Iwona Wcisło, Interia: Z jakimi problemami ludzie zgłaszają się do prywatnego detektywa? Marcin Popowski: - W branży detektywistycznej działam już niemal ćwierć wieku i w tym czasie prowadziłem różne sprawy, które zmieniały się na przestrzeni lat. Podobnie jak techniki pozyskiwania i zabezpieczania informacji. Początkowo, tuż po pieriestrojce, były to wyłącznie sprawy osobiste. Później pojawiły się kradzieże samochodów. Polacy zaczęli sprowadzać z Niemiec volkswageny, BMW czy mercedesy, które przepadały bez wieści. Jeśli jakiś nie został ukradziony w Warszawie, to był to niemal cud. Lata dwutysięczne to z kolei porwania, wymuszenia i haracze. W tej chwili sporo jest kwestii związanych z bezpieczeństwem teleinformatycznym i szpiegostwem gospodarczym. - Jednak przez te wszystkie lata najwięcej było spraw rodzinnych. Najbardziej popularne to oczywiście zdrady w związkach. I nie ma znaczenia, czy mowa o związkach małżeńskich, partnerskich, hetero- czy homoseksualnych. Częste są również sprawy dotyczące dzieci bogatych rodziców, którzy zostawili je trochę samopas, a teraz ponoszą tego konsekwencje. Dzieci przeżywają kryzys, uciekają z domu, a rodzice chcą wiedzieć, gdzie są, co robią i z kim się spotykają. Jaki jest udział spraw dotyczących podejrzenia o zdradę? - Duży. Agencja, która się w tym specjalizuje i jest znana, będzie miała mnóstwo takich spraw. My się na tym znamy, mamy odpowiednie know-how, więc na brak tego typu zleceń nie narzekamy. - Trzeba przy tym pamiętać, że przyłapanie kogoś na zdradzie i zebranie dowodów to tylko część działań detektywa. Potem mamy sporo pracy związanej z alimentami czy różnego rodzaju rozgrywkami, choć ostatnio tych drugich jest jakby mniej. Jeszcze kilka lat temu bardzo popularne były fałszywe oskarżenia partnera o molestowanie seksualne - siebie lub dziecka, czy przemoc domową. Naszym zadaniem było udowodnienie, że to kłamstwo. Jak często podczas realizacji zleceń odkrywa pan, że podejrzewana o romans osoba jest niewinna? - Klienci, którzy do mnie przychodzą z prośbą o sprawdzenie, czy są zdradzani, mylą się zaledwie w 10-15 proc. przypadków! Przeważnie intuicja ich nie zawodzi. Ten odsetek to głównie osoby, które przeżywają jakiś osobisty kryzys i dlatego zaczynają uciekać z domu, przed partnerem. Ale winowajcą może być też hazard, problemy w pracy lub depresja. Na ogół ludzie dobrze wyczuwają, że coś niedobrego się dzieje. Czy zdobycze techniki, takie jak telefony komórkowe czy internet, sprzyjają zdradom? - Moim zdaniem tak. Powszechność zdrady to syndrom naszych czasów, w których wszystko, również romanse, nabrało ogromnego tempa. Łatwość komunikacji, jaką daje telefon komórkowy czy internet, pozbawia nas czasu na zastanowienie się. Kiedyś znalezienie partnera wymagało o wiele większego zaangażowania: trzeba było pójść w określone miejsce, o określonej porze. Na przykład do jakiegoś klubu, w sobotę, czasami w piątek. Często było też dziełem przypadku lub sprzyjających okoliczności w pracy lub na urlopie. Nie było też takiej prędkości podejmowania decyzji. Człowiek zastanowił się kilka razy zanim do kogoś zadzwonił. Jeśli chciało się wyznać miłość komuś w pracy, można to było zrobić tylko do godziny 15-16 i tylko w dni robocze. Dziś partnerów seksualnych możemy znaleźć w sieci w ilościach wręcz hurtowych. Wystarczy zarejestrować się na Tinderze i mamy niemal pewność, że w ciągu 48 godzin coś się wydarzy. A kto zdradza częściej: kobiety czy mężczyźni? - To jest ciekawe pytanie, ponieważ uważam, że mimo wielu przeprowadzonych badań i dostępnych statystyk, nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Kwestie moralne są spowite takim welonem tajemniczości, że wiele osób nie przyzna się do zdrady - nawet