W niedzielę oczy całej Europy zwrócone były na Katalonię. Centralne władze w Madrycie próbowały sparaliżować katalońskie referendum, w którym 90 proc. głosujących opowiedziało się za niepodległością regionu. Przeciwko obywatelom stanęły kordony policji, doszło do ostrych starć, siłowego zamykania lokali wyborczych, konfiskaty urn i kart do głosowania. Bilans niedzielnych wydarzeń jest dramatyczny: prawie 900 rannych osób, tysiące gumowych kul wymierzonych w obywateli i miliony protestujących. Po ogłoszeniu wyników referendum Carles Puigdemont, lider katalońskiego rządu, ogłosił, że Katalończycy zasłużyli na posiadanie suwerennego państwa. Zgodnie z Aktem Przejściowym, samodzielne ogłoszenie niepodległości przez Katalonię może nastąpić w ciągu 48 godzin od ogłoszenia wyników referendum. Oznacza to, że już w środę albo w czwartek Katalonia może uznać się za nowe państwo na mapie Europy. Kataloński gniew - Katalończycy od wieków podkreślali, że różnią się od Hiszpanów. Posiadają swój własny język, kulturę i tradycje, ale przede wszystkim uznają się za odrębny naród. Przez całe wieki Hiszpanie negowali ten fakt i zabraniali Katalończykom nazywania siebie narodem, bo zdawali sobie sprawę z tego, że w przyszłości mogliby potencjalnie starać się o budowę własnego państwa - przypomina dr Agnieszka Grzechynka z Akademii Ignatianum w Krakowie. W 2006 r. władze Hiszpanii i regionalny kataloński parlament przyznały Katalonii statut szerokiej autonomii, który został potwierdzony podczas powszechnego referendum. Nadawał on większą władzę katalońskiemu rządowi i zwiększał autonomię finansową regionu. Katalończycy starali się jednak przemycić w statucie zapis o tym, że są narodem. Słowo "naród" użyte zostało w preambule dokumentu. W 2010 r. hiszpański Trybunał Konstytucyjny zakwestionował przepisy, pozbawiając Katalończyków nie tylko statusu narodu, ale też ograniczając ich autonomię. Dziś eksperci są zgodni, że "największym grzechem" centralnych władz Hiszpanii było właśnie storpedowanie katalońskiego statutu autonomicznego. - Był to początek narastania katalońskiego gniewu, który następnie mocno ewoluował - podkreśla w rozmowie z Interią dr Grzechynka. Przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego zaledwie 14 ze 135 posłów parlamentu Katalonii chciało "rozwodu" z Hiszpanią. Dzisiaj za ogłoszeniem niepodległości opowiada się aż 72 parlamentarzystów, czyli większość bezwzględna. Pierwsze próby przeprowadzenia referendum niepodległościowego miały miejsce w 2014 r. Hiszpania zabroniła jednak Katalończykom udziału w głosowaniu. Prace nad organizacją referendum były wówczas tak zaawansowane, że postanowiono o przekształceniu zaplanowanego referendum w plebiscyt. Miał on być jedynie sondażem sprawdzającym, czy Katalończycy są zainteresowani niepodległością. - Już wtedy okazało się, że 80 proc. głosujących opowiadało się za odłączeniem od Hiszpanii. Od tego momentu trwały intensywne działania dążące do ogłoszenia niepodległości w ciągu kilku najbliższych lat - mówi dr Grzechynka. Po wyborach w 2015 r. do głosu w Katalonii doszła koalicja niepodległościowa, która za swój główny cel postawiła sobie organizację referendum. Kumulacją tych wszystkich działań były niedzielne wydarzenia. Co się stanie, jeśli Katalonia ogłosi niepodległość? Dr Grzechynka zaznacza, że scenariuszy rozwoju wydarzeń w Hiszpanii jest bardzo wiele, w zależności od tego, jaki pierwszy gest wykona strona katalońska. - Wczoraj odbyło się posiedzenie rządu, podczas którego dyskutowano na temat tego, co robić i w jaki sposób ogłosić niepodległość. Przypuszczalnie dzisiaj, a najpóźniej jutro, spodziewamy się, że informacje o wynikach referendum otrzyma kataloński parlament. To właśnie w jego rękach będzie spoczywało podjęcie decyzji, czy ogłosić niepodległość - mówi ekspertka. Koalicja niepodległościowa ma większość w lokalnym parlamencie, dlatego Katalończycy nie spodziewają się niespodzianki. - Gdyby do takiego głosowania doszło, niepodległość faktycznie zostanie ogłoszona - zaznacza dr Grzechynka. Dodaje, że katalońscy politycy będą jednak postępować bardzo ostrożnie, ponieważ wiedzą, że oczy całej Unii Europejskiej zwrócone są teraz na Katalonię. Co więcej, zgodnie z hiszpańską konstytucją, centralny rząd może przedsięwziąć szereg różnych środków powstrzymujących