W listopadzie 2009 roku przebywający w więzieniu młody rosyjski prawnik Siergiej Magnitski został przykuty do łóżka, a następnie zakatowany na śmierć przez ośmiu strażników. Zginął bo był nieugiętym i niewygodnym świadkiem przestępczej działalności urzędników rosyjskiego ministerstwa spraw wewnętrznych. Siergiej Magnitski ujawnił, że oficjele ukradli rosyjskiemu fiskusowi 230 milionów dolarów, ale to on i jego mocodawca - Bill Browder, przez lata największy inwestor zagraniczny w Rosji - wedle reżimu Władimira Putina byli winni, a nie skorumpowani urzędnicy. Młody prawnik za swoją odwagę i praworządność zapłacił najwyższą cenę. Bill Browder został wydalony z Rosji, dostawał liczne pogróżki, ale zdołał zbiec przed kremlowską "sprawiedliwością", chociaż, jak podkreśla w rozmowie z Interią, jest przekonany, że jego wojna z Władimirem Putinem wciąż trwa, a rosyjskie władze najchętniej wydałyby na niego wyrok śmierci. Dariusz Jaroń, Interia: Kiedy Władimir Putin dowiedział się, że skorumpowani urzędnicy ukradli rosyjskim podatnikom 230 milionów dolarów, stanął po stronie oskarżonych, a nie obywateli swojego kraju. Dlaczego? Bill Browder: Ponieważ Putin kieruje organizacją przestępczą. Wykorzystuje i podporządkowuje sobie wszystkie dostępne w suwerennym kraju prawa do popełniania przestępstw. Sprawa 230 milionów dolarów skradzionych przez skorumpowanych urzędników państwowych, którą ujawnił Siergiej Magnitski, za co został zamordowany, to tylko wierzchołek góry lodowej kryminalnej działalności Putina i jego kumpli z rządu. Powód, dla którego Putin nie ukarał oficjeli średniego szczebla, kiedy ich udział w aferze stał się jawny jest następujący: nie mógł pozwolić sobie na utratę lojalności tysięcy skorumpowanych urzędników, prowadzących podobną przestępczą działalność. Władze skierowały swoją złość nie tylko w stronę Magnitskiego, ale też pana: biznesmena i obywatela innego kraju. - Putin potrzebował mnie jako przykładu. Chciał pokazać w ten sposób innym potencjalnym przeciwnikom systemu, że nie warto konfrontować się z nim w tak otwarty sposób. Wracając do troski o Rosjan, o którą pan pytał. Putin nie przejmuje się Rosjanami. Myśli tylko o tym, żeby utrzymać się przy władzy. Dorobił się pan łatki jednego z największych wrogów Putina. Czy konflikt z rosyjskimi władzami jest już za panem czy wciąż obawia się pan o swoje życie? - Obawiam się, że mój konflikt z reżimem Putina nie osłabł, tylko nabiera na sile każdego dnia. Liczba ataków na moją osobę, zarówno zgodnych z prawem jak i nielegalnych, wzrosła. Jestem przekonany, że rosyjskie władze chciałyby mnie zabić, zwłaszcza jeśli udałoby im się upozorować moją śmierć w sposób, który nie prowadziłby do sprawców. Od kilku lat prowadzi pan kampanię na rzecz sprawiedliwości i pamięci o Siergieju Magnitskim. Doprowadził pan do tego, że sankcje na oprawców prawnika nałożył Kongres Stanów Zjednoczonych i Parlament Europejski. Co jeszcze może pan zrobić w tej sprawie? - Najważniejsze, co mogę zrobić, to starać się, aby jak najwięcej osób na świecie usłyszało o historii Siergieja i tragicznym losie, jaki go spotkał za ujawnienie prawdy o rosyjskiej władzy. Wydana właśnie książka "Czerwony alert" to część tej kampanii, w przyszłości powstanie też hollywoodzka produkcja poświęcona Magnitskiemu. Im powszechniejsza będzie świadomość tego, jaki horror zgotował Siergiejowi reżim Putina, tym łatwiej będzie o nałożenie kolejnych międzynarodowych sankcji na jego zabójców. Jak zapamiętał pan swojego prawnika? - Siergiej był jednym z najbardziej kompetentnych, godnych zaufania i prawych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem. Łączyły nas stosunki zawodowe. Przez wiele lat był moim prawnikiem. Był niezwykle pracowity. Potrafił zrobić dziesięć rzeczy w czasie, kiedy inni uporaliby się z jedną. Zdarzało się, że wieczorem w naszym biurze w Londynie mieliśmy problem z dokumentacją prawniczą. W Moskwie dochodziła 22.00, ale mogliśmy śmiało zwrócić się do Siergieja o pomoc, wiedząc, że na drugi dzień rano będzie na nas czekała nienaganna i zrozumiała wykładnia prawna. - Najbardziej zapamiętam spokój, jaki od niego emanował. Siergiej potrafił rozluźnić atmosferę w każdej sytuacji. Zawsze znajdował rozwiązanie i sprawiał, że czuliśmy się lepiej, nawet kiedy już wiedzieliśmy, że ściga nas rosyjski rząd. Zanim został pan wrogiem systemu, mieszkał pan w Rosji, miał okazję bliżej poznać Rosjan. Co oni myślą o swoim przywódcy? Czy rzeczywiście stoją murem, jak podają oficjalne sondaże, za Putinem? - Sądzę, że w Rosji jest około 140 milionów porządnych obywateli i jakiś milion złych, okupujących swój kraj, okradających go ze wszelkich zasobów i utrudniających życie wszystkim pozostałym Rosjanom. Nie wierzę w oficjalne rankingi poparcia dla Putina. Analizując rosyjskie sondaże warto zadać sobie pytanie, jaki normalny Rosjanin powiedziałby nieznanemu ankieterowi, że nie popiera prezydenta, mieszkając w kraju rządzonym przez niebezpiecznego i autorytarnego władcę? Putin ruszył na Ukrainę, bo bał się utraty władzy - to pańskie słowa. - Tak uważam. Myślę, że głównym motywem rozpoczęcia konfliktu na Ukrainie przez Putina była chęć odwrócenia uwagi Rosjan od własnych złodziejskich rządów i wzniecenie silnych nastrojów nacjonalistycznych w kraju. Widział jak skończył na Ukrainie Wiktor Janukowycz i przeczuwał, że spotka go podobny los, chyba, że podejmie jakieś drastyczne kroki. Niestety, konflikt na Ukrainie nabiera na sile, a Putin nie ma żadnej strategii na jego zakończenie. Wierzy pan, że w którymś momencie Putin powie "stop" i sytuacja na wschodzie Ukrainy zostanie pokojowo opanowana? - Nie ma najmniejszych szans na pokojowe rozwiązanie. Jakikolwiek kompromis zostanie odebrany przez Putina jako oznaka słabości, a ta słabość może doprowadzić do pozbawienia go władzy w Rosji. Zrobi wszystko, żeby tylko tej władzy nie stracić, a to oznacza eskalacje konfliktu, na czym tylko ucierpią mieszkańcy Ukrainy i Rosji.