To oni zasilają szeregi IS Liczba bojowników Państwa Islamskiego jest trudna do oszacowania. W sierpniu 2014 roku Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka donosiło, że szeregi IS zasila 50 tysięcy dżihadystów. Skąd islamiści pozyskują swoich zwolenników? - Szeregi IS zasilają muzułmanie, ale jeśli chodzi o narodowość tych osób, to w przypadku Bliskiego Wschodu jest to kwestia trudna do zdefiniowana. Na całokształt relacji państwo-religia nakładają się tam podziały plemienne i klanowe. IS zasilają osoby, które były prześladowane przez obalony reżim i też takie, które nie mają innego wyboru. Pamiętajmy, że walka w szeregach Państwa Islamskiego gwarantuje środki na przetrwanie i względne bezpieczeństwo - mówi prof. Hubert Królikowski. Profesor Królikowski zaznacza jednocześnie, że nie można uogólniać, kto przyłącza się do IS. - Każdy ochotnik pewnie ma indywidualne powody - uzasadnia. Zdaniem eksperta z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ można jednak wskazać prawdopodobne powody, którymi kierują się ochotnicy zgłaszający się do Państwa Islamskiego. - W skład IS wchodzą także ochotnicy z Europy. To jest kolejne pokolenie Europejczyków, które wraca do korzeni, ponieważ nie znajduje oparcia w laickiej kulturze Zachodu. Z tego powodu pojawiają się także ochotnicy, którzy nigdy nie mieli związku z religią muzułmańską. Przyciąga ich to, co oferuje islam - twierdzi. Powody, dla których Europejczycy zgłaszają się do IS, generuje także inny mechanizm - wskazuje Rafał Baczyński-Sielaczek z Instytutu Spraw Publicznych. - Państwa zachodnie mają problem z integracją imigrantów. Istnieje zjawisko tzw. szklanego sufitu, czyli trudności w dostępie do dobrych miejsc pracy, wyższych zarobków, czy edukacji w przypadku imigrantów. To powoduje, że poglądy tych osób radykalizują się, co skutkuje "nawróceniem się" i powrotem do swoich korzeni, tradycji i religii. Takie postawy są wykorzystywane przez organizacje terrorystyczne, które rekrutują w środowiskach sfrustrowanych i biednych. Zmarginalizowane mniejszości to źródło zwolenników IS. To od społeczeństw zachodnich zależy, w jaki sposób będą funkcjonować imigranci - mówi. - Na pewno wśród ochotników znajduje się wiele osób, do których przemawiają hasła religijne. Dla tych osób, obietnica pewnej sprawiedliwości społecznej i innego systemu wartości, może się wydawać atrakcyjna i skłaniać do przyjęcia islamu w bardziej radykalnej formie - podaje kolejny powód prof. Hubert Królikowski. - Dżihadyści pozyskują swoich zwolenników także z innych organizacji terrorystycznych. Jednocześnie też walczą z innymi grupami terrorystycznymi o wpływy. Tutaj występuje pewna analogia - w okresie wojny domowej w Hiszpanii różne grupy lewicowe bezwzględnie walczyły ze sobą o wpływy, jednak z drugiej strony współpracowały ze sobą, tworząc wspólny front przeciwko narodowcom. W przypadku Państwa Islamskiego też mamy z jednej strony wewnętrzną walkę, a z drugiej współpracę - dodaje. Rafał Baczyński-Sielaczek wskazuje na jeszcze jedną grupę, z której islamiści czerpią swoich bojowników. - Przeludnione obozy dla uchodźców, które znajdują się na terenie Turcji, Libanu, czy Jordanii, są infiltrowane przez ISIS. Z tych właśnie obozów rekrutowanych jest wielu przyszłych bojowników Państwa Islamskiego. Obozy, w których warunki życia są bardzo trudne, sprzyjają radykalizacji i wnikaniu w ich struktury dżihadystów. Wobec tego, z jednej strony obozy umożliwiają ratowanie życia, jednak tak naprawdę one nie rozwiązują problemu ochrony uchodźców - wskazuje ekspert. Techniki propagandowe Liczne akty terroru, brutalne egzekucje, czy zamachy samobójcze, to rzeczywistość, na którą przystają bojownicy przyłączający się do IS. W licznych nagraniach, dżihadyści nawołują do walki z Zachodem, niewiernymi i przyłączenia się do dzieła odnowy, wyrażonego w postaci wielkiego kalifatu. - Rekrutacja zwolenników do Państwa Islamskiego może być kojarzona z technikami, jakie wykorzystują sekty religijne. To polega na nawoływaniu do stworzenia wspólnoty i definiowaniu określonego wroga - mówi w rozmowie z Interią Rafał Baczyński-Sielaczek. - Każdy ma inną konstrukcję psychiczną i inną sytuację życiową. Do niektórych są w stanie przemówić hasła dżihadystów, do innych nie. Te hasła trafiają głównie do osób, które w przeszłości były prześladowane przez poprzednie władze, straciły bliskich, a teraz szukają zemsty - dodaje prof. Królikowski. Profesor z Instytutu Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ wyjaśnia także, dlaczego niektórzy bojownicy dopuszczają się aktów samobójczych. - Jeśli przyjrzymy się zamachowcom-samobójcom, to okazuje się, że są to często przedstawiciele klasy średniej i wywodzący się z zamożnych rodzin. Powody, dla których dochodzi do aktów samobójczych trudno