Polityk Platformy był dzisiaj gościem Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF. Kamil Durczok: Za 5 dni Donald Tusk ma przedstawić kandydata na nowego sekretarza generalnego partii. Czy przedstawi pańską kandydaturę? Grzegorz Schetyna: Trudno powiedzieć. Nie tylko na sekretarza generalnego, ale i na skarbnika. Będzie wybierany także zarząd partii. Skarbnikiem - jak sądzę - nie chce pan zostać. Ale chce pan pozostać na stanowisku sekretarza? To jest decyzja Donalda Tuska. Nie, nie. To jest pańska decyzja. Ale on zgłasza. To są dwa stanowiska, które należą do przewodniczącego. A jak panu zaproponuje, to pan się zgodzi? Podejmę to wyzwanie. Wczoraj "Newsweek" napisał o dwóch młodych ludziach, m.in. o pańskim asystencie, którzy mieli wyprowadzać pieniądze z partyjnych kont. Myśli pan, że jest to coś, co uniemożliwi panu objęcie tej funkcji? To jest sprawa, którą należy wyjaśnić, ona zbulwersowała nas w Platformie. Ta osoba, która była moim asystentem, teraz pracuje w klubie parlamentarnym. Sprawa jest trudna, trzeba ją wyjaśnić. "Newsweek" kilkakrotnie piórem Jerzego Jachowicza atakował PO, mnie także osobiście, za co musiał przepraszać. Chcemy poważnie sprawdzić te zarzuty. Ale okazało się, że te zarzuty potwierdzają także inni świadkowie. Mówią, że pan wiedział, co działo się z partyjnymi pieniędzmi. Absolutnie nie. Nie jestem skarbnikiem, nie odpowiadam za finanse. Uważam, że świadek, na którego powołuje się red. Jachowicz to jest Maciej Śmigiel, który pracował w zeszłej kadencji w klubie parlamentarnym PO i został przez Jana Rokitę, ówczesnego przewodniczącego, dyscyplinarnie wyrzucony. Bierzemy bardzo poważnie ten wątek pod uwagę, że jest to zemsta osoby, która już nie pracuje i ma pretensje do ludzi, którzy klub PO prowadzą. Jak państwo to chcą wyjaśnić? Chcemy sprawdzić wszystkie przelewy, porozmawiać z wszystkimi ludźmi, którzy pracowali przy kampaniach wyborczych. Musimy mieć ich relacje i potwierdzenie, czy taki proceder miał miejsce, czy nie. Zawsze jeśli jest oskarżenie, musi być też prawo do obrony. Potrzebujemy kilku dni, by to wyjaśnić. To jedna sprawa. Jacek Kurski równo tydzień temu oskarżył sztab Donalda Tuska o nieprawidłowości przy finansowaniu kampanii wyborczej - chodzi o tzw. słynną aferę billboardową. PO zapowiada pozew przeciwko Kurskiemu od tygodnia i jeszcze go nie wniosła. Jacek Kurski oskarżył nas we wtorek wieczorem. A dziś mamy wtorek rano. Wcześniej mieliśmy Boże Ciało i długi weekend i potrzebowaliśmy kilku dni, by sprawdzić dokładnie, czy w zarzutach Kurskiego jest cokolwiek z prawdy. Państwo nie wiedzieli o tym, czy kampania była finansowana legalnie, zgodnie z wszystkimi zasadami? To, że nie ma nic wspólnego z kampanią PZU, to jest pewne, wiedzieliśmy o tym. Musieliśmy sprawdzić nasze dokumenty, porozmawiać z firmami, z którymi współpracowaliśmy, czy też one - dwie firmy billboardowe, z którymi mieliśmy podpisane umowy - wcześniej nie pracowały dla PZU w jakimkolwiek sensie tej kampanii, o której mówił Kurski. Dziś mamy to potwierdzenie - takie rzeczy nie miały miejsca. Pan mówi, dzisiaj mamy to potwierdzenie; takie rzeczy nie miały miejsca. A wczoraj słyszałem, że zapowiedź pozwu to dziś albo jutro. Na co czekać? Albo jest tak, że Jacek Kurski kłamie i państwo od razu wnoszą pozew przeciwko Kurskiemu (czas skończyć z takimi metodami uprawiania polityki - jak mówił jeden z waszych kolegów), albo jest coś na rzeczy i zwlekacie nie wiadomo po co? Trzeba być odpowiedzialnym, skoro Kurski uprawia politykę w sposób tak warcholski, jak to robi, i jest to akceptowane przez PiS. My nie chcemy być takimi politykami, nie chcemy uprawiać takiej polityki. Jeżeli mówimy rzeczy, to poważnie i odpowiedzialnie. Mówimy dzisiaj - oddajemy sprawę Kurskiego do sądu; nie mieliśmy nic wspólnego z kampanią PZU. Natomiast wszystko wskazuje na to, że firmy, które eksponowały kampanię PZU, eksponowały plakaty Lecha Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej. To pan chce teraz powiedzieć, że to, co mówił Kurski, tak naprawdę odnosi się do PiS-u? Jakie ma pan dowody? Ja mam dowody, informacje o firmach, które współpracowały z PZU, i te same firmy eksponowały plakaty Lecha Kaczyńskiego. Nie chcę ich wymieniać, to są znane firmy billboardowe. Myślę, że śledztwo dziennikarskie nie będzie tu trwało długo. Proszę sprawdzić. Kulą w płot uderzył Jacek Kurski i wydaje się, że po tych kilku dniach zdał sobie z tego sprawę i teraz próbuje wycofać się z oskarżeń. My te oskarżenia podejmiemy; oddajemy sprawę do sądu i chcemy pełnego wyjaśnienia sprawy. Spróbujmy jeszcze raz. Chcę, aby tu nie pozostały żadne wątpliwości. Tydzień temu Kurski mówi, że doszło do nieprawidłowości w finansowaniu kampanii prezydenckiej Tuska, dlatego że mogła być ona pośrednio finansowana z pieniędzy PZU. Dzisiaj Grzegorz Schetyna mówi, że owszem taka sytuacja mogła mieć miejsce, ale w odniesieniu do Lecha Kaczyńskiego. Na pewno nie miała miejsca w stosunku do Donalda Tuska i kampanii Donalda Tuska. Jeśli mogła mieć jakiś związek z kampanią prezydencką to mogła mieć związek z kampanią Lecha Kaczyńskiego. I chce pan powiedzieć, że te firmy, które prowadziły kampanie PZU, prowadziły także kampanie Lecha Kaczyńskiego, billboardowe. Mamy takie sygnały. Sygnały? Informacje? Wymaga to sprawdzenia dziennikarskiego. Ja nie jestem dziennikarzem śledczym. Ten watek trzeba bardzo poważnie sprawdzić. Dzisiaj zapewne się to rozpocznie. Dziękuję za rozmowę. Jestem jeszcze winien informację. Wczoraj w Kontrwywiadzie powiedziałem, że Andrzej Zarębski, były członek KRRiT wycofał swoją wypowiedź o Jacku Kurskim dla "Gazety Wyborczej", bo się obawiał o bezpieczeństwo swoich najbliższych. Tak naprawdę tej wypowiedzi udzielił "Gazecie", a potem ją wycofał Jan Zarębski były marszałek woj. pomorskiego. Andrzej Zarębski wczoraj mi powiedział, że kogo jak kogo, ale Jacka Kurskiego się nie boi. Obydwu panów za pomyłkę przepraszam.