Łukasz Szpyrka, Interia: Jak pan ocenia dotychczasową współpracę na linii samorząd-rząd w kontekście tarczy antykryzysowej? Andrzej Wnuk, prezydent Zamościa: - Dobrze. Jednak nie mogę zgodzić się z tym, że część kosztów przerzuca się na samorządy. Jest taka tendencja, przede wszystkim jeśli chodzi o oświatę. Musimy wypłacać pełne dotacje do żłobków, przedszkoli i szkół niepublicznych nawet teraz, gdy zdecydowana większość z nich nie świadczy usług opiekuńczych. Szkoły co prawda uczą, ale w systemie zdalnym, a my ponosimy koszty utrzymania obiektów i pracowników. To potężne obciążenie dla samorządu. Zastanawiamy się, gdzie ciąć etaty w jednostkach po to, żeby móc zapłacić prywatnym przedsiębiorcom. Oświata to wasze największe zmartwienie? - W kontekście tarczy antykryzysowej ważna jest jeszcze jedna kwestia - delegacji dla rad gmin co do obniżania, umarzania lub niepobierania podatku od nieruchomości. Szacujemy, że przez najbliższe dwa-trzy miesiące na podatku od nieruchomości i obniżkach czynszu stracimy od 500 tys. do miliona złotych. Jeśli sytuacja będzie trwać dłużej ta kwota wynosić będzie kilka milionów złotych. Oczywiście chcemy pomagać przedsiębiorcom, którzy wynajmują od nas lokale użytkowe, płacą podatki, ale musimy wiedzieć, skąd wziąć pieniądze. Bo w samorządzie nie ma tak, że leży sobie gdzieś tam odłożone kilka milionów złotych. Samorząd nie może wziąć kredytu na wydatki bieżące, ale na inwestycje i spłaty uprzednio zaciągniętych kredytów. Nie jest więc tak, że nagle powstanie kilkumilionowa dziura, weźmiemy kredyt i ją sobie załatamy. Tak to nie zadziała. Uda się wam zrealizować budżet na 2020 rok? - Absolutnie, nie uda się. I co wtedy? - Zamość jest miastem turystycznym. Na terenie Starego Miasta jest 37 restauracji, z czego 10 pracuje aktualnie na wynos, nawet nie na pół gwizdka. Cała reszta nie pracuje. Naturalne, że musimy pomóc tym przedsiębiorcom. Nie po to tyle lat inwestowaliśmy w turystykę, rewitalizowaliśmy miasto, robiliśmy duże wydarzenia, żeby branża turystyczna padła. Budżet nam się nie zepnie. Według ostrożnych szacunków może to być 15 milionów straty, ale równie dobrze i 30 mln. Nasz budżet wynosi 520 mln, z jednej strony to dużo, ale wyrównanie tej straty trzeba znaleźć wyłącznie w wydatkach bieżących. Już się przygotowujemy do tego, żeby obcinać koszty zarówno w mieście jak i w jednostkach. Co to znaczy? - Np. w szkołach wyłączamy ogrzewanie, światło, rezygnujemy z zakupu materiałów eksploatacyjnych. W następnej kolejności będą cięte wydatki osobowe, czyli najpierw zastępstwa, różnego rodzaju nadgodziny, zajęcia dodatkowe, a później dojdzie do zwolnień pracowników w urzędzie, szkołach, jednostkach organizacyjnych. Nie możemy wziąć kredytu na wynagrodzenia. To też problem, którego do końca strona rządowa nie rozumie. Sytuacja jest nadzwyczajna, więc w tym roku i w następnym powinna być możliwość wzięcia kredytu na wydatki bieżące. Nikt o tym jak dotąd nie pomyślał. Recepty, które słyszymy od wielu lat, kompletnie nie pokrywają się z rzeczywistością. Owszem, mamy zwiększone dochody, ale mamy też zdecydowanie większe wydatki wynikające z wielu decyzji rządowych, jak np. podwyższenia minimalnej pensji, czy uszczegółowienia przepisów w oświacie, które nie pozwalają nam oszczędzać. Startował pan w wyborach z poparciem Prawa i Sprawiedliwości. Dość ostro wypowiada się na temat rządu. Czy rząd PiS zawodzi w tym trudnym momencie? - Absolutnie nie wypowiadam się ostro. Miałem okazję współdziałać z