Monika Borkowska, Interia: Skąd w człowieku bierze się agresja? Dr Wiesław Baryła, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Sopocie: - To przypadłość, którą człowiek jest obarczony jako gatunek. Objawia się w szczególności w sytuacjach, w których pojawiają antagonistycznie nastawione grupy. Wtedy łatwo jest wzbudzić wzajemną agresję. Oczywiście ludzie różnią się poziomem agresji. Są takie jednostki, którym niewiele trzeba, by reagować agresywnie, a są i takie, które tego typu odruchów są praktycznie pozbawione. Kluczowa jest tu zdolność do samokontroli, osoby potrafiące się kontrolować, potrafią powstrzymywać się od agresywnego reagowania. Jednak najsilniejszymi źródłami agresji są wyznaczniki sytuacyjne. Chodzi tu zarówno o sytuacje tu i teraz, jak o opowieści o tym co było i co będzie, które ludzie sobie tworzą by zrozumieć siebie i świat. - Szczególnie skore do agresji są osoby, które łączą w sobie poczucie siły z poczuciem braku sprawczości i spełnienia. Takie osoby łatwo ulegają pokusie podbudowania poczucia własnej wartości poprzez agresywną dominację nad słabszymi. A że takie podbudowywanie siebie można opowiedzieć jako historię o bohaterskiej i bezinteresownej obronie wartości, to trudno się dziwić, że osoby takie bardzo chętnie przyłączają się do agresji przeciwko słabszym. Mówiło się wielokrotnie o tym, że trzeba stworzyć wentyl dla tego typu postaw, miejsce, w którym złe emocje mogłyby znaleźć ujście. Takim miejscem na rozładowanie napięcia bywały stadiony. - To kardynalny błąd! Agresja budzi agresję. Wentylowanie, upuszczanie agresji jest tak naprawdę jej nasilaniem. Każde zachowanie agresywne, w każdych okolicznościach, zwiększa ryzyko kolejnych tego typu działań. Agresja, szczególnie gdy okazuje się skuteczna, buduje poczucie własnej wartości atakującego, daje mu świadomość mocy sprawczej. Jesteśmy świeżo po wydarzeniach z Białegostoku. Czy chuligańskie ataki, do których doszło w weekend, to efekt cichego przyzwolenia ze strony władz na tego typu zachowania? - Zdecydowanie tak. To, co najbardziej sprzyja agresji, to brak porządku społecznego i przyzwolenie na przemoc na każdym poziomie, począwszy od postaw bezpośrednich świadków po cichą akceptację ze strony przedstawicieli władzy. Jeśli nie ma jednoznacznej reakcji na akty przemocy, to pojawia się przekonanie, że są one dozwolone, a nawet pożądane. Politycy potępiają chuligańskie wybryki, z drugiej jednak strony cały czas rozbudzają negatywne emocje, naznaczając pewne grupy społeczne. - Można to tłumaczyć na dwa sposoby - albo wyrachowaniem, albo bardzo niską inteligencją społeczną. Sprzeczne komunikaty są odczytywane przez ludzi tak, jak im w danej chwili jest wygodnie. Wybierają to, co im bardziej pasuje i usprawiedliwia ich nienawistne postawy. Ludzie nie wyciągną średniej z tych przekazów, nie traktują ich jak przekazów wyważonych, słyszą tylko zachęty do "robienia porządku" z tymi, którzy są przeciwni obecnej władzy lub jedynie po prostu inni niż "zdrowa" większość. Obecne władze są przeciwne środowisku LGBT. Podobne jest stanowisko kościoła i części społeczeństwa. W efekcie osoby homoseksualne stają się naturalnym celem dla agresywnych grup. - Nienawiść do drugiego człowieka jest budowana w oparciu o przekonanie, że ci, którzy są obiektem nienawiści, zasługują sobie na to. Są gorsi, nie są osobami godnymi szacunku. Wręcz nie są ludźmi, dehumanizuje się ich. A środowiska LGBT są wyjątkowo wdzięcznym wrogiem dla zwolenników moralności opartej na lojalności w stosunku do własnej grupy i autorytetów oraz czystości. Środowiska LGBT+ w oczach ich przeciwników niemal symbolizują zgniły zachód, z jego przywiązaniem do praw jednostki oraz poszanowania prawa stanowionego, są przy tym łatwo identyfikowalne i nieagresywne. To