We wtorek założona przez białoruskie władze telewizja ONT opublikowała materiał o rzekomej aktywności polskiej Agencji Wywiadu na terytorium Białorusi. "Dokument" dotyczy przede wszystkim rekrutacji agentów i skupia się na osobie Andrieja Porotnikowa. To były pracownik białoruskiego MSW, który po zakończeniu pracy w resorcie zajmował się niezależnymi analizami w zakresie bezpieczeństwa. W materiale podkreślono, że odpowiadał za Belarus Security Blog - stronę publikującą raporty o Białorusi, Rosji i wojnie w Ukrainie. Ostatnie publikacje w portalu są z marca 2023. W tym samym czasie Porotnikow został zatrzymany przez służby reżimu. Według ONT mężczyzna obecnie przebywa w areszcie śledczym w Mińsku. - To akurat prawda. Zatrzymano go na Białorusi i potem został przewieziony do Moskwy - mówi Interii Anna Maria Dyner, której nazwisko pojawia się w białoruskim materiale. Szczególnie w kontekście przekazywania Porotnikowowi informacji, w jaki sposób mężczyzna może opuścić Białoruś. Dyner jest analityczką Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zajmuje się bezpieczeństwem międzynarodowym. Natomiast Porotnikow w materiale ONT twierdzi, że był werbowany przez polskie służby. Wskazuje na nazwiska związane z polskimi ośrodkami analitycznymi i ambasadą RP w Mińsku. W publikacji pojawiają się też nagrane rozmowy z przedstawicielami polskich instytucji. Nagrane już po aresztowaniu Porotnikowa. Białoruska prowokacja - Kiedy pierwszy raz Andriej do mnie zadzwonił, powiedział, że jest na Białorusi, trwa rewizja u jego żony i on bardzo chce wyjechać. Pytał, kto mu może pomóc i czy mam numer do Marcina Wojciechowskiego - mówi Dyner. Marcin Wojciechowski to radca i od jesieni 2020 r. chargé d'affaires polskiej ambasady w Mińsku, a wcześniej rzecznik MSZ w latach 2013-2015. - Poinformowałam o tym Marcina, ale to już wydawało nam się dziwne. Chociaż z drugiej strony człowiek zdenerwowany może o wielu rzeczach nie myśleć - wskazuje analityczka PISM. Kolejna rozmowa odbyła się po około dwóch tygodniach. - Andriej zadzwonił do mnie, powiedział, że jest w Moskwie, chciałby się stamtąd ewakuować i czy można by było mu jakość pomóc. Znowu zapytał, czy Marcin mógłby mu pomóc. Oczywiście wiedziałam, że Andriej został zatrzymany, ale wcześniej był przypadek eksperta zajmującego się kwestiami bezpieczeństwa, którego najpierw zatrzymano, ale następnie zwolniono z jednoczesnym nieformalnym, ale stanowczym nakazem opuszczenia kraju - mówi nam Dyner. - W pierwszym odruchu człowiek chciał uwierzyć, że jest to ten sam przypadek. Ale później, w trakcie tych rozmów, przekierowałam Andrieja do szefa Domu Białoruskiego Alesia Zarembiuka i od pewnego momentu mieliśmy całkowitą pewność, że on te telefony wykonuje pod przymusem - wskazuje. - Zaprzestałam kontaktu z Andriejem, natomiast Aleś Zarembiuk prowadził je dalej, też na potrzeby zbierania materiałów. Domyśliliśmy się, że to będzie prowokacja przeciwko nam i przeciwko Andriejowi - podkreśliła Dyner. Porotnikow został zmuszony do współpracy z białoruskimi służbami prawdopodobnie już w marcu. Według ONT umożliwiono mu zawarcie umowy przedprocesowej o współpracy z organami ścigania. Za zdradę państwa grozi mu 15 lat więzienia. Operacja przeciwko Agencji Wywiadu W białoruskiej publikacji o sprawie Porotnikowa wypowiada się Konstantin Byczek - zastępca szefa Wydziału Śledczego białoruskiej bezpieki. Mówi o rzekomej współpracy Porotnikowa z polskimi służbami, w ramach których mężczyzna zbierał i przekazywał informacje społeczne, polityczne, gospodarcze oraz wojskowe na temat Białorusi. Według Byczka za