Katalończyków przed oderwaniem się od Hiszpanii. - Zgodnie z art. 155. konstytucji, jeśli rząd Hiszpanii będzie miał zgodę Senatu, może zawiesić autonomię Katalonii, czyli doprowadzić do zupełnie przeciwnego skutku niż ten, o który walczą Katalończycy - zaznacza dr Grzechynka. - Obie strony podkreślają chęć dialogu, ale inaczej wyobrażają sobie rozmowy. Katalończycy chcą rozmów z Hiszpanami i pośrednictwa innych polityków z Unii Europejskiej, ale tylko po to, by Hiszpania w płynny i bezkonfliktowy sposób pozwoliła Katalonii odejść. Natomiast strona hiszpańska wzywa do dialogu, który ma jedynie uspokoić sytuację. Centralny rząd chce przekonać Katalończyków, że postępują niezgodnie z prawem, powinni przestać "tupać nóżką" i zacząć zachowywać się rozsądnie - mówi ekspertka. "Potężny kryzys we współczesnej Europie" Zarówno politycy jak i komentatorzy zwracają uwagę, że napięta sytuacja w Hiszpanii może odbić się na całej Unii Europejskiej. Zdaniem ekspertów, ogłoszenie przez Katalończyków niepodległości mogłoby doprowadzić do podobnych ruchów także w innych państwach. - Mamy dziś do czynienia z jednym z najpoważniejszych kryzysów politycznych i konstytucyjnych we współczesnej Europie. To, co dzieje się w Katalonii, bardzo uważnie śledzą takie kraje jak Włochy, Grecja, Francja, Belgia czy Holandia, czyli tam, gdzie problem regionalizmu i secesyjnych roszczeń pojawia się od dłuższego czasu. Jeśli Katalonii uda się doprowadzić swoje plany do końca i ogłosić niepodległość, będzie to iskra, która uruchomi proces także w innych krajach unijnych - prognozuje dr Grzechynka. Katalonia jako samodzielne państwo Ogłoszenie przez Katalonię niepodległości pociągnęłoby za sobą szereg innych konsekwencji. Gdyby została uznana za odrębne państwo i nadal chciała pozostać członkiem Unii Europejskiej, musiałaby od nowa starać się o akcesję. - Wobec Katalonii mógłby zostać uruchomiony tzw. tryb ad hoc. Procedury akcesyjne byłyby wówczas przyspieszone i ułatwione. Drugi scenariusz zakłada standardową procedurę przystąpienia do UE, która trwałaby kilka lat i nie wiadomo, z jakim zakończyłaby się rezultatem. Hiszpania prawdopodobnie blokowałaby członkostwo Katalonii w UE - mówi dr Grzechynka. Dziś roczne PKB Katalonii wynosi ok. 215 mld euro i jest najwyższe spośród wszystkich hiszpańskich regionów. Do tej pory Katalonia posiadała szeroką autonomię, własny rząd i premiera, prawo cywilne i sądy. Nie ma jednak własnej armii ani instrumentów do prowadzenia polityki zagranicznej. Kluczowe obszary: podatki, obrona, porty, lotniska i pociągi pozostają w rękach Madrytu. - Gdyby Katalonia budowała samodzielne państwo, musiałaby powołać szereg struktur i organów, co pociągnęłoby za sobą ogromne koszty i w najbliższych latach negatywnie odbiłoby się na jej finansach - ocenia ekspertka z Akademii Ignatianum w Krakowie. Jak dodaje, reszta Hiszpanii poradziłaby sobie bez Katalonii, ale finansowo byłoby jej bardzo trudno. Katalonia jest dziś ogromnym płatnikiem do budżetu, wytwarzając niemal 20 proc. PKB. - Warto zauważyć, że to właśnie w Katalonii skupia się główny ruch turystyczny. Po ogłoszeniu przez Katalończyków niepodległości, Hiszpania straciłaby na tym nie tylko finansowo, ale też wizerunkowo. W grę wchodzą prozaiczne rzeczy, np. utrata dziedzictwa Antonio Gaudiego, czy klubu FC Barcelona rozpoznawalnego na całym świecie - podkreśla ekspertka. Żywa idea separatyzmu Eksperci wskazują też, że "rozwód" Katalonii z Hiszpanią może doprowadzić do wewnętrznego rozdarcia państwa. - Żadnej ze stron nie zależy, by doszło do rozlewu krwi. Zarówno centralne władze jak i kataloński rząd zrobią wszystko, by temu zapobiec. Atmosfera jest jednak bardzo napięta. To, co wydarzyło się w niedzielę - użycie siły wobec głosujących - zostało bardzo negatywnie odebrane przez mieszkańców innych części Hiszpanii. Wieczorem, po referendum, odbyły się wiece poparcia dla Katalonii m.in. w Andaluzji i Kraju Basków. Pojawiały się wówczas transparenty i okrzyki "No pasarán" (tłum. "Nie przejdą"), nawiązujące do walki z faszyzmem. Siłowe rozwiązania wielu osobom przypomniały okres wojny domowej - zaznacza dr Grzechynka. Jak podsumowuje, wiece poparcia to jawny sygnał, że idea seperatyzmu jest w Hiszpanii wciąż żywa. W najgorszym scenariuszu, w ślad za Katalończykami pójdą kolejne autonomiczne regiony.