Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Dla każdego coś zabawnego

Nasz humor jest oparty na zabawie słowami, na obserwowaniu rzeczywistości - mówią zwariowani członkowie Kabaretu Moralnego Niepokoju.

/East News

Kabaret Moralnego Niepokoju powstał w 1993 roku, ale jego założyciele za oficjalną datę powstania uważają rok 1996. Obecny skład tworzą: KATARZYNA PAKOSIŃSKA, ROBERT GÓRSKI, MIKOŁAJ CIEŚLAK, PRZEMYSŁAW BORKOWSKI, RAFAŁ ZBIEĆ, BARTOSZ KRAUZ i WOJCIECH ORSZULAK. Wszyscy aktorzy są absolwentami filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Rekrutują się z Polski Wschodniej. Na koncie mają 8 premierowych programów, dwie płyty DVD, 3 CD, kasety i nagrody na festiwalach kabaretowych w Krakowie, Lidzbarku Warmińskim, Warszawie, występy w niezliczonych programach telewizyjnych (około 80 odcinków "Tygodnika" w Dwójce, 6 autorskich programów i wiele gościnnych występów). Grali także na Litwie, we Lwowie, kilka razy w Londynie i Norymberdze. Odwiedzili większość dużych miast w Polsce. W skali miesiąca dają około 30 koncertów (często dwa razy dziennie).

Rozmawiam z parą reprezentantów zespołu: założycielem, liderem, autorem wszystkich tekstów oraz reżyserem ROBERTEM GÓRSKIM i ozdobą zespołu, powszechnie lubianą, zawsze roześmianą, wyjątkowo urokliwą KATARZYNĄ PAKOSIŃSKĄ.

CZUJEMY SIĘ JAK W KOMUNIE

Rozmowa z Katarzyną Pakosińską

Jaki jest rodzaj humoru proponowany przez panią i Kabaret Moralnego Niepokoju?

Wydaje mi się, że uniwersalny, bo trafia do wielu środowisk. U nas jest dla każdego coś zabawnego.

Wszystko zależy od tego, jakie tematy podejmujecie.

Dokładnie. W programie mówimy o wszystkim, co nas w życiu dotyka, co sami przeżywamy.

A jak się zaczęło?

Początki były bardzo studenckie. Bawiliśmy się na tekstach Gałczyńskiego, STS-u, wcześniej sięgaliśmy do "Momusa" Szyfmana, do kabaretów międzywojennych. Od początku wychodziliśmy od słowa, teraz to zweryfikowaliśmy, zauważając, że nie wszystkie teksty poetyckie dobrze są dziś odbierane.

Praca w kabarecie dla kobiety nie jest chyba łatwa, lekka i przyjemna?

Nie jest i może dlatego w kabarecie bardziej sprawdzają się mężczyźni, którzy przecież są od tego, żeby bawić kobiety, a nie odwrotnie. Jeżeli chodzi o mnie, to jakoś w kabarecie się odnalazłam, chociaż wcale nie planowałam, że będę w nim pracować. Byłam osobą nieśmiałą, taką, która nie chce wysuwać się przed szereg. Ale pewnego dnia, koledzy otrząsnęli mnie z kurzu, postawili na scenie w światłach i... stało się. Chciałam być aktorką, zdawałam do szkoły teatralnej, ale mnie nie przyjęli. Skończyłam więc polonistykę i dziennikarstwo.

Jak czuje się pani jako jedynaczka w tak licznym zespole?

Fantastycznie! Od ponad 10 lat ciągle jesteśmy razem jak jedna, wielka rodzina. Jak się pokłócimy, to się zaraz pogodzimy. Razem śpimy, razem jemy, czujemy się jak w komunie. Ponieważ jestem jedyną kobietą w zespole, koledzy traktują mnie na specjalnych prawach i z należną słabej płci atencją.

?

Walizeczka zniesiona, śniadanie przyniesione w odpowiednim czasie itd. Bardzo się przyjaźnimy i to jest dla mnie największą wartością. To nas trzyma. Ponadto, my naprawdę lubimy bawić się w kabaret, a widz to wyczuwa i jest fajnie.