współpracę Porotnikowa z polskimi służbami odpowiada polska Agencja Wywiadu, na co dowodem mają być wspomniane już rozmowy z przedstawicielami polskich instytucji. Sam Porotnikow potwierdza te tezy. - Jestem przekonana, że mu grożono. To jest człowiek, który był wypróbowany w wielu różnych sytuacjach i też podejrzewam, że nieprzypadkowe numery kazali mu wykręcać. Groźby mogą być różne. Zazwyczaj dotyczą kwestii rodzinnych, odebrania dziecka, tego typu historii. Nie ma co się oszukiwać, w białoruskich więzieniach są stosowane tortury - komentuje Dyner. Przed zatrzymaniem współpraca Portonikowa z Polakami miała charakter ekspercki. - Po prostu tak jak się współpracuje w środowisku eksperckim, rozmawia na tematy związane z polityką bezpieczeństwa danego państwa. Mogę mówić za siebie, że zawsze były to rozmowy dotyczące kwestii bezpieczeństwa, współpracy militarnej, np. rosyjsko-białoruskiej - wyjaśnia ekspertka. Co do rzekomej współpracy Porotnikowa z Agencją Wywiadu Dyner odmawia komentarza, dodając, że Andriej po prostu współpracował z ośrodkami analitycznymi w Warszawie i naszą ambasadą w Mińsku. - Współpracował oczywiście z Domem Białoruskim w Warszawie. Co do Agencji Wywiadu, ja takiej wiedzy nie posiadam - podkreśla analityczka i zaznacza, że większość informacji pokazanych w materiale o Porotnikowie to półprawdy i manipulacje. - Parę razy się uśmiałam. To był śmiech przez łzy, ale tam (w materiale ONT - red.) pojawiają się przekłamania i odnośnie do Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych i do Ośrodka Studiów Wschodnich. To też pokazuje, że film miał być uderzeniem w dwa najważniejsze ośrodki analityczne w Polsce, które zajmują się wschodem - zaznacza Dyner. "Najgorszego rodzaju propaganda" Po co Białorusinom taki materiał? - To paszkwil na Polskę, najgorszego rodzaju propaganda, grubymi nićmi szyta prowokacja, która po pierwsze ma udowodnić, że Andriej Porotnikow był szpiegiem. Po drugie, że był szpiegiem zwerbowanym przez Polskę - podkreśla nasza rozmówczyni. - Materiał ma udowodnić złe zamiary Polski i to, że osoby współpracujące z Andriejem, w tym ja, jesteśmy agentami, którzy starają się wpływać na sytuację na Białorusi - dodała Anna Maria Dyner. Zwróciła też uwagę, że informacje pokazane w materiale ONT, również te, o których mówi sam Porotnikow, to "jedno wielkie kłamstwo, manipulacja i przeinaczenie". W jaki sposób białoruskie służby zmusiły go do współpracy? - Od momentu kiedy zobaczyłam zajawkę tego filmu, zastanawiam się, co oni mu zrobili. Od marca prawie nie ma dnia, żebym o Andrieju nie myślała. To kolejna historia, kiedy dobry kolega trafia do więzienia białoruskiego - podsumowała. Białoruś: Ponad 1,5 tys. więźniów politycznych Według Centrum Obrony Praw Człowieka Wiasna w białoruskich więzieniach przetrzymuje się co najmniej 1500 więźniów politycznych. Służby nie przejmują się prawami człowieka, a podczas przesłuchań stosowane są tortury oraz szantaż, który ma wymusić na osadzonych złożenie żądanych zeznań. Jednocześnie prawo białoruskiego reżimu w sprawach politycznych czy światopoglądowych jest niezwykle surowe. Zaczyna się od kary więzienia za najdrobniejsze "przestępstwa", swobodnie interpretowane przez podległe Mińskowi sądy. Czasami wyroki kończą się na najsurowszej z sankcji, wciąż stosowanych na Białorusi - karze śmierci. O komentarz do sprawy Porotnikowa poprosiliśmy też pełnomocnika rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP. Stanisław Żaryn przekazał nam w środę, że "na ten moment" nie będzie komentował sprawy. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!