rządem PO-PSL i uważam, że PiS jest o wiele lepszym rządem jeśli chodzi o współpracę z samorządem. Ma więcej różnego rodzaju programów, ciekawych propozycji i możliwości działania. Z jednej strony są to programy socjalne, które napędzają nas na wschodzie kraju, a z drugiej rozwiązania przeznaczone typowo dla samorządów, jak Fundusz Dróg Samorządowych. Uważam natomiast, że w tak trudnych czasach głos samorządu powinien być bardziej słyszalny. W porównaniu do poprzednich rządów naprawdę jest o wiele lepiej, ale to nie znaczy, że nie mogłoby być jeszcze lepiej. Prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza w rozmowie z "Rzeczpospolitą" zaapelował o powstanie "tarczy samorządowej". To dobry pomysł? - Również postulowałem swojego rodzaju tarczę samorządową. Powinna polegać na tym, że w tym nadzwyczajnym okresie powinniśmy dostać nadzwyczajne wsparcie. Nie mówię o tym, by nagle otworzył się worek z pieniędzmi, którym zasypiemy wszystkie problemy, ale powinniśmy dostać wsparcie. Jakie są pana trzy konkretne propozycje? - Pierwsza sprawa to rekompensata za uszczuplenie dochodów własnych. Była w latach 1999-2003 subwencja rekompensująca pewne straty, które poniosły samorządy w związku z likwidacją województw. W tej chwili podobna subwencja rekompensująca jest bodajże w kilku samorządach, a dotyczy tego, że w podstrefach gospodarczych są duże zwolnienia podatkowe i samorządy na tym tracą. Przydałoby się coś podobnego. - Druga sprawa to wsparcie najbardziej narażonych na pauperyzację samorządów, które w perspektywie kilku najbliższych lat mogą stać się niewypłacalne. Mam na myśli samorządy z listy prof. Grzelaka, na której znalazł się m.in. Zamość. Problemy tych samorządów wynikają głównie z demografii i położenia. - Trzeci postulat dotyczy utrzymania a nawet zwiększenia inwestycji w samorządach, w szczególności w zakresie Funduszu Dróg Samorządowych. W większości to właśnie inwestycje dają miejsca pracy i udział w podatku dochodowym od osób fizycznych dla samorządu. Czy bez interwencji rządu finansom samorządów grozi katastrofa? - Tak, zdecydowanie. Jeśli nie będzie interwencji rządu w postaci subwencji rekompensującej lub wyższego dofinansowania na Fundusz Dróg Samorządowych, albo możliwości wzięcia kredytu, to pod koniec roku zdecydowana większość samorządów będzie miała wdrożone reguły ostrożnościowe. Samorządy będą miały potężny deficyt w dochodach bieżących i grozić im będzie nawet zarządzanie komisaryczne. Jestem w stałym kontakcie z kilkoma prezydentami średnich miast, jak np. Chełm, Racibórz, Stalowa Wola. Rozmawiamy, co zrobić, żeby się uratować, bo sytuacja jest nadzwyczajna. Można powiedzieć, że Szwedzi nie zdobyli, nie zniszczyli Zamościa, a może to zrobić koronawirus? - Oczywiście będziemy bronić się za wszelką cenę, głównie redukując wydatki bieżące. Ograniczamy wynagrodzenia i zatrudnienie w Ratuszu. Nie mamy wyjścia. Mam przed sobą bardzo trudne decyzje. Kilka dni temu trzy osoby z jednego z wydziałów zapowiedziały, że odejdą, bo nie chcą pozbawiać pracy młodszych ludzi. A to początek. Bo prawdopodobnie redukcje obejmą od 15 do 20 osób. To dziesięć procent stanu osobowego urzędu, który i tak jest liczebnie najmniejszy spośród urzędów miast tej wielkości. Będziemy cięli wynagrodzenia i etaty, bo to nie skończy się dobrze. Musimy ciąć do kości, bo w przeciwnym razie rzeczywiście może spotkać nas to, o czym pan mówi - Szwedzi nie zdobyli Zamościa, ale może wykończyć nas koronawirus. Rozmawiał Łukasz Szpyrka