Nie zniosłaby pani obecności drugiej kobiety w zespole?

Ha, ha, ha! Były w naszym kabarecie inne dziewczyny i miałam z nimi bardzo sympatyczny kontakt, chociaż byłyśmy różne. Odeszły, ale wcale nie dlatego, że je wygryzłam. Gdyby znów w zespole była koleżanka, toby mnie bardziej mobilizowało twórczo.

Czy prywatnie jest pani związana z którymś z kolegów z kabaretu?

Nie, nie, nie... Jestem mężatką i mam 3-letnią córeczkę. Mąż nie jest z branży.

Czyli ma pani normalny dom. A ile oddała pani siebie kabaretowi?

Staram się znaleźć złoty środek i udaje mi się prowadzić normalny dom, a jednocześnie być na sto procent w estradowym zawodzie. Ale daję z siebie dużo kabaretowi, który też dużo mi z siebie oddał.

Na przykład - co?

Bardzo dużo się nauczyłam. W tym tolerancji i dystansu, mądrości życiowej. Bilans mariażu z kabaretem jest pozytywny i dalej idziemy razem do przodu.

Co panią prywatnie najbardziej bawi?

Najbardziej naturalne, zabawne sytuacje życiowe. Nie komedie, farsy czy kabarety, lecz życiowe, zaskakujące historie. Poza tym uwielbiam Chaplina.

KABARET UNIWERSALNY

Rozmowa z Robertem Górskim

Humor ma wiele postaci. Jaki reprezentuje wasz kabaret?

Serwujemy humor uniwersalny. Na nasze programy przychodzi widz w bardzo różnym wieku. A ponieważ zauważamy, że do wszystkich trafiamy, więc możemy nasz humor zakwalifikować do takiej kategorii.

Czyli...

... wywodzi się on z kabaretu literackiego, oparty jest przede wszystkim na tekście, czyli zabawie słowami, na obserwowaniu rzeczywistości.

Rozśmieszacie widzów na jeden czy wiele sposobów?

Wydaje mi się, że na wiele sposobów, korzystając ze światowego humoru. Cenimy kabarety przedwojenne oraz późniejsze, typu Dudek. Obecnie sporo czerpiemy z humoru angielskiego i Woody Allena.

Jak widzę, robicie swój kabaret dość tradycyjnie.

Zgadza się, jesteśmy przedstawicielami najbardziej tradycyjnej formy kabaretu. Jesteśmy typowo literackim kabaretem i może obecnie za małą wagę przywiązujemy do piosenek, bo bardziej bawimy widzów słowem mówionym, ale za to w tekstach naszych skeczy pojawiają się elementy typowe dla czystego humoru.

Kto jest potrzebny, by stworzyć kabaret literacki?

Grupa ludzi zaprzyjaźnionych ze sobą, wiele sobie wybaczających, aby długo mogli razem wytrzymać. My działamy już 10 lat. Ale nie zebraliśmy się w wyniku castingu, lecz dlatego, że sporo czasu spędzaliśmy ze sobą na studiach i zdążyliśmy się poznać. Ten kabaret to nasz świadomy wybór, chociaż nie liczyliśmy, że stanie się potęgą na rynku estradowym.

Dzisiaj większa część waszej twórczości odnosi się do aktualnej rzeczywistości społeczno- obyczajowej.

Tak, chociaż nie chcemy robić z programu typowej gazety politycznej. Za to staramy się opisywać sytuacje, które są powtarzalne, dziejące się w polityce i życiu społecznym. Wyjmujemy programy sprzed paru lat i okazuje się, że cały czas są na topie. Cieszy nas to, bo naszym marzeniem jest pozostanie na dłużej na rynku.

Nieobca jest wam także polityka absurdu...

Trudno by z niej rezygnować, bo w polskim kabarecie pojawiła się dosyć niedawno i na dużą skalę. To atrakcyjna forma wyrazu, więc dlatego rozszerzamy program i o nią.

Jak blisko jesteście polityki?

Nasze pokolenie, więc i środowisko kabaretowe, jest chyba najbliżej polityki. Cieszy nas to, bo mogliśmy stać się prekursorami tego rodzaju kabaretu. Obecnie, za naszym przykładem, powstają nowe zespoły, nie ignorujące istnienia polityki.

