coraz częściej pojawiają się wolontariusze, którzy starają się "przechwycić" dziecko oskarżane o czary po to, aby uratować mu życie. Często zdarza się jednak, że rodzice decydują o tym, aby "pozbyć" się dziecka. Wyrzucają je więc na ulicę i zostawiają na pastwę losu. W 2008 roku takie praktyki zostały oficjalnie uznane za nielegalne, to jednak nie zmniejszyło skali problemu. - Faktycznie, w 2008 roku uchwalono prawo, według którego samo już oskarżanie dziecka o czary jest przestępstwem - potwierdza szef organizacji Stepping Stones Nigeria. - Jednak do tej pory prawo to nie jest poprawnie egzekwowane. Największym wyzwaniem jest to, że wiele osób nadal wierzy, iż dzieci mogą być czarownicami. Podczas, gdy my cały czas działamy na terenie kraju, potrzebne jest zaangażowanie ze strony rządu, kościołów i społeczeństwa, aby wykorzenić te wierzenia i zaprzestać tych przerażających praktyk - dodaje Foxcroft. To "polowanie na czarownice" niczym się nie różni od tego XVI-wiecznego. Z tym, że teraz mamy XXI wiek... Znaleziona nadzieja Wolontariuszka z Danii Anja Ringgren Loven, która przebywa w Nigerii na misji humanitarnej, odnalazła na ulicy 2-letniego chłopczyka, który ledwo poruszał się o własnych siłach. Był wygłodzony i zaniedbany. Po tym, jak pastor uznał, że jest czarownikiem, dziecko zostało porzucone przez swoich rodziców. Chłopiec nie był karmiony przez osiem miesięcy. Błąkał się po okolicznych wioskach i żywił się tym, co udało mu się znaleźć. Loven natknęła się na wycieńczonego chłopca pod koniec stycznia. Napoiła i nakarmiła go. Zaoferowała także dach nad głową. Chłopczyk otrzymał imię Hope, czyli nadzieja. Duńska wolontariuszka trzy lata temu założyła fundację, która pomaga dzieciom w Afryce. Podjęła decyzję o jej powołaniu po tym, jak odwiedziła Nigerię i miała styczność z tysiącami dzieci, które zostały skrzywdzone i oznaczone, jako czarownice. Teraz Anja i jej partner prowadzą sierociniec dla dzieci oskarżanych o czary. Kobieta regularnie zbiera także fundusze na to, aby móc karmić dzieci, leczyć je i zapewnić im edukację. Po tym jak zdjęcie małego Hope obiegło sieć, fundacja odnotowała znaczny wzrost darowizn. Chłopiec czuje się już znacznie lepiej. Przybrał na wadze i zaczął się uśmiechać. Jednak zapewniona mu pomoc, to tylko kropla w morzu potrzeb. Wola BożaTakich przypadków jest w Nigerii znacznie więcej. 7-letnia Magrose została zakopana żywcem w lesie przez swoją własną matkę. 11-letnia Mary została wrzucona do wrzątku, bo matka podejrzewała, że jest winna śmierci swojego brata. Gary Foxcroft w rozmowie z Interią wspomina, że kiedy był w Nigerii razem z organizacją Stepping Stones, udało mu się uratować około 200 dzieci. Z żalem dodaje jednak, że 10 dzieci, którym jego wolontariusze próbowali pomóc, zmarło. Kiedy pytam go o najbardziej dramatyczny przypadek, z jakim miał do czynienia, cofa się do 2009 roku. - Odnalazłem wtedy małego chłopczyka, któremu rodzina oblała głowę kwasem solnym. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby mu pomóc. Nie udało się. Chłopiec zmarł powolną i bolesną śmiercią - wspomina Foxcroft. Już 6 lat temu CNN zaprezentował materiał o chłopczyku, który nazywał się Godwin. 5-latek po śmierci swojej matki został oskarżony o czary. To pastor powiedział całej rodzinie, że chłopczyk jest odpowiedzialny za to, że matka nie żyje. Rodzina biła go i torturowała dopóki nie powiedział im, że "zabił swoją matkę".Dziecko zostało zamknięte ze zwłokami swojej matki na trzy tygodnie. Dostarczano mu jedynie śladowe ilości wody i jedzenia. Życie chłopcu uratował jego sąsiad, który o całej sytuacji zawiadomił jednego z wolontariuszy. Paradoksalnie można powiedzieć, że zarówno Hope, jak i Godwin mieli sporo szczęścia. Nie miała go 8-letnia dziewczynka, która została spalona żywcem przez swojego 60-letniego sąsiada. Do tragedii doszło w ubiegłym roku. Mężczyzna zwabił dziecko do swojego domu i kiedy nie mógł wymusić na niej przyznania się do uprawiania czarów, wylał na nią zawartość lampy naftowej i podpalił. 60-latek trafił za to do więzienia. Nie wiadomo jednak, jaki wyrok wydał sąd. Mimo torturowania a nawet mordowania swoich najbliższych wiele osób nadal pozostaje bezkarnych. Jak zatrzymać to szaleństwo?Foxcroft uważa, że jest jeszcze wiele rzeczy, które należy zrobić, aby poprawić sytuację nigeryjskich dzieci. Wśród rozwiązań wymienia między innymi wprowadzenie regulacji dotyczącej kościołów i powstrzymanie pastorów przed głoszeniem poglądów na temat istnienia dzieci czarownic. Należy także zabronić przeprowadzania egzorcyzmów. - Musimy zadbać o to, aby edukować tych ludzi. Przede wszystkim należy ich uświadomić, że choroby takie jak gruźlica, epilepsja, czy AIDS, nie są powodowane przez czary, a da się je wyjaśnić racjonalnie, w medyczny sposób - dodaje obrońca praw człowieka. - W sprawę powinny zaangażować się także ONZ i nigeryjskich rząd udzielając wsparcia organizacjom takim jak nasza - dodaje Foxcroft. Według szefa WHRIN wszyscy przedstawiciele grup religijnych na świecie powinni się zjednoczyć i przeciwstawić się temu złu. Jedynie wówczas jakaś zmiana jest możliwa.