zweryfikować, ponieważ nie ma możliwości dowiedzenia się od tych osób, dlaczego posunęły się do takiego czynu. Jednakże możemy podejrzewać, że jest to chęć pomszczenia bliskich, reakcja na traumę, czy też może to być środek do zapewnienia bezpieczeństwa socjalnego swoim bliskim. Członkom rodzin zamachowców-samobójców wypłacane są różne świadczenia - mówi. Zemsta na Zachodzie Wśród haseł, jakie często pojawiają się w retoryce islamistów, występuje walka z Zachodem. - Środowiska radykalne stanowią promil całej społeczności muzułmańskiej. Sam islam, jako religia, nie jest religią wojującą, to jego interpretacja powoduje, że taką się staje. Dla środowisk terrorystycznych, uosobieniem zła jest USA. Ta nienawiść jest nieustannie podsycana. W niektórych przypadkach, niestety, ta nienawiść ma podstawy - zaznacza ekspert z Instytutu Spraw Publicznych. - Pewnie część muzułmanów stosuje bardzo uproszczony sposób myślenia. USA, przez swoją politykę na Bliskim Wschodzie, stały się wrogiem. Jednak musimy pamiętać, że to, co dzieje się w tamtym rejonie świata, jest efektem postkolonialnego układu sił i stworzonych sztucznie państw. Przykładem jest sytuacja w Syrii, gdzie walczy ze sobą trudna do określenia liczba stron konfliktu. Wynika to z tego, że Syria jest sztucznie utworzonym krajem. Europa ponosi odpowiedzialność za to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie - dodaje. - Wywołanie pokładów nienawiści, które prowadzą do wojny, czy aktów terroru, wymaga dużego wysiłku. W tym celu służy podsycanie nienawiści do Zachodu (Europy i USA) i Izraela. Społeczeństwa Bliskiego Wschodu mają odległą tradycję związaną z wyprawami krzyżowymi, utratą kontroli na terytorium dzisiejszego Izraela, czy też współczesnymi wojnami, np. w Zatoce Perskiej i z Izraelem. Żywa pamięć konfliktów jest podatnym gruntem do przyswajania retoryki nienawiści. Wojna to propaganda. Jak Niemcy najeżdżali na Polskę w ’39 roku też przedstawiali swoim obywatelom negatywny obraz Polaków. W przypadku konfliktów zbrojnych, przedstawianie drugiej strony w negatywnym świetle jest naturalne - wyjaśnia prof. Królikowski. Dobry interes - Islam jest traktowany przez radykalne środowiska bardzo instrumentalnie. To jest narzędzie do zdobycia władzy i osiągnięcia swoich celów. Wiele odłamów islamu, zgodnie twierdzi, że islam nie jest religią wojującą, ale negatywna interpretacja zapisów Koranu służy jako podstawa dla terrorystów, jako legitymizacja ich działań - mówi Rafał Baczyński-Sielaczek z Instytutu Spraw Publicznych. Także prof. Królikowski wskazuje, że dżihadystami w dużej mierze kierują względy ekonomiczne i polityczne. - Trzeba pamiętać, że wojny są wywoływane pod hasłami ideologicznymi, ale mają one przede wszystkim podłoże ekonomiczne i polityczne. Na pewno duża część przywódców IS uczestniczy w tym przedsięwzięciu z powodów nie tylko religijnych, ale i biznesowych - uzasadnia. Wielki kalifat W retoryce dżihadystów równie często pojawia się także wizja wielkiego kalifatu. - Wizja wielkiego kalifatu także może być zachętą do przyłączenia się do dżihadystów. Dążenie do stworzenia kalifatu to wielowiekowa tradycja. Od początku istnienia islamu taka wizja się pojawia i co jakiś czas powraca - mówi prof. Królikowski. Dawne kalifaty, jako podstawowe i pożądane ustroje polityczne na terenie Bliskiego Wschodu, pojawiały się bardzo często i w różnorodnych odsłonach. Jaka jest współczesna wizja kalifatu? W tym kontekście warto przypomnieć publikację jordańskiego dziennikarza, który powołując się na rozmowy z członkami Al-Kaidy stworzył książkę, w której opisał siedem kroków, jakie terroryści planują wdrożyć w życie w ciągu najbliższych 20 lat. Opublikowana w 2005 roku książka opisywała, że w pierwszej fazie nastąpi "Przebudzenie" (2000-2003) ocenione przez muzułmanów w tamtym czasie jako "udane". Następnie "Otwarcie oczu", które wg dziennikarza miało być masowym ruchem rekrutującym armię. Trzecia faza - opisywana jako "Powstanie i bezwzględna walka", miała trwać od 2007 do 2010 r. "Działania skupią się na Syrii" -pisał autor. W czwartej fazie trwającej do 2013 roku dziennikarz pisze o planach doprowadzenia przez Al-Kaidę do upadku znienawidzonych arabskich rządów. Piąta faza - w tym momencie będzie można ogłosić istnienie islamskiego państwa bądź kalifatu - przekonywali dżihadyści. W szóstej fazie (2016 rok) miałby się rozpocząć okres "totalnej konfrontacji", a w siódmej miałoby nastąpić "ostateczne zwycięstwo". Wspomniane "ostateczne zwycięstwo" miałoby wg przewidywań islamistów być poprzedzone podbiciem świata przez "pół miliarda muzułmanów". Do publikacji jordańskiego dziennikarza odnoszono się sceptycznie i bez wiary w autentyzm przewidywań terrorystów. Jak jednak wynika z wydarzeń, którymi byliśmy świadkami, część planów Al-Kaidy spełniła się.