Beata Lubecka, RMF: Chyba nie spodziewaliśmy się, że to nastąpi tak szybko. Dzisiaj rano, jak rozmawialiśmy, to pracownicy redakcji "Tygodnika Powszechnego" obstawiali: środę, piątek. A tu proszę, błyskawicznie. ks. Adam Boniecki: Mądrzy znawcy mówili, że to będzie krótkie konklawe i jak widać było. Krótkie konklawe świadczy o dużej jednomyślności Kolegium Kardynalskiego. To znaczy, że kardynałowie nie mieli wątpliwości? Myślę, że mieli wątpliwości, które udało im się rozwiązać w ciągu półtora dnia. Bardzo szybko... Czyli nie były bardzo duże. Czy możemy wnioskować, że to jednak kard. Ratzinger, czy jednak to błędna diagnoza? Myślę, że teraz nie ma się co wystawiać na niebezpieczeństwo pomyłki. A jednak zaryzykuje. Wiem, że ksiądz nie chciał w ogóle mówić, kto ewentualnie mógłby zostać następnym papieżem. Oczywiście, że kard. Ratzinger był często wymienianym kandydatem jako kontynuator i ktoś zupełnie inny jako osobowość. Za chwilę będziemy wiedzieć, za chwilę protodiakon ogłosi nazwisko wielebnego kardynała, który imię sobie przybrał. Będziemy wiedzieli, spokojnie. Teraz nastawmy się życzliwie i pomyślmy o tym, co czuli ludzie, którzy stali na placu podczas poprzedniego konklawe i którzy nagle usłyszeli nazwisko, które nic im kompletnie nie mówiło. Usłyszeli o człowieku, o którym w życiu nic nie słyszeli. Praktycznie znikąd ... ... i powitali go oklaskami. Bardzo entuzjastycznie ... To jest jakaś wielka lekcja dla nas. Dzisiaj my jesteśmy z tymi ludźmi, bo nie jest takie duże prawdopodobieństwo, że będzie to jeden z polskich kardynałów, aczkolwiek i tego nie można wykluczać. Wchodzimy w jakąś nową przygodę Kościoła. Kiedy Wojtyła przemawiał z balkonu, nikt nie widział jaki będzie dalszy ciąg. Dalszy ciąg: opatrzność oraz osobiste dane każdego papieża, piszą je potem w ciągu upływającego czasu ... Jeśli mówimy o papieżu, to po raz kolejny okazało się, jakim przezornym był papieżem wprowadzając tą kolejną czynność, to bicie dzwonów, które ma potwierdzać wybór. Z tym dymem, to już nigdy nie było wiadomo, czy on jest biały, czarny czy szary. Były nieporozumienia. Napięcie dawkowane bardzo mądrze i dobrze. Myśli ksiądz, że to wszystko było troszeczkę wyreżyserowane? Musieli dojść do tych dzwonnic. To nawet technicznie wymagało trochę czasu. W sumie myślę, że to było bardzo piękne. Śledziłem to już w samochodzie przez radio i jeszcze ta wątpliwość: nie ma dzwonów. Wrzask na placu i sprawozdawca: są dzwony! Jest wybrany papież, którego Jan Paweł II prosił, żeby, kiedy go wybiorą, wybór z całą pokorą przyjął. Bo kimkolwiek on jest, to w tym momencie czuć ogromny lęk i ciężar odpowiedzialności. A także początek pewnej samotności człowieka, który podejmuje ostateczne decyzje. Zostawia się wszystkich doradców i ostatnie słowo ma papież. Jest to wielki ciężar. Oczywiście takiej sytuacji nie można wykluczyć w 100%, że ten kardynał, który został wybrany, nie podejmie się tego zadania? Taka możliwość istnieje - spytanie o zgodę. Dlatego Jan Paweł II prosił, by ten, którego wybiorą, żeby wybór przyjął. To sytuacja zupełnie hipotetyczna. Co by się stało, gdyby ten wybrany "Habemus Papam" odmówił jednak? Czarny dym i dalsze wybory. Proste jak słońce. Jeśli chciałby być większą liczbą głosów wybrany, mieć większą pewność, to myślę jest normalne zupełnie. My oczywiście nigdy nie poznamy, jaki był ten rozkład głosów, bo to wszystko jest objęte tajemnicą? Zawsze to było objęte tajemnicą. Zawsze potem jakieś historie na ten temat krążyły bardziej lub mniej prawdziwe. Spekulacje różne... Ta tajemnica wynikła z tego, że należało ochronić kardynałów przed cesarzem, który stawiał pewne wymagania przed różnymi władcami. To teraz nie wchodzi w grę, ale ta tajemnica gwarantuje pewien spokój wobec wybranego papieża, wszystko jedno jaką większością głosów wybranego. Z księdza słów cały czas przebija pewien spokój, ale tutaj obserwowałam pracowników redakcji, jacy wszyscy byli podekscytowani. Tutaj wszyscy przybiegli do telewizora, by zobaczyć czy to już ten moment. Żeby coś zobaczyć, usłyszeć, zrozumieć, trzeba za wszelką cenę bronić tego spokojnego spojrzenia. Ten moment jest szalenie emocjonujący, dla Polaków po prostu trudny. Jesteśmy ludźmi. Ktokolwiek pojawi się w loggii - poczujemy to ukłucie - to nie jest Jan Paweł II. My to wszystko rozumiemy, wiemy, ale tak to po prostu jest i to w tej chwili przeżywamy. A myślę, że męska rzeczą jest nie uzewnętrzniać swoich emocji. Zobacz raport specjalny "Następca Jana Pawła II"