wymarzony przeciwnik do podbudowywania poczucia własnej wartości poprzez demonstrowanie swojej siły. Państwo nie jest wydolne, jeśli chodzi o zapewnienie spokoju? - Politycy muszą mieć świadomość, że podburzając ludzi przeciwko sobie nie będą w stanie zachować porządku. Nawet jeśli rządzący nie mają złych intencji, to budzone przez nich demony nietolerancji zbiorą swoje żniwo. Osoby, które zajmują się urządzaniem życia społecznego, powinny być świadome tych mechanizmów i wykazywać się odpowiedzialnością. Bo w przeciwnym razie dojdzie do tego, że - podobnie jak w Białymstoku - niebezpieczne będzie nie tylko demonstrowanie swoich poglądów, ale i chodzenie po ulicach. Chuligańskim wybrykom towarzyszą wzniosłe hasła - Bóg, honor, ojczyzna - nijak nie przystające do agresywnych zachowań. - Hasła te dość uczciwie wskazują jakimi wartościami kierują się ci ludzie. Problemem jest to, że przemocą próbują wyeliminować z życia publicznego osoby o odmiennych wartościach i będących ich konsekwencją stylów życia. Konflikt wartości jest tu oczywisty a gdy przeradza się w konflikt międzygrupowy, to "obrońców wartości" opuszczają jakiekolwiek wątpliwości, puszczają im hamulce, stają się bezrozumnym motłochem. Trzeba podkreślić, że osoby te zanim stały się tym motłochem były zupełnie normalnymi ludźmi, nie byli żadnymi zwyrodnialcami. I nie jest prawdą, jak wskazują rządzący, że gdy wyłapiemy te jednostki, będzie porządek. Bo nawet gdyby zostały skutecznie zniechęcone do podobnych działań przez kary, które na nich spadną, to w ich miejsce pojawiają się kolejne osoby. Chodzi o to, by te zorganizowane przecież grupy, które szczególnie chętnie stają naprzeciw marszom równości, jednoznacznie straciły poparcie społeczne, by żaden z ich członków nawet przez moment nie mógł czuć, że to co robi, jest dobre. - Mobilizacja do konfliktu międzygrupowego jest niezmiernie niebezpieczna. Historia pokazuje, do czego doprowadzało podburzanie jednych przeciw drugim. Bywało już tak, że sąsiad zabijał sąsiada. Tak działo się w trakcie wojny na Bałkanach, gdzie zupełnie przyzwoici ludzie potrafili swoim sąsiadom odebrać życie w okrutny sposób. To pokazuje, jak zmienia się człowiek, kiedy zamienia się w tłum. Mamy przyzwolenie ze strony części polityków, ale w roli rozjemcy nie sprawdza się także Kościół. - W ocenie wystąpień agresywnych grup, takich jak w Białymstoku, pojawia się w wypowiedziach przedstawicieli kościoła wyraźny dwugłos. Są hierarchowie, którzy podgrzewają złe emocje, licząc, że przemocą można zatrzymać zmiany społeczne i utrzymać tradycyjny model rodziny. Z drugiej strony pojawiają się też głosy rozsądku, część hierarchów potępia atakowanie osób nieheteroseksualnych oraz ich sympatyków i podkreśla, że godność człowieka jest przyrodzona i niezbywalna. Problem w tym, że z takiego dwugłosu każdy wybiera co mu pasuje. Tylko stanowcze, spójne i jednoznaczne potępienie przez kościół przemocy w stosunku do osób LBGT+ miałoby pozytywne konsekwencje. Można wychowywać społeczeństwo, by agresywne postawy ograniczać? Czy tak jak złe słowo zachęca do złych działań, dobre może kreować pozytywne postawy? - Ludzie są potwornymi konformistami. Są bardzo wrażliwi na normy społeczne. Kiedy nie wiedzą, jak się zachować, obserwują, co robią inni i wsłuchują się w przekaz, co należy robić, a czego nie wolno. To jest pierwszy wyznacznik ludzkiego zachowania w sytuacjach społecznych. Nomy społeczne można kształtować na wiele sposobów. Odgórnie poprzez system prawa i jego egzekucji oraz oddolnie poprzez wychowanie w rodzinach, edukację w szkołach oraz debatę publiczną. Wyjścia są dwa - albo będziemy się tolerować, albo rzucać w siebie kamieniami. Innej alternatywy nie ma. Musimy uczyć się tolerancji. Rozmawiała Monika Borkowska.