Zazwyczaj niewiele mówi się o ludziach działających na zapleczu Białego Domu. Nic dziwnego, w końcu jak każdy z nas wykonują swoją pracę, która nie wymaga bycia na afiszu i nie jest związana ze sławą. Kto by się z resztą głowił nad tym, kto w tym momencie gotuje lunch rodzinie prezydenckiej albo kto ustala menu na wizytę delegacji z Rosji? No i faktycznie nikt się tym za bardzo nie interesował. Aż do momentu, kiedy świat dowiedział się o Andre Rushu - kucharzu, który wygląda bardziej jak kulturysta niż szef kuchni. Andre Rush to emerytowany starszy sierżant armii amerykańskiej, który zamienił karabin na patelnię i teraz specjalizuje się w pieczeniu ciast, dekoracji deserów i serwowaniu lodów. Kucharz stał się sławny po tym, jak reporterka Wall Street Journal opublikowała na Twitterze jego zdjęcie z przygotowań Białego Domu do obchodów z okazji rozpoczęcia świętego miesiąca dla muzułmanów, Ramadanu. W kilka dni viralowe zdjęcia Rusha rozeszły się po mediach społecznościowych, a Amerykanie pokochali nową gwiazdę z Waszyngtonu. Kucharzem zainteresowały się amerykańskie media, które dowiedziały się, że obwód jego bicepsa wynosi 60 centymetrów, a on sam robi tygodniowo 2 222 pompki. Dlaczego akurat tyle? Rush bierze udział w wyzwaniu #22PushupChallange, które ma celu nagłośnienie problemu samobójstw wśród byłych żołnierzy. Podobno średnio 22 weteranów w USA odbiera sobie życie. Jak się okazuje, Rush należy do czołówki szefów kuchni, którzy służyli w armii (w Ameryce jest ich tak wielu, że mają swoje rankingi). Należał też do drużyny Sztuk Kulinarnych Stanów Zjednoczonych, z którą zdobył ponad 150 wyróżnień i medali. Teraz kucharz chce wykorzystać swoje pięć minut, żeby nagłośnić kampanię na rzecz zapobiegania samobójstwom wśród byłych żołnierzy. Już teraz jest ambasadorem armii Stanów Zjednoczonych namawiając młodych mężczyzn do zaciągnięcia się.