Zauważyłem, że nigdy nie traktujecie jej dosłownie, z nazwiskami wyśmiewanych polityków.

Wyśmiewanie kogoś z nazwiska jest dosyć proste, ale my tego nie umiemy, jak np. Jerzy Kryszak, który robi to znakomicie. Większą frajdę sprawia nam generalizowanie pewnych spraw i zjawisk, a konkretne nazwiska widz potrafi sam sobie dopowiedzieć.

Czym różnicie się od innych polskich kabaretów?

Jesteśmy najliczniejsi, bo jest nas pięcioro plus dwóch muzyków. To rzadki przypadek. Dużym wyróżnikiem jest nasza literackość i to, że kabarety powstałe w czasach studenckich często posługują się językiem wygłupu, który u nas zamienił się w literacką formę.

Jak wygląda porozumienie w tak dużym zespole?

Albo siedzimy razem w samochodzie, albo jesteśmy ze sobą na estradzie. Rodzą się konflikty, na szczęście nie tak duże, żeby nas rozsadziło. Zresztą, potrafimy się dogadać.

Nie myślał pan o tym, żeby zrobić coś w nowym składzie?

Myślałem i zapewne do tego dojdzie. Jako główny autor twierdzę, że potrzebne są zmiany. Oprócz tekstów dla Kabaretu Moralnego Niepokoju piszę również dla innych aktorów i dla filmu komediowego.

Co charakteryzuje poszczególnych członków waszego zespołu?

Nie mamy wykształcenia aktorskiego, co jest minusem, bo nie wszystko umiemy na estradzie zrobić. Za to umiemy uchwycić literacki sens kabaretu, czego z kolei nie zawsze potrafią aktorzy. Przez 10 lat mogłem się zorientować, kto co potrafi. Ja sam jestem nie tylko autorem, ale także scenarzystą i reżyserem. Znając dobrze swoich kolegów, wiem, co który potrafi. Mogę pisać pod konkretne osoby, ukrywając ich wady i wydobywając zalety. Do tego muszę odpowiednio podzielić miedzy nich role i zrobić program w taki sposób, żeby nikt nie czuł się gorszy.

Czyżby każdy z członków zespołu był dużą indywidualnością?

Na szczęście nie na tyle dużą, żeby nie dać się wtłoczyć w tryby działań kabaretowych, w których każdy musi być podporządkowany moim decyzjom, bo wie, czym to grozi.

Jest pan szefem tyranem?

Nie, nie, chociaż czasami wolałbym takim być, bo za dużo im pozwalam, daję sporo swobody swoim aktorom. Ale mam świadomość, że w kabarecie naturalność jest czymś najważniejszym, więc lepiej czasem nie poprawiać jednej rzeczy, by inna była czytelna.

Ile czasu zabiera panu prowadzenie renomowanego kabaretu?

Bardzo dużo, bo wykonuję pracę, która nigdy się nie kończy, tym bardziej że zawsze odnosi się wrażenie, że pewne numery można by zrobić lepiej, śmieszniej czy sprawniej. A przy tym staram się zachować życie osobiste. Mam żonę i małe dziecko, dla których też muszę mieć czas.

Co pana prywatnie najbardziej bawi?

Mimo że znam się z kolegami z kabaretu wiele lat, to często mnie zaskakują. Potrafią skomentować coś w taki sposób, że mnie by do głowy nie przyszło. Cały zespół jest dla mnie inspiracją. Oni żyją kabaretem w mniejszym stopniu niż ja, ale mają dar obserwacji i komentowania tego, co dzieje się w ich życiu. Ufam im, więc gdy słucham tych komentarzy, często mam już gotowy materiał do kolejnego skeczu.

Jak często modyfikujecie program?

Staramy się to robić raz do roku. W telewizyjnej "Dwójce" mieliśmy cykliczny program co tydzień, więc nie można powiedzieć, że ciągle gramy to samo. Poszczególne numery w programie zmieniają się na przestrzeni miesiąca.

Rozmawiał: Bohdan Gadomski

Angora

Zobacz także