w anonimowej ankiecie. - Skłaniałbym się jednak do podziału pół na pół. Bo choć najwięcej tego typu zleceń dostaję od kobiet, to często podczas ich realizacji okazuje się, że kochanka, z którą mężczyzna zdradza moją klientkę, również ma partnera. Pojawia się więc pytanie: dlaczego on niczego się nie domyśla? Czyżby kobietom lepiej wychodziło kamuflowanie zdrady? - Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Być może kobiety zachowują większą ostrożność, podczas gdy zdradzający mężczyźni trochę głupieją i tracą instynkt samozachowawczy? A może kobiety są bardziej wyczulone na pewne niuanse mogące świadczyć o zdradzie i szybciej dostrzegają, że coś jest nie tak? - Z mojego doświadczenia wynika jedno: mężczyźni mniej się ukrywają. Kobiety, kiedy zaczynają romans, muszą najpierw uporządkować sobie wszystko w głowie. Nie robią dalekosiężnych planów. Im po prostu coś w życiu doskwiera, chcą się dowartościować lub mieć lepszy seks, ale nie myślą o zmianie życia. Dlatego są ostrożne. Przynajmniej na początku, bo potem się to zmienia. - A u mężczyzn jest wręcz przeciwnie - w pierwszej fazie romansu są euforyczni i od razu zaczynają planować zmiany. Najczęściej facet po jakimś czasie wycofuje się z początkowych deklaracji o zostawieniu żony i wspólnym życiu. A kobieta zaczyna o tym właśnie myśleć. Wychodzi na to, że nie mogą się zgrać. Kobiety łatwiej wtedy wpadają, bo myślami są już gdzieś indziej, a mężczyźni z kolei stają się bardziej czujni i trudno ich nakryć na zdradzie na tym etapie. Czyli mężczyznę łatwiej przyłapać na zdradzie na początku romansu, a kobietę w jego bardziej zaawansowanej fazie? - Tak uważam. W pierwszej fazie mężczyznę łatwiej nakryć, ponieważ diametralnie zmienia on swoje podejście do życia i otoczenia. Zaczyna dbać o wygląd, pojawiają się nowe zainteresowania, styl życia staje się bardziej aktywny. Jest wtedy mniej ostrożny. Bystra partnerka nie może tego nie zauważyć. - Ale musimy też pamiętać, że wiele zależy również od deficytu w związku, który ktoś próbuje sobie zrekompensować. Jeśli są to wspólne spacery, wyjścia do restauracji czy kina, to wiadomo, że osoby, które zaczną te potrzeby zaspokajać z kimś innym, wpadną szybciej. Kiedy zaś jest to wyłącznie kwestia seksu i para spotyka się jedynie w hotelu czy wynajętym mieszkaniu w wiadomym celu - to taką zdradę trudno jest wykryć. Ale nie jest to niemożliwe. Wszystko jest kwestią czasu i pracy, która często przypomina układanie puzzli. - Do wielu zdrad dochodzi na różnych wyjazdach czy konferencjach - tu też współczynnik wpadek jest niższy. Znałem ludzi, którzy spali ze sobą tylko i wyłącznie w delegacjach. Choć byli z jednego miasta, z jednej firmy, to zdrada nie wchodziła w rachubę na miejscu. Ale kiedy tylko wyjeżdżali poza Warszawę, byli ze sobą. Z kim najczęściej zdradzają mężczyźni? Stereotyp mówi o młodszej i atrakcyjnej kochance. - Zdecydowanie stereotyp ten niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Wiele razy było dla mnie zaskoczeniem, gdy poznawałem zdradzaną kobietę, a później odkrywałem obiekt romansu. To były dwa różne światy i trudno mi było zrozumieć, jak do tego doszło. - Statystyki pokazują, że kobieta ma prawie 75 proc. szans, że zna nazwisko kochanki męża. A niewiele mniej, że zna ją osobiście. Zazwyczaj mężczyzna romansuje na boku z kimś z pracy lub swojego kręgu zainteresowań, np. siłowni, jogi, kursu tańca czy teatru. Może to być ktoś, z kim hobbystycznie spędza czas, np. wspólnie uprawia jakiś sport. Często jest to przyjaciółka, znajoma, sąsiadka, a nawet ktoś z rodziny. Istotne jest również to, o czym wspominałem na początku - że osoba ta najczęściej też ma własną rodzinę. * Więcej o książce "Porady na zdrady" przeczytasz